[ Pobierz całość w formacie PDF ]
o tym, że ma zostać jego żoną jedynie formalnie, tym bardziej czuła się schwytana w po-
trzask.
Gnana słusznym gniewem i gotowa wybuchnąć, odnalazła Alessandra w olbrzy-
miej bibliotece rezydencji, rozmawiającego z architektem. Usłyszawszy jej znajome kro-
ki, odwrócił się do niej z uroczym uśmiechem, który jednak tym razem nie zrobił na niej
wrażenia. Stanęła przed Alessandrem i ujęła się pod boki.
- Wszędzie cię szukałam! - rzuciła wyzywająco.
Zaskoczony, przestał się uśmiechać, a w jego oczach zamigotała podejrzliwość.
Gestem odprawił architekta.
- A więc znalazłaś mnie. O co chodzi?
- O to, że już raz mnie porzuciłeś i zamierzasz zrobić to ponownie!
- Chwileczkę, Michelle...
- Nie, pozwól mi dokończyć! Nie zniosę tego już ani chwili dłużej! Wtargnąłeś w
moje życie i przywlokłeś mnie tu, żebym mieszkała za trzymetrowymi murami. Każdy
mój ruch jest kontrolowany, lecz ty wciąż mi nie ufasz. Może jesteś tutaj w swoim pry-
watnym królestwie, signor Castiglione, ale to nie znaczy, że wolno ci dyktować mi
wszystko, co mam robić!
- Chcesz powiedzieć, że nie podoba ci się tutaj? - spytał tonem jak zwykle chłod-
nym i opanowanym i podszedł do dystrybutora z zimną wodą.
- Woda! Czy wszyscy myślą wyłącznie o tym, by wciąż poić mnie wodą?
- Zasługiwałabyś raczej na lanie jak rozpuszczone dziecko.
- Jak śmiesz nazywać mnie rozpuszczoną? - zawołała wstrząśnięta Michelle. -
Przecież to ty egoistycznie narzucasz mi wszystko!
- Nigdy nie mam nic przeciwko negocjacjom - oświadczył, nadal całkowicie panu-
jąc nad sobą.
R
L
T
- Nie wiem, kim jesteś, Alessandro - rzekła poirytowana Michelle. - Ale z pewno-
ścią nie mężczyzną, którego poznałam w lecie we Francji. Co się stało z tamtym łagod-
nym miłym człowiekiem, który mnie wtedy oczarował?
Alessandro wpatrywał się w nią długo, a potem gwałtownie odwrócił wzrok.
- Został ojcem. Traktuję serio swoje obowiązki i odpowiedzialność. I ty też powin-
naś tak postępować. Czas rozrywek i zabaw już się skończył.
- To nie zapowiada zbyt szczęśliwego małżeństwa - odparowała.
Powoli wciągnął powietrze.
- To zależy jedynie od ciebie.
- Chcesz powiedzieć, że mam jakiś wybór?
- Zawsze istnieje wybór - odrzekł głosem lodowatym jak górski strumień. - Możesz
zakończyć wszystko w tej chwili. Odwrócić się i odejść. Jeżeli naprawdę nie wierzysz, że
leży mi na sercu dobro dziecka i uważasz, że lepiej je wychowasz, nie zatrzymam cię.
Widząc jego obojętną, niewzruszoną minę, Michelle mu uwierzyła. Nie zależało
mu już na niej i jej życie legło w gruzach. Nie mając nic do stracenia, uczyniła ostatnią
desperacką próbę uratowania sytuacji.
- Dobrze wiesz, że nie mogę odejść. W gruncie rzeczy chcesz tego dziecka równie
mocno jak ja, a to przykuwa mnie do ciebie silniej niż najgrubsze łańcuchy.
- Wiedziałem, że tak się stanie, już od chwili gdy wpuściłem cię do mojego życia! -
rzucił gwałtownie. - Dokładnie tak samo było z...
Urwał, jakby uznał, że powiedział za dużo. Podszedł bliżej. Na jego twarzy malo-
wało się cierpienie, lecz Michelle nie zamierzała mu pobłażać.
- Z kim, Alessandro? Z innymi twoimi kobietami? Wybacz, ale nie będę ci współ-
czuć, gdyż nie mam tego rodzaju doświadczeń. Byłeś moim pierwszym i jedynym męż-
czyzną.
Zmierzyła go wzrokiem pełnym potępienia, lecz gdy cofnął się o krok, nie poczuła
satysfakcji z odniesionego triumfu, a jedynie ból utraty i tęsknoty. Ze łzami w oczach do-
rzuciła:
- A jeżeli tak ma wyglądać życie z tobą, lepiej zrobię, odchodząc.
R
L
T
Odwróciła się i chwiejnym krokiem ruszyła do drzwi. Chciała stąd uciec, lecz jesz-
cze bardziej pragnęła, by Alessandro dowiódł, że mu na niej zależy. %7łeby ją zatrzymał,
wziął w ramiona i już nigdy nie pozwolił jej odejść.
- Wybacz, że zrujnowałam twoje wspaniałe życiowe plany - wydusiła w progu z
gardłem ściśniętym gorzkimi łzami żalu.
Przeszła przez hol. Służący pospieszyli, by podać jej płaszcz i rękawiczki, ale omi-
nęła ich i wybiegła na dwór. Zimne powietrze przy każdym oddechu kłuło ją w płuca.
Przepełniały ją od dawna tłumione wściekłość i gorycz. Nie chciała, by Alessandro zoba-
czył, jak płacze, więc ruszyła w głąb posiadłości, dokąd oczy poniosą.
R
L
T
ROZDZIAA DWUNASTY
Michelle szła naprzód, póki jej sił nie zabrakło, a gdy poczuła zmęczenie, pomimo
chłodu usiadła na ziemi pod sękatym drzewem oliwnym.
Wszystko tutaj należy do Alessandra. Aącznie ze mną, pomyślała z goryczą. To nie
było w porządku. Nigdy nie władała swoim życiem. Najpierw ojciec skłonił ją do zdoby-
cia stypendium. Gdy został zamordowany, matka zniweczyła te plany na przyszłość. Do-
piero po jej śmierci Michelle zyskała niezależność, lecz wówczas pojawił się despotycz-
ny Alessandro Castiglione.
Otarła twarz brudną dłonią i rozejrzała się wokoło. Z tego miejsca mogła ogarnąć
wzrokiem niemal całą olbrzymią posiadłość. W promieniach jesiennego słońca lśniły me-
talowe drabinki, z których pracownicy przycinali gałęzie drzew oliwnych. Po zboczu od-
ległego wzgórza powoli pełzł traktor, otoczony mrowiem ludzi zajętych winobraniem i
opróżniających zawartość płóciennych toreb do jego przyczepy. Robotnicy rolni trudzili
się tu od świtu do zmierzchu.
Michelle pomyślała, że jeszcze do niedawna była podobnie jak oni przykuta do
swej nudnej, uciążliwej pracy sprzątaczki. Lecz Alessandro wyrwał ją z tej monotonnej
rutyny i przywiózł tutaj. W gruncie rzeczy jest dobrym człowiekiem. Wiadomość o tym,
że zostanie ojcem, niewątpliwie go zaskoczyła. Nic więc dziwnego, że chce decydować o
każdym szczególe. Robi to dla dobra ich dziecka.
Pomimo że jej marzenia legły w gruzach, pomimo bolesnej przeszłości i niepewnej
przyszłości, wybuchnęła śmiechem. Rzeczywiście, ależ jestem nieszczęśliwa! Wście-
kłam się na mojego oszałamiająco przystojnego przyszłego męża tylko dlatego, że umie-
ścił mnie w tym raju na ziemi, gdzie moją jedyną troską jest urodzenie ukochanego
dziecka! - pomyślała.
Doszła do wniosku, że nie ma żadnego powodu, by się nad sobą użalać. Wstała i
usiłowała otrzepać ubranie z szarego pyłu. Nie powinna teraz nikomu pokazywać się na
oczy - ze śladami łez, w brudnej, pogniecionej sukience. Powiodła spojrzeniem w dół
zbocza i spostrzegła pracownię malarską Alessandra, o której jej wspomniał, wbudowaną
w mur otaczający posiadłość. Pomyślała z uśmiechem, że z pewnością znajdzie tam
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]