[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Postanowił sprawić sobie kule.
Umocnił się w swoim zamiarze, by dłużej z tym nie zwlekać, po dwóch popołudniowych
wizytach. Najpierw przyszedł wielce podniecony Ferdynand i przekazał mu ostatnie szczegóły na
temat wyścigu kary-kli, który miał się odbyć za trzy dni. W klubie przyjęto dużo zakładów,
prawie wszyscy stawiali na zwycięstwo lorda Berriwethera. Ale to w najmniejszym stopniu nie
zniechęciło Ferdynanda. Poruszył też jeszcze jeden temat.
- Bracia Forbesowie są coraz bezczelniejsi - oświadczył. - Dają do zrozumienia, że
ukrywasz się tutaj, udając inwalidę, bo na myśl o ich zemście zaczynasz trząść portkami. Gdyby
powiedzieli to w mojej obecności, spoliczkowałbym każdego po kolei tak mocno, że spuchłyby
im gęby.
- Nie mieszaj się do moich spraw - nakazał mu ostro Jocelyn. - Jeśli mają coś do
powiedzenia na mój temat, niech zwrócą się do mnie. Nie będą już długo czekać.
- Twoje sprawy są moimi sprawami, Tresham - obruszył się brat. - Jeśli ktoś znieważy jednego
członka naszej rodziny, to tak, jakby znieważył nas wszystkich. Mam tylko nadzieję, że lady
Oliver jest tego warta. Zmiem twierdzić, że tak. Nigdy nie spotkałem kobiety o tak szczupłej
kibici i tak wydatnym... - Urwał niespodziewanie i zmieszany obejrzał się przez ramię na Jane
Ingleby, jak zwykle siedzącą w milczeniu w głębi pokoju.
Ferdynand, podobnie jak Angelina i przyjaciele Jocelyna, nie wiedział, jak traktować
pielęgniarkę księcia Tresham.
Zanosi się na kłopoty, pomyślał niespokojnie Jocelyn po wyjściu brata. Jak zwykle. Tyle
tylko, że normalnie mógł im stawić czoło. Zawsze się tym upajał. A ostatnio przyłapywał się na
myśli, że jest coś wyjątkowo głupiego i bezsensownego w całym jego dotychczasowym stylu
życia.
Im szybciej wróci do zwykłych zajęć, tym lepiej. Jeśli jutro Barnard nie dostarczy mu kul,
o które prosił, spyta go o powód zwłoki.
A potem pojawił się drugi gość. Hawkins zapowiedział go z miną pełną dezaprobaty. Jane
Ingleby zamknęła książkę, którą właśnie czytała, i wycofała się do kąta, w którym zawsze się
66
chowała, kiedy książę przyjmował gości.
- Wasza książęca mość, lady Oliver pragnie porozmawiać z panem na osobności -
powiedział Hawkins. - Poinformowałem ją, że nie wiem, czy czuje się pan wystarczająco dobrze,
by przyjmować.
- Ty skończony durniu! - krzyknął Jocelyn. - Powinieneś wiedzieć, że ona nie ma prawa
przestąpić progu tego domu. Wyrzuć ją
Nie pierwszy raz przyszła do Dudley House. Lady Oliver zdawała się nie rozumieć, że
damie nie wypada odwiedzać samotnego mężczyzny w jego domu. W dodatku przyszła w porze
składania wizyt. Ktoś mógłby ją przypadkowo zobaczyć.
- Zapewne przyjechała powozem lorda Olivera, który czeka na nią przed domem? - zadał
pytanie, na które dobrze znał odpowiedz.
- Tak jest, wasza książęca mość.
Zanim Jocelyn zdołał powtórzyć, by natychmiast wyprosić lady Oli-ver, pojawiła się w
drzwiach. Jocelyn pomyślał ponuro, że Hawkins bę-dzie miał dużo szczęścia, jeśli przed końcem
dnia nie zostanie zdegradowany do pozycji pomocnika czyścibuta.
- Tresham - powiedziała lady Oliver swoim słodkim, lekko zachrypniętym głosem.
Uniosła do ust obszytą koronką chusteczkę, co było widomym znakiem cierpienia wrażliwych
kobiet.
Rzeczywiście była uosobieniem kobiecości. Różne odcienie zieleni podkreślały jej rude
włosy. Chociaż była niska, szczupła i filigranowa, miała wydatny biust, który wzbudzał taki
zachwyt u Ferdynanda.
Jocelyn spojrzał na nią gniewnie, kiedy weszła do pokoju. Jej orzechowe oczy pełne były
troski.
- Nie powinna pani tu przychodzić.
- Jak mogłam nie przyjść? - Przebiegła przez pokój, osunęła się u stóp szezlonga i ujęła w
obie dłonie jego rękę. Zbliżyła jądo swych ust.
Hawkins wycofał się i zamknął drzwi za sobą.
- Tresham - powtórzyła - moje biedactwo! Podobno strzeliłeś w powietrze, chociaż z
łatwością mogłeś zabić Edwarda. Wszyscy wiedzą, że jesteś znakomitym strzelcem. A potem
pozwoliłeś się postrzelić w nogę jak prawdziwy bohater.
- Odbyło się to w odwrotnej kolejności - poprawił ją szorstko. - I nie było w tym żadnego
67
bohaterstwa. Ktoś odwrócił moją uwagę.
- Jakaś kobieta krzyknęła - powiedziała, znów całując jego dłoń, po czym przycisnęła ją
do chłodnego, upudrowanego policzka. - Nie mam do niej pretensji, chociaż gdybym sama się
tam znalazła, natychmiast bym zemdlała. Mój biedny bohaterze! Mało brakowało, by cię zabił.
- Noga jest daleko od serca - zauważył i uwolnił rękę z jej dłoni. - Proszę wstać. Nie
zaproponuję, żeby pani usiadła i czegoś się napiła, bo wyjdzie pani, i to zaraz. Panna Ingleby
odprowadzi panią do drzwi.
- Panna Ingleby? - Nagle na jej policzkach pojawiły się rumieńce, gniewnie błysnęła
oczami.
- Panno Ingleby, przedstawiam pani lady Oliver, która właśnie wychodzi.
Zazdrość i oburzenie lady Oliver szybko zmieniły się w obojętność i lekceważenie, kiedy
zobaczyła, że Jane jest zwykłą służącą.
- Jesteś okrutny, Tresham - powiedziała. - O mało nie umarłam, zamartwiając się o ciebie.
Tęskniłam za tobą.
- Już mnie pani zobaczyła - stwierdził. - %7łegnam panią.
- Powiedz, że też za mną tęskniłeś - poprosiła. - To okrutne, że każesz mi żebrać o jedno
dobre słowo.
Spojrzał na nią z wyrazną niechęcią.
- Prawdę mówiąc, prawie o pani nie myślałem od czasu, kiedy widzieliśmy się ostatni raz,
w kawiarni George a czy też na Bond Street? Nie pamiętam. I zapewne gdy tylko pani wyjdzie,
nie poświęcę pani ani chwili uwagi.
Znów przyłożyła chusteczkę do ust, patrząc na niego z wyrzutem.
- Gniewasz się na mnie - powiedziała.
- Zapewniam panią że nie czuję nic poza irytacją - odparł.
- Gdybyś pozwolił mi wytłumaczyć... - zaczęła.
- Proszę mi tego oszczędzić.
- Przyszłam tu, żeby cię ostrzec. Moi bracia, Anthony, Wesley i Joseph, chcą cię zabić. W
obronie mojego honoru, bo uważają, że Edward nie zrobił tego dość przekonująco. A jeśli cię nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]