[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Habet!
Krew spływała strumieniem spod jego tuniki. Nie zważając na to, z jeszcze
większą zaciekłością rzucił się do walki i po dwóch starciach nauczyciel także
uczuł ostrze żelaza. Tym razem żaden okrzyk nie dobiegł z ław amfiteatru. Zbyt
wielkie było napięcie widzów. Po każdym zręcznie wymierzonym lub odpartym
ciosie rozlegał się tylko głuchy szmer. Zwiadczyło to o wielkim skupieniu
publiczności. Zawodnicy walczyli z coraz większą zaciętością, miecze
krzyżowały się coraz szybciej, zdawało się, że walka nie będzie rozstrzygnięta i
że skończy się dopiero, gdy obaj padną z wyczerpania. Nagle nauczyciel,
cofając się przed uczniem, pośliznął się i upadł. Uczeń, korzystając z tej
przypadkowej przewagi, rzucił się na niego. Lecz ku wielkiemu zdziwieniu
widzów, żaden z nich się nie podnosił. Wszyscy wstali, wznosząc w górę
złączone dłonie i wołając:
- Wolność i życie!
Ale obaj leżeli nieruchomo. Wówczas na arenę wszedł przewodniczący
igrzysk, niosąc od cezara palmy zwycięstwa i różdżki wolności. Ofiarował je
umarłym. Przeciwnicy zadusili się w uścisku.
Teraz, zapewne dla urozmaicenia programu, mieli wystąpić andabatae. Te
zapasy nie wymagały wielkich umiejętności, bowiem szermierze mieli głowy
całkiem osłonięte hełmami. Walczyli na ślepo, kierując się tylko słuchem. A
jednak wszyscy lubili tę okrutną ślepą babkę , w której każdy cios był
niebezpieczny, bo zawodnicy, nic nie widząc, praktycznie nie mogli się bronić.
W chwili, gdy te ofiary - nie można ich bowiem uważać za prawdziwych
szermierzy - wprowadzono na arenę wśród powszechnej wrzawy i wybuchów
śmiechu, Anicetus zbliżył się do cezara i wręczył mu listy. Neron przeczytał je z
wielkim niepokojem, a przy ostatnim twarz dziwnie mu się zmieniła. Namyślał
się przez chwilę, potem wstał i szybko wyszedł, polecając, by nie przerywano
widowiska. Nie było w tym niczego nadzwyczajnego. Często zdarzało się, że
pilne sprawy wywoływały cezarów z igrzysk i nikt się tym nie niepokoił. Tym
razem także nie zwrócono na to uwagi, a nawet przyjęto z zadowoleniem.
Obecność władcy krępowała wszystkich. Teraz mogli się czuć zupełnie
swobodnie i lepiej bawić.
Igrzyska trwały więc nadal. Andabatae, wprowadzeni na arenę, poruszali się
niezgrabnie. Usiłowali odnalezć się i zbliżyć do siebie jedynie za pomocą
słuchu.
Wyglądało to dość komicznie. Byli jeszcze daleko od siebie, a już ich
miecze siekły zawzięcie powietrze. Widzowie, śmiejąc się, wołali:
- Naprzód! Zmiało! Na prawo! Na lewo!
Zawodnicy słuchając tych wskazówek, coraz bardziej się oddalali, aż stanęli
odwróceni do siebie tyłem, nie przestając machać mieczami. Szydercze śmiechy
wyprowadziły ich z błędu. Dopiero po pewnym czasie udało im się zbliżyć do
siebie i rozpocząć walkę. Ich miecze skrzyżowały się, jeden z przeciwników
otrzymał cios w udo, drugi w lewe ramię. Znów się rozeszli, a ponieważ długo
nie mogli się odnalezć, jeden z nich położył się na ziemi, aby podsłuchać kroki
przeciwnika i zadać mu podstępny cios. Gdy usłyszał, że drugi zawodnik jest
blisko, pchnął go silnie mieczem. Tamten cofnął się, ale zaczepił przy tym nogą
o leżącego i sam upadł. Podniósł się jednak szybko, przyklęknął i kreśląc
mieczem koła po arenie, trafił na leżącego przeciwnika. Uniósł miecz i ciął
mocno z góry, trafiając akurat w to miejsce, gdzie szyja nie była osłonięta przez
hełm. Zcięta głowa potoczyła się po swej żelaznej powłoce na bok, ale tułów
jeszcze drgał, brocząc krwią i dopiero po chwili znieruchomiał. Pozostały przy
życiu gladiator zorientował się po okrzykach, że zadał przeciwnikowi śmiertelny
cios. Wstał, lecz nie wiedząc, co się stało, wciąż jeszcze się bronił. Trwało to
dopóty, dopóki na arenę nie wszedł przełożony igrzysk i nie zdjął mu hełmu,
mówiąc:
- Zwyciężyłeś, jesteś teraz wolny.
Potem wyprowadził go przez drzwi, zwane sana vivaria, ponieważ tamtędy
wychodzili ocaleni szermierze, gdy trupy wynoszono przez spoliarium, rodzaj
korytarza biegnącego pod ławami amfiteatru. Tam oczekiwali na rannych
lekarze i dwaj ludzie, jeden przebrany za Merkurego, drugi za Plutona. Merkury
miał obowiązek sprawdzać, czy zawodnik jest rzeczywiście martwy, a w tym
celu dotykał ciało końcem rozpalonego w ogniu kaduceusza. Pluton zabijał
młotem tych, których lekarze uznali za nieuleczalnych.
Zapanował teraz wielki zgiełk. Wszyscy czekali na bestiarów, czyli
zapaśników walczących z dzikimi zwierzętami. Tym razem zapaśnikami mieli
być chrześcijanie. Zwykle przy tych zapasach sympatia ludu była po stronie
szermierzy, ale gdy w ich roli występowali znienawidzeni wyznawcy nowej
wiary, widzowie brali stronę zwierząt.
Tak samo było teraz.
Tłum obiecywał sobie dużo krwawych wrażeń i czekał z niecierpliwością.
Lżono niewolników, że zbyt wolno przywracali arenę do porządku. W końcu
wszystko uprzątnięto i pojawiły się nowe ofiary.
Pierwsza ukazała się kobieta w białej szacie, okryta białą zasłoną.
Podprowadzono ją do wkopanego pośrodku drzewa i przywiązano do niego.
Jeden z niewolników zdarł z niej zasłonę i widzowie ujrzeli jej piękną, choć
bladą twarz. Tłum zaszemrał. Chociaż młoda dziewczyna była chrześcijanką,
jednak wzbudziła współczucie wśród tej rzadko się wzruszającej gawiedzi. Po
chwili na arenie ukazał się młodzieniec. Zawsze do walki z dzikimi zwierzętami
wystawiano chrześcijanina i chrześcijankę, dając pierwszemu wszelkie środki
obrony. Robiono tak, by usiłując ocalić życie własne i swej towarzyszki, którą
zwykle była jego siostra, żona lub matka, przedłużał zapasy. Inaczej
chrześcijanie, spragnieni męczeństwa, nie starali się walczyć długo, chociaż
wiedzieli, że zostaną wolni, jeżeli pokonają trzy pierwsze zwierzęta, jakie na
nich wypuszczą.
Młody chrześcijanin, mimo że sprawiał wrażenie odważnego, silnego i
zręcznego, również nie zamierzał walczyć z wygłodzonymi bestiami. Gdy
niewolnicy podali mu miecz, dwa oszczepy i przyprowadzili numidyjskiego
rumaka, on pokręcił głową, przeszedł się po arenie, spojrzał spokojnie na
zniecierpliwione tłumy, potem dał ręką znak, że nie chce konia ani broni,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]