[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozumiem odpowiedział Crowell.
Sam zamknął drzwi. Obszedł karetkę. Zatrzymał się przy oknie kierowcy, strażaka-
ochotnika z nocnej zmiany, i powtórzył mu zmyśloną wersję wydarzeń.
Na początku wydawało się, że nie ma sposobu na złamanie żelaznego uporu
Salsbury ego, że nie da się go zmusić do mówienia. Cierpiał strasznie, trząsł się, pocił,
miał zawroty głowy z bólu, ale odmawiał odpowiedzi na pytania. Siedział w biurowym
fotelu àorpa, z wÅ‚adczym wyrazem twarzy, który po prostu nie miaÅ‚ najmniejszego
sensu w tej sytuacji. Odchylił się w tył, przycisnął ręką ranę, przymknął oczy. Prawie nie
zwracał uwagi na pytania Paula. Tylko od czasu do czasu bez sensu pluł stekiem prze-
kleństw i ordynarnych wyzwisk.
Paul nie potrafił wczuć się w rolę inkwizytora. Podejrzewał, że gdyby znał odpowied-
nią torturę, gdyby wiedział, jak zadać temu człowiekowi ból, który wstrząsnąłby jego
umysłem, nie niszcząc go, gdyby umiał przy tym zachować zimną krew szybko do-
tarłby do prawdy. Kiedy upór badanego stawał się szczególnie denerwujący, Paul uży-
wał kolby rewolweru do podrażnienia rany. Wtedy Salsbury łapał powietrze jak ryba.
Ale to nie wystarczało, żeby zmusić go do mówienia. A Paul nie był zdolny do skutecz-
niejszych tortur.
235
Kim byli ludzie w helikopterze?
Salsbury nie odpowiedział.
Czy to byli ludzie pracujÄ…cy dla rzÄ…du?
Milczenie.
Czy to projekt rzÄ…dowy?
Idz do diabła!
Nagle Paul przypomniał sobie reakcję Salsbury ego na jego widok, kiedy wpadł do
pokoju. Był zszokowany, cholernie przestraszony, załamany, ale nie dlatego, że Paul go
zaskoczył. Był śmiertelnie przerażony, ponieważ z sobie tylko wiadomej przyczyny po-
myślał, że Paul jest człowiekiem o nazwisku Parker.
Co mu ten Parker zrobił? zastanawiał się Paul. Co mogło pozostawić tak głę-
bokÄ… i niezabliznionÄ… ranÄ™?
Salsbury?
Milczenie.
Kim byli ludzie w helikopterze?
Pieprzony nudziarz.
Czy pracowali dla rzÄ…du?
Przeskakująca płyta.
Salsbury, wiesz, co ci zrobiÄ™?
Nie raczył odpowiedzieć.
Wiesz, co zrobię? powtórzył pytanie Paul.
Obojętne, co zrobisz. Nic ci nie pomoże.
ZrobiÄ™ to samo, co Parker.
Salsbury nie odpowiedział. Nie otworzył oczu, jednakże zesztywniał, stężał, każdy
jego mięsień napiął się jak struna.
Dokładnie to, co Parker.
Kiedy w końcu otworzył oczy, było w nich nieprawdopodobne przerażenie, które
Paul widywał jedynie u zaszczutych dzikich zwierząt.
To jest to, pomyślał Paul. To jest właściwy klucz, wrażliwy punkt, nóż, którym go
otworzę. Ale jak zareagować, jeśli zorientuje się, że blefuję?
Był blisko odkrycia prawdy, tak blisko ale nie miał zielonego pojęcia, co Parker
zrobił.
Skąd... skąd znasz Parkera? zapytał Salsbury piskliwym głosem.
Paul nabrał otuchy. Jeżeli Salsbury zapomniał, że to on pierwszy wspomniał Parkera,
widocznie to nazwisko w przeszłości miało dla niego wielkie znaczenie.
Nieważne skąd uciął Paul. Ale znam. Niezle. I wiem, co ci robił.
Miałem... tylko... jedenaście lat. Czy ty wiesz?
Wiem. I podoba mi siÄ™ to.
236
Ale ty nie jesteś taki rozpaczliwie zachłysnął się Salsbury. Pot lał się z niego.
Po prostu nie jesteÅ›!
Jaki niby nie jestem?
Lewus! wyrzucił z siebie. Nie jesteś cholerny lewus!
Nadal blefując, ale z większą liczbą atutów w ręku, Paul oświadczył:
Wiesz, my nie wszyscy jesteśmy tacy, że co w sercu, to na języku. Nie reklamuje-
my siÄ™ w gazetach.
Byłeś żonaty.
To nie ma znaczenia.
Masz dzieci!
Paul wzruszył ramionami.
Węszyłeś za tą suką Edison!
Słyszałeś kiedyś o AC-DC*? zapytał Paul. Wyszczerzył zęby.
Salsbury zamknÄ…Å‚ oczy.
Ogden?
Nie odpowiedział.
Wstań. Ogden.
Nie dotykaj mnie!
KÅ‚adz siÄ™ na biurko.
Nie wstanÄ™.
Rusz siÄ™. Jeszcze to polubisz.
Nie polubiÄ™.
Od Parkera lubiłeś.
Nieprawda!
Nie jesteÅ› taki?
Nie jestem.
Nie udawaj.
Nie ruszał się.
Lubisz na greka.
Salsbury się skurczył.
Nie.
KÅ‚adz siÄ™ na biurko.
To boli...
Oczywiście. No już, wstawaj, kładz się na biurko i spuszczaj spodnie! Dawaj.
Salsbury zadygotał. Twarz miał ściągniętą, spopielałą.
Jak nie wstaniesz, Ogden, będę musiał wysadzić cię z tego fotela. Nie stawiaj się,
Ogden. Nie nawiejesz. Nie pokonasz mnie. Mam broń, a ty masz rozwalone całe ramię.
Och, Jezu Panie! żałośnie zaskamlał Salsbury.
* Amerykański skrót oznaczający urządzenie na prąd ziemno-staty. W ulicznym slangu: biseks.
237
Polubisz to. Polubisz ból. Parker gadał mi, jak uwielbiałeś ból.
Salsbury zaczął płakać gwałtownie, rozdzierająco. Azy tryskały z oczu. Trząsł się, du-
sił.
Masz boja, Ogden?
M-mam. Tak.
Możesz się wywinąć.
Od... od...
Od gwałtu.
J-jak?
Odpowiesz na moje pytania.
Nie chcÄ™.
No to wstawaj.
ProszÄ™...
Wstydząc się samego siebie, chory z obrzydzenia, ale zdecydowany kontynuować tę
grę, Paul złapał Salsbury ego za koszulę. Potrząsnął nim i usiłował podnieść z fotela.
Kiedy skoÅ„czÄ™, pozwolÄ™ Bobowi àorpowi ulżyć sobie z tobÄ…. ZalepiÄ™ ci pysk,
żebyś nie mógł do niego gadać i zaprogramuję go, żeby ci wsadził. Oczywiście nie
byÅ‚by zdolny do tego, ale Salsbury najwyrazniej mu wierzyÅ‚. I nie tylko àorpowi.
Innym. Kilku innym.
Opór Salsbury ego pękł.
Co chcesz? Powiem ci, co chcesz mówił głosem prawie niezrozumiałym, zmie-
nionym przez żałosny szloch, nad którym nie mógł zapanować. Wszystko, co chcesz.
Tylko mnie nie dotykaj! Och, Jezu! Och, nie dotykaj mnie! Nie każ mi się rozbierać. Nie
dotykaj! Nie!
Kim byli ludzie w helikopterze? wciąż trzymając Salsbury ego za koszulę, pra-
wie krzyczał mu w twarz Paul. Jak nie chcesz zostać zerżnięty do żywego mięsa, le-
piej gadaj, kim sÄ….
Dawson i Klinger.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]