[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się na tych, co mówią, i na tych, co słuchają. Tak naprawdę wolę słuchać, rzadko kiedy
tyle mówię. Jestem raczej zamknięta w sobie, ale odkąd się tu znalazłam, ciągle gadam,
sama nie wiem, czemu...
Oczy Sophie zrobiły się okrągłe jak spodki, gdyż Marco położył palec na jej
ustach.
- Wez głęboki oddech i odpręż się.
- Jestem odprężona.
- Grozi ci hiperwentylacja. Rozumiem twoją ciekawość. Ludzi pociąga seks i
wszystko, co jest z nim związane.
- A ja też rozumiem, że takie rzeczy mogą cię kręcić, chociaż ja raczej nie przepa-
dam za...
- To nie jest moja sypialnia, cara - przerwał jej.
- Nie? - Sophie spojrzała na niego zaskoczona. - Zaraz, zaraz, jak mnie nazwałeś? -
spytała, marszcząc nos.
Marco przewrócił się na plecy, wsunął ręce pod głowę i uśmiechnął się.
- Nie potrzebuję dodatkowych podniet, by uprawiać seks.
Teraz potrzebuję środków uspokajających, pomyślał, patrząc na jej blady dekolt.
Miał ochotę zanurzyć twarz w jej miękkich piersiach i poczuć na wargach słodki smak
jej skóry.
- Duszno, tu. Otworzę okno - wyszeptała Sophie.
- Spokojnie.
- Jestem spokojna - odparła, wpatrując się w jego usta.
- To dobrze. Nie wstawaj jeszcze.
Wziął ją za rękę.
- Jest tak miło. Od dawna nie jezdziłem konno i po przejażdżce czuję wszystkie
mięśnie.
- Wez gorącą kąpiel.
R
L
T
- Lepszy będzie zimny prysznic.
Sophie uznała, że musi jak najszybciej wyjść z sypialni. Wygramoliła się z wod-
nego łóżka, słysząc za plecami śmiech Marca. Po chwili stanął obok niej i przeczesał rę-
ką potargane włosy.
- To było takie śmieszne? - spytała, dysząc z wysiłku.
- Zmieję się, bo mamy problemy z ciepłą wodą. Co myślisz o pałacu? Masz jakieś
pytania?
- Tak - odparła, chociaż najchętniej dowiedziałaby się, czy nadal kochał swoją żo-
nę. - Nie wiem, jak daleko mogę się posunąć - zaczęła i oblała się rumieńcem. - Chodzi
mi o pałac - dodała szybko. - Czy mam konsultować z tobą każdą zmianę?
- Oddaję się całkowicie w twoje ręce.
Drwiący ton jego głosu zabolał ją. Była niepozorną i pulchną dziewczyną, ale to
nie oznaczało, że mógł nią pomiatać. Ona też miała uczucia.
- Jesteś bardzo atrakcyjną kobietą - dodał z powagą w głosie.
Zabrzmiało to jak oskarżenie, a po chwili dodał:
- Musisz uważać. Za kilka dni pałac będzie pełen robotników. Niewiele trzeba, że-
by rozbudzić ich zainteresowanie.
To mówiąc, odwrócił się na pięcie i wyszedł, zostawiając zaskoczoną Sophie na
środku wielkiej sypialni.
R
L
T
ROZDZIAA DZIEWITY
Sophie z kamienną twarzą słuchała mężczyzny, który grożąc jej palcem, głośno
mówił po włosku. Reszta robotników z ciekawością obserwowała całą scenę. Nadeszła
odpowiednia chwila, aby wreszcie pokazać, kto ma władzę. Od pierwszego dnia Franco
nie mógł znieść myśli, że musi słuchać kobiety. Był przekonany, że to jemu należy się
kierownicze stanowisko podczas remontu. Przy każdej okazji podkopywał autorytet
Sophie, kwestionował jej decyzje i powtarzał, że Angielka nie ma odpowiednich kwali-
fikacji.
Początkowo Sophie starała się go ignorować, potem próbowała go uspokoić, ale
żadna metoda nie skutkowała. W końcu miarka się przebrała.
- Roman ma rację - powiedziała, spoglądając z uśmiechem na wysokiego, szczu-
płego mężczyznę, który stał przed starym freskiem tak, jakby chciał go bronić przed ata-
kiem kolegi. - Zrób sobie przerwę - Sophie zwróciła się do robotnika Romana.
Młody mężczyzna niechętnie opuścił pole bitwy, zostawiając Sophie sam na sam z
Frankiem.
- Mówiłam, że każdy fragment tynku trzeba zdzierać ręcznie - powiedziała Sophie,
podnosząc głos tak, by słyszeli ją pozostali robotnicy. - Wiem, że to dłużej potrwa, ale to
renowacja pałacu, a nie zwykła budowa. Na pewno zgodzisz się ze mną, że najważ-
niejsze jest zachowanie oryginalnego wystroju. Nie możemy tego zniszczyć. Te freski -
wskazała palcem na ścianę - to skarb i musimy je odrestaurować.
Franco podskoczył do niej i zaczął krzyczeć:
- Markizowi nie zależy na tych freskach, a ty marnujesz jego pieniądze!
Sophie dumnie podniosła głowę, nie kryjąc oburzenia.
- Markiz wyznaczył mnie na kierownika remontu. Byłby zadowolony, gdybyśmy
ze sobą współpracowali. Ceni twoje umiejętności tak samo jak ja.
Całą scenę z ukrycia obserwował Marco. Gdy zobaczył, jak Franco podskakuje do
Sophie, zacisnął pięści. Z jednej strony podziwiał odwagę, z jaką Sophie broniła swoich
racji, z drugiej miał ochotę udusić robotnika gołymi rękami. Duma i determinacja dziew-
czyny robiły wrażenie, ale z wysokim i dobrze zbudowanym mężczyzną nie miała szans.
R
L
T
Marco z trudem powstrzymał się, by nie pospieszyć jej z pomocą. Wyświadczyłby jej
jednak niedzwiedzią przysługę. Tę bitwę musiała stoczyć sama, gdyż tylko tak mogła
ugruntować swój autorytet.
Sophie odważnie spojrzała w oczy agresywnemu mężczyznie i cicho powiedziała:
- Będzie mi przykro, jeśli okaże się, że nie potrafimy ze sobą pracować. Może po-
pełniam błędy, ale to ja za nie odpowiadam. Na tym polega praca kierownika. A co do
podłączenia elektryczności, jak uważasz, czy powinniśmy... - odwróciła się i zaczęła iść
korytarzem, nie przerywając monologu.
Franco w milczeniu poszedł za nią. Kilkanaście minut pózniej zmęczona Sophie
usiadła pod wielkim dębem i odetchnęła z ulgą.
- Mia nie uwierzy, jak jej to opowiem - powiedziała do siebie, kręcąc głową.
- Kim jest Mia? - spytał Marco.
Sophie podskoczyła jak oparzona.
- To moja siostra. Skąd się tu wziąłeś? - spytała zdziwiona.
Próbowała wstać, ale gdy nerwy puściły, poczuła się tak słabo, że znów usiadła, a
Marco tuż obok. Zastanawiała się, czy przyszedł, aby dać jej reprymendę i wskazać na-
leżne jej miejsce, czy też chciał ją pochwalić.
- Jak praca? - spytał.
Sophie spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem. Jego uroda rozpraszała ją do tego
stopnia, że nie wiedziała, co powiedzieć. Oparła się plecami o pień drzewa.
- Wszystko w porządku? - spytał znów Marco.
Zastanawiał się, czy nałożyła przeciwsłoneczny krem na swoją delikatną, bladą
skórę.
- Dlaczego pytasz?
- Podobno załoga się buntuje.
- Już wiesz?
- Zwietnie sobie poradziłaś - odparł, nie mogąc oderwać wzroku od jej dekoltu.
Miał ochotę wsunąć rękę pod bawełnianą bluzkę i dotknąć jej krągłych piersi.
- Widziałeś? - przerażona poderwała się z ziemi.
R
L
T
- Dałaś sobie radę. Twój ojciec byłby z ciebie dumny - odparł Marco, wolno wsta-
jąc. - Chcesz, żebym go wyrzucił?
- Nie możesz tak po prostu kogoś wyrzucić! - powiedziała oburzona.
- Przecież zagroziłaś mu tym samym, tylko w inny sposób.
- Nie wiedziałam, że mogę zwolnić kogoś z ekipy.
- Jesteś jej szefem i zdaje mi się, że całkiem ci się to podoba - dodał, opierając rękę
o pień drzewa za jej głową.
Sophie zamarła. Bała się, że za chwilę Marco ją dotknie. Przerażenie mieszało się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]