[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pokrzykując wytykał jej ubóstwo, choć właśnie on nie miał do tego żadnego prawa. Ale
Elena wiedziała, że Milan czeka, aż dopełnią się dni ojca.
Oby tylko, czekając, nie znalazł sobie innej! Elena z łatwością mogła wyobrazić sobie Milana
jako swojego męża, zresztą nie miała szczególnych możliwości wyboru, choć wiedziała, że
nie był on wcale księciem z bajki.
Ale dziewczęta z Planiny nie marnotrawiły czasu na nierealne marzenia o książętach na
białym koniu.
Tego samego dnia, gdy Elena spotkała się z Milanem, drogą na południe, ku Planinie,
podążał politowania godny, rozgniewany człowiek.
Solve Lind z Ludzi Lodu wprost pienił się z wściekłości.
Poprzedniego dnia zajechał do miasteczka, którego nazwy nie znał, nie miało zresztą
znaczenia, jak zwało się owo gniazdo złoczyńców.
Postąpił być może nierozważnie, ukrywając powóz i konia na skraju lasu, przylegającego do
miasteczka. Może też za długo siedział w karczmie, za dużo pił. Chciał przypochlebić się
84
mieszkańcom, chwalił ich osobliwie piękne konie, które mogłyby zmierzyć się z
wierzchowcami w szkołach jezdzieckich Wiednia, a może nawet je przewyższały! I tak
wygadał się, że przybywa z samego Wiednia.
Wtedy właśnie ci durni chłopi zaczęli śmiać się z niego i wyjaśnili, że są to dokładnie takie
same konie, lipicany, stąd pochodzą i stąd zostały zarekwirowane przez wiedeńczyków i
wytresowane do wyższej szkoły jazdy.
Solve nie lubił, gdy ktoś go poprawiał czy pouczał. Odparł, że świetnie o tym wiedział, ale
nie wydawało się, by ktokolwiek mu uwierzył.
Był więc już w złym humorze, gdy dotarł na skraj lasu, a nastrój miał mu się jeszcze
pogorszyć.
Nie znalazł bowiem powozu, nie było też konia, choć tak starannie go uwiązał.
Złodzieje pozostawili tylko jedną, jedyną rzecz. Jakżeby inaczej!
Klatkę z Heikem.
Nie dziwota więc, że Solvego ogarnął tak straszliwy gniew.
Ze złością wpatrywał się w klatkę, przewróconą na bok pod drzewem, jakby rabusie w
przerażeniu odrzucili ją daleko od siebie.
Solvemu gniew zmącił rozum i odruchowo zerwał się do ucieczki.
Nagle poczuł się tak, jakby ktoś zarzucił mu pętlę na szyję i coraz mocniej ją zaciskał.
Walczył, chcąc się uwolnić, wiedział jednak, że na próżno. Wola mandragory znów rzuciła
go na kolana.
Nie pozostawało mu nic innego, jak wrócić, położywszy uszy po sobie. Najpierw litując się
nad sobą stał wpatrzony w klatkę, potem gwałtownym ruchem uniósł ją do góry.
- Kto tutaj był? - zapytał ostro.
Heike, który siedział teraz całkiem skulony, patrzył na niego bez słowa.
- Odpowiadaj, draniu! - wrzasnął Solve kopiąc klatkę. - Wiem, że umiesz mówić. Myślisz, że
nie słyszałem, jak śpiewasz w wymyślonym przez siebie języku? Ale potrafisz też mówić
normalnie, słyszałem, jak paplesz do tej swojej przeklętej lalki. Odpowiadaj więc! Co tu się
wydarzyło?
%7łółte oczy wpatrywały się w niego, pełne nienawiści.
85
Solve właściwie nie musiał pytać. I tak był w stanie wyobrazić sobie przebieg zdarzeń.
Złodziej lub złodzieje przypadkiem natrafili na miejsce, w którym ukrył konia i powóz. Zajrzeli
do środka i zobaczyli klatkę. Z pewnością wstrząśnięci byli ujrzawszy uwięzione dziecko,
pomyślał Solve, pogardliwie wydymając wargi. Może ogarnęło ich współczucie i chcieli
puścić chłopca wolno?
Wielkie nieba, pomyślał. Dobrze przynajmniej, że tego nie zrobili! Zmiertelnie się bał, że
kiedy chłopiec uwolni się z klatki, dokona straszliwej zemsty. Za nic w świecie nie chciał też,
by ktoś odkrył jego największą hańbę, jego syna.
Pózniej jednak złodzieje dostrzegli twarz Heikego. Być może zobaczyli także jego ulubioną
zabawkę, mandragorę. Solve śmiał się szyderczo, wyobrażając sobie, jak czynią
powszechny w tych okolicach gest mający powstrzymać Szatana. Potem rzucili klatkę na
trawę w lesie i uciekli gdzie pieprz rośnie.
Dobrze wam tak, pomyślał Solve.
Gniew i rozczarowanie zwróciły się jak zwykle przeciwko spokojnemu Heikemu.
- Mógłbym cię pokazywać za pieniądze! - wrzeszczał podobnie jak wiele razy wcześniej. -
Wolno by mi było wtedy ciągnąć cię wszędzie w klatce, nie musiałbym się ukrywać niczym
nędzny robak, ja, który znajdowałem się na najlepszej drodze, by osiągnąć szczyt, kiedy ty
się zjawiłeś i zniszczyłeś moje życie! Pomyśl sobie o tym! Chodzcie oglądać! Dar
Koboldkind! Der Teufelsbraten! Dziecko trolli, czarci pomiot z Północy! Zwierzoczłek! Niezle
to brzmi, prawda? Wszyscy mogliby się z ciebie śmiać, kłuć cię i drażnić!
Wiedział jednak, że wykrzykuje puste grozby. Wszelkie tego rodzaju plany uniemożliwiało
jedno: Solve miał oczy równie żółte jak Heike. Ludzie natychmiast zorientowaliby się, że to
on jest ojcem stwora, i skończyłoby się razami, wyzwiskami i obrzuceniem kamieniami.
Heike także nie reagował na owe pogróżki, odwrócił się tylko z dziwnym wyrazem twarzy,
którego Solve nie umiał zrozumieć.
Z westchnieniem cierpiętnika przykrył derką klatkę i uniósł ją. Jaki ciężki zrobił się chłopiec!
Solve nie mógł nieść klatki przed sobą, zasłaniałaby mu widok. Nie umocował wcześniej
żadnego uchwytu, a nie śmiał wsunąć dłoni do środka i trzymać za drążki.
yle by się to mogło skończyć.
Nie miał teraz czasu, by dorobić uchwyt, nie wiedział też, gdzie szukać odpowiedniego
materiału. Wziął więc klatkę na ramiona, tak będzie mógł przejść kawałek, potem zmieni
sposób jej przenoszenia.
Odetchnął głęboko i ruszył w swą mozolną wędrówkę.
86
Stąpał z wysiłkiem uginając się pod ciężarem klatki, jakby był świętym... Jak on się nazywał,
ten pustelnik, który przeniósł Dzieciątko Jezus przez rzekę i tym samym przejął na swe barki
wszystkie troski świata? %7łe też nie mógł przypomnieć sobie jego imienia! Nie miało to dla
niego żadnego znaczenia, ale ostatnio tak wiele zapominał, odnosił wrażenie, że cofa się w
rozwoju. To zły znak, powinien wziąć się w garść.
Klatka stawała się coraz cięższa. Wiele razy odczuwał pokusę, by wypuścić chłopca, ale
kiedy widział paskudny błysk w oczach Heikego, opuszczała go śmiałość.
I pomyśleć: bał się małego, pięcioletniego chłopca!
Solve jednak słusznie obawiał się Heikego. Malec bowiem miał wiele powodów, by
nienawidzić ojca. A nikt nie wiedział, do czego może być zdolny dotknięty z Ludzi Lodu.
Solve pamiętał historie o Kolgrimie...
Innych sądzi się według siebie. Solve już w dzieciństwie miał wiele zbrodniczych pomysłów.
Nie, teraz już naprawdę nie mógł dalej posuwać się w ten sposób! Musi gdzieś usiąść,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]