[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nieważne. Chodzi o to, że zaczęło się zle i robiło się coraz gorzej, aż w końcu
miałam ochotę kogoś palnąć. Właśnie wtedy napatoczył się ten od torebki. Przynajmniej mam
satysfakcję, że przez kilka dni będzie kulał.
- A więc trochę oberwał?
- Aha. Wysoki obcas to niezła broń - odparła, dotykając ostrożnie bolącego miejsca.
Mitch podszedł do niej i nachylił się. Bardziej z ciekawości niż ze współczucia oglądał
podbite oko. Hester zaczęła się martwić ciekawskimi spojrzeniami i wyjaśnieniami, których
będzie musiała udzielić w pracy. Ale na razie miała przed sobą weekend.
- Boli?
- Tak.
Zanim zdążyła odsunąć głowę, dotknął ustami siniaka.
- Spróbuj przyłożyć lód.
- Sama na to wpadłam.
- Rozpakowałem się - poinformował Radley. Stał w korytarzu i wpatrywał się w
podłogę. - Miałem zadane lekcje, ale już odrobiłem.
- To dobrze. Podejdz do mnie. Gdy się zbliżył, Hester go objęła.
- Przepraszam - powiedziała.
- W porządku. Nie chciałem cię zdenerwować.
- To nie ty, tylko pan Rosen. Potem ten człowiek, który chciał mi zabrać torebkę. Nie
ty.
- Mogę ci przynieść mokry ręcznik, taki jaki mi dajesz, kiedy boli mnie głowa.
- Dziękuję, ale wezmę kąpiel i przyłożę sobie lód. - Uścisnęła go jeszcze raz i wtedy
sobie przypomniała. - Ojej, mieliśmy wyjść. Cheeseburger i kino.
- Możemy pooglądać telewizję.
- Wiesz co, poczekajmy, może za chwilę poczuję się lepiej.
- Dostałem szóstkę z klasówki z ortografii.
- Jesteś moim bohaterem - pochwaliła go.
- Wiesz, kąpiel to dobry pomysł, lód także. - Mitch robił już plany. - Wykąp się, a ja
na chwilkę pożyczę sobie Radleya.
- Dopiero wrócił do domu.
- Tylko na chwilę. - Prowadził już ją w kierunku łazienki. - Wrócimy za pół godziny.
- Dokąd się wybieracie?
- Mam coś do załatwienia, a Rad może pójść ze mną. Prawda, Radley?
- Jasne.
Kusząca myśl o trzydziestominutowym moczeniu się w wodzie przeważyła.
- Tylko żadnych cukierków. Najpierw obiad.
- Dobrze, nie zjem ani jednego - obiecał Mitch. Położył rękę na ramieniu chłopca.
- Gotów do misji, kapralu?
W oczach Radleya pojawił się wesoły błysk.
- Tak jest! - odpowiedział.
Połączenie kąpieli z zimnym okładem i aspiryną okazało się skuteczne. Zanim woda w
wannie wystygła, ból głowy zmalał do poziomu, z którym można było żyć. Zakładając
dżinsy, Hester przyznała w duchu, że skuteczną kurację i chwilę wytchnienia zawdzięcza
Mitchowi. Teraz, oglądając siniak, nie odczuwała już rozgoryczenia, lecz dumę.
Uczesała się i zaczęła rozważać, czy Radley będzie bardzo rozczarowany odłożeniem
wyprawy do kina. Ostatnią rzeczą, na którą miała teraz ochotę, było wychodzenie na mróz, a
potem siedzenie w zatłoczonej sali. Mogli się wybrać jutro, na poranny seans. Oznaczało to
zmianę planów, czego bardzo nie lubiła, lecz myśl o spokojnym wieczorze spędzonym we
własnym domu była zbyt kusząca.
Paskudny tydzień, rozmyślała. Rosen okazał się tyranem, a facet z rozliczeń
utrapieniem. W ciągu pięciu dni poświęciła na obłaskawianie jednego i zniechęcanie drugiego
tyle samo czasu, co na rzeczywistą pracę. Roboty się nie obawiała, natomiast nie cierpiała,
gdy ktoś rozliczał ją z każdej minuty. Niestety Rosen taki już był, i to wobec wszystkich
swoich podwładnych.
No i ten głupi Cummings. Hester odegnała myśl o nadmiernie kochliwym koledze i
usiadła na krawędzi łóżka. W końcu przetrwała pierwsze dwa tygodnie i teraz pójdzie już
łatwiej. Poznała, kogo trzeba było poznać, dogadała się, z kim należało się dogadać. Jakoś już
wrosła w National Trust, odniosła nawet pierwsze drobne sukcesy. No i największa ulga: nie
musiała się martwić o Radleya.
Codziennie, przez cały tydzień, podświadomie obawiała się telefonu z informacją, że
Radley sprawia za dużo kłopotów i Mitch ma dosyć zabawy w opiekuna dziewięcioletniego
chłopca. Każdego jednak dnia jej syn wracał rozentuzjazmowany, opowiadał o Mitchu i
Tazie, o tym, co razem robili.
Mitch pokazał mu serię rysunków do grubszego, rocznicowego wydania. Zabrali Taza
do parku. Oglądali na wideo oryginalną, klasyczną wersję King Konga. Mitch
zademonstrował swą kolekcję komiksów, z pierwszym wydaniem Supermana i Opowieści
z krypty . Wszyscy wiedzą, została poinformowana, że to bezcenne unikaty. I czy zdawała
sobie sprawę, że Mitch ma prawdziwy, słowo, prawdziwy pierścień dekodujący z Captain
Midnight ?
Skrzywiła się, gdy przypomniała sobie o siniaku. Ten człowiek jest może trochę
dziwny, myślała dalej, lecz z pewnością uszczęśliwia Radleya. Zwietnie. Wystarczy
traktować go jak przyjaciela syna i oczywiście zapomnieć o niespodziewanej scenie, do jakiej
doszło w poprzedni weekend.
Bo to była tylko ot, taka sobie scenka, bez znaczenia i sensu, niepotrzebny incydent,
jaki czasami zdarza się między dorosłymi, a nie żadna ekscytacja czy pożądanie, jak uparcie
utrzymywał Mitch. Oczywiście było jej przyjemnie... mówiąc prawdę, na moment ogarnęło ją
niezwykłe erotyczne uniesienie, i wcale się tego nie wstydziła. Od lat żyła samotnie i nic
dziwnego, że tak mocno zareagowała na atrakcyjnego mężczyznę, który wyrażał podziw dla
jej urody i wcale się nie krył, że pragnie zdobyć Hester. Nienawidziła, gdy próbowano ją
uwodzić, i niszczyła chłodem pechowych absztyfikantów, jednak w tym przypadku czuła się
zupełnie inaczej. Musiała przyznać, że przeżyła całkiem miłą... scenkę. I wystarczy.
Przygryzła wargi. Od kiedy się rozwiodła, próbowało ją uwieść wielu facetów.
Niektórzy z nich uchodzili za atrakcyjnych mężczyzn, jak choćby ostatnio ów nieszczęsny
Cummings, a jednak ich wszystkich natychmiast i bezwarunkowo spławiała. Bo w żaden
sposób na nią nie działali.
Poza Mitchem.
W tym momencie Hester gwałtownie przerwała rozmyślania. Nie, nie będzie dalej
drążyć tego tematu, bo stawał się zbyt niebezpieczny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]