[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zareagować, kiedy nagle chwycił ją za kostkę u nogi
Niepokonana 193
i przyciągnął do siebie. Kiedy próbowała się wyrwać,
zmienił pozycję i wylądował na niej. Jego twarz była
blisko. Zbyt blisko. Błyskały jego zęby i oczy. Rachel
wstrzymała oddech, w całym ciele poczuła dziwną
słabość.
Zapasy to chyba nie jest najlepszy sposób na
usypianie?
Masz rację. Nie najlepszy. Są niesamowicie... sty-
mulujące. Kiedy odsunął kosmyk włosów z jej twarzy,
w jego oczach nie było już uśmiechu. Sam nie wiem,
czy jesteś piękniejsza pod gwiazdami czy w pełnym
słońcu. To sprawa, którą chętnie zbadam... Jego twarz
była tuż, tuż. Na pewno zbadam... bliżej.
Wmawiała sobie, że jest odporna na jego dotyk, ale
kiedy wargi Caleba spoczęły na jej ustach, od razu
wiedziała, że się myli. Wsunęła palce w jego włosy,
przyciągnęła go bliżej i cała poddała się jemu, od-
czuwając w tej chwili ogromną przyjemność.
Jego usta z początku były leniwe i delikatne, potem
coraz bardziej natarczywe. Odpowiedziała mu tym sa-
mym tym samym gorącym, szalonym pożądaniem.
Potem próbowała się jeszcze bronić. Jej ręka spoczęła
na jego piersi, zabrakło jej jednak sił, by go odsunąć.
Czuła drżenie jego ciała, czuła, że sama drży. W pewnej
chwili przywarł do niej całym sobą, jakby chciał to
drżenie ukoić, potem, równie nagle, odsunął się.
Milczeli oboje. Dopiero po kilku minutach odważyła
się na niego spojrzeć. Na jego twarzy skrzyły się kropelki
potu, ale oczy... Jego oczy były ciemne jak noc. Dotknęła
jego ręki i wyczuła, że sztywnieje.
Caleb... przepraszam...
Mówiłem ci już, że zawsze uszanuję twoją wolę.
194 Kylie Brant
Nawet w jego uszach zabrzmiało to fałszywie. Nie
trzeba mówić nic więcej.
Niepewnie opuściła rękę. Wyciągnęła się na kocu
i zamknęła oczy, ale pod powiekami nadal miała jego
twarz. Słyszała jego oddech, słyszała, jak stara się go
uspokoić. Zrozumiała, że tak samo jak ona walczy
ze sobą.
Mijały kolejne minuty, szemrał strumyk, w oddali
śpiewały ptaki. Dużo łatwiej jej było skupić się na
tych odgłosach, niż na siedzącym obok mężczyznie.
Mężczyznie, któremu omal nie uległa. Jeszcze chwila,
a nie byłoby odwrotu... dla żadnego z nich. I choć
Caleb potem na pewno łatwo by się pozbierał, ona by
zginęła.
Promienie słońca pieściły jej skórę, a odgłosy natury
podziałały jak kołysanka. Zdrzemnęła się, weszła w ten
dziwny stan między jawą a snem, ale i wtedy nie znalazła
spokoju. Caleb zbyt głęboko zapadł w jej podświado-
mość... W głębi duszy wiedziała, że nigdy tak naprawdę
się od niego nie uwolni.
W pewnej chwili wyczuła, a potem usłyszała,
że wstaje. Kiedy usłyszała jego kroki, z wysiłkiem
otworzyła oczy. Szedł w stronę przełęczy. Nie, nie
szedł. Skradał się.
Senność zniknęła jak ręką odjął. Znów była agentką
Rachel Grunwald. Nawet kiedy był dość daleko, by nie
martwić się, czy jej nie obudzi, nie wyprostował się.
Nadal szedł ostrożnie, skulony.
Kryjąc się za głazami, Rachel ruszyła jego śladem.
Najpierw do podnóża góry, potem za nią. Miała nadzieję,
że nie usłyszy jej kroków, ani czasem spadających
kamyków, poruszanych jej stopami. Kiedy wyszła zza
Niepokonana 195
skały, zobaczyła go jak na dłoni. Schowała się w krzakach
i obserwowała.
Caleb stał kilkaset metrów dalej i z kimś rozmawiał.
Kiedy dokładnie zobaczyła z kim, zesztywniała. Bo tą
osobą była kobieta. Latynoska.
Od razu stanęła jej przed oczami scena, której była
świadkiem w dniu przyjazdu do siedziby Braterstwa.
Przypomniała też sobie swoje obawy o los osób, o których
rozmawiano.
Nie, nie mogła uwierzyć, by mógł skrzywdzić nie-
uzbrojoną kobietę, niezależnie od swych poglądów.
Chciała jakoś zareagować, lecz w tej samej chwili Caleb
wyjął z kieszeni jakąś kartkę i podał ją kobiecie. Potem
położył rękę na jej ramieniu i znowu coś mówił. Kobieta
skinęła głową, uśmiechnęła się i coś mu odpowiedziała.
Dopiero wtedy Rachel zrozumiała rozgrywającą się
przed jej oczami scenę. To było przyjazne spotkanie.
Z nadzieją i niedowierzaniem patrzyła, jak kobieta
odchodzi, wciąż uśmiechnięta. Jak macha mu ręką na
pożegnanie. Wiedziała, że ma niewiele czasu. Pędem
wróciła na koc. Przybrała poprzednią pozycję i udała, że
śpi. Kiedy Caleb wróci, wszystko będzie jak przedtem.
Jedyna zmiana była niewidoczna. Bo ta zmiana zaszła
w niej. W jej sercu i w jej umyśle.
A więc instynkt nie do końca ją opuścił, nie bez
powodu dała się uwieść urokowi tego mężczyzny. Jednak
jest w Calebie dobro, choć może by się do niego nie
przyznał. Nadal jednak nie rozumiała zaobserwowanej
przed chwilą sceny. Była tylko kolejnym elementem
układanki...
Znów wyczuła jego obecność chwilę wcześniej, zanim
poczuła na wargach jego usta. Kiedy już chciał się
196 Kylie Brant
odsunąć, rozchyliła wargi i zaprosiła go, by został. Temu
zaproszeniu nie mógł się oprzeć. Ostrzegawczy dzwonek
w jej głowie nadal dzwonił, ale teraz zdecydowanie
słabiej. Cieszyła się, że nie do końca straciła zdolność
właściwej oceny rzeczywistości. Miał swoją tajemnicę,
miała ją też i ona, ale niezależnie od tego, co przyniesie
przyszłość, nigdy już nie będzie wątpiła w tkwiące w nim
dobro.
Tym razem poddała mu się do końca. Nie próbowała
go odpychać, nie walczyła z nim ani ze sobą.
On też już się nie wahał.
A potem, kiedy leżeli spleceni ze sobą, kiedy od-
dychali jednym spokojnym rytmem, Caleb podjął decy-
zję. Zrozumiał, że nie może pozwolić jej odejść. %7łe tego
nie chce.
Myślę, że powinniśmy zakończyć to narzeczeństwo
rzekł, gładząc jej plecy.
Niepewna, czy dobrze go zrozumiała, Rachel uniosła
głowę i spojrzała na niego zamglonymi oczami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]