[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wać dowody, że jest dla niego najważniejsza. I okazywać uczucia, mówić o nich. Tych
dobrych i tych złych, a nawet wstydliwych. Musi rozmawiać z nią o swoich lękach,
niepokojach. Dzielić się nadziejami i marzeniami.
To też da się zrobić. Musi tylko zmienić swoją naturę i przyzwyczajenia
wyniesione z domu. Wyrzec się części samego siebie i odnalezć nowe ja".
Przygnębiony, oparł czoło o ścianę, choć najchętniej by ją skopał, ale jakoś się
powstrzymał. Najwyższy czas, żeby stał się cud, na który tak bardzo czeka.
- Błee! To jest paskudne!
Julie nie weszła do kuchni, tylko stojąc w bezpiecznej odległości, dyskretnie
obserwowała rozwój sytuacji. Jeszcze nie wiedziała, czy od razu ruszyć na ratunek, czy
dać Mattowi kolejną szansę.
- Wiem, że jest niesmaczne - przyznał skruszony, ale wcale nie załamany. - Julie
uczyła mnie wczoraj, jak zrobić płatki, ale marny ze mnie kucharz. Przykro mi.
- Nie łam się, mama też beznadziejnie gotuje - pocieszyła go Molly. - Wiesz,
dlaczego mówimy na Dana Superman? Bo wszystko za nią robi. Gotuje, sprząta, zajmuje
się mną.
- Naprawdę? Nawet nie wiedziałem, że twoja mama nie lubi gotować.
- Mama też prawie nic o tobie nie wie. Mówi, że za krótko ze sobą byliście -
tłumaczyła z powagą nielicującą z jej wiekiem. - Jak chcesz, to ci pokażę, jak zrobić
R
L
T
dobre płatki. Tata mnie nauczył. Mówi, że trzeba dodać więcej brązowego cukru i cyna-
cynamonu.
- A wiesz, ile? - zapytał Matt.
- %7łartujesz? Wiem, że tata zawsze próbuje, i jak jest czegoś za mało, dodaje.
- Jasne. My też tak zrobimy - zgodził się Matt. - Wsypię trochę cukru i cynamonu,
a ty spróbujesz i powiesz mi, czy ci smakuje, okej?
- A nie lepiej, żebym zjadła owsiankę prosto z garnka? - podrzuciła.
- Nie mam nic przeciwko temu. - Roześmiał się, a potem ze spokojem powtórzył
słowo w słowo to, co równo rok wcześniej usłyszał do Julie: - Przynajmniej będzie mniej
zmywania. Ale nie powiemy o tym Julie, dobrze? Dla dużych dziewczyn to jest strasznie
ważne, żeby jeść przy stole i na odpowiednim talerzu.
Julie musiała zakryć usta, by nie parsknąć śmiechem. Mogła się założyć, że dopóki
Matt jej nie poznał, zawsze jadł przy stole, i to nakrytym. Dopiero przy niej odkrył
przyjemność jedzenia przed telewizorem, przy kominku albo wprost z nagiego ciała
ukochanej. Na wspomnienie tych chwil mimo woli cicho jęknęła.
Tymczasem Molly podchwyciła temat kindersztuby.
- Z tym jedzeniem to naprawdę kanał - poskarżyła się. - Mama ciągle mi gada,
żebym nie trzymała łokci na stole. Sam powiedz, kogo obchodzi, gdzie trzymam łokcie?
- Twoją mamę i inne mamy też - odparł i oboje zaczęli się śmiać.
Jego niski gardłowy śmiech pięknie mieszał się z wysokim srebrzystym śmiechem
dziewczynki.
Julie również się uśmiechnęła i na palcach wycofała do holu. Nic tu po mnie,
pomyślała, i kręcąc głową, stwierdziła, że Matt to wyjątkowo pojętny uczeń...
Co znaczy, że już niedługo przestanie być mu potrzebna. Jeszcze kilka dni i
powiedzą sobie do widzenia. Cóż, nie pozostaje jej nic innego, jak uwierzyć, że tak
będzie najlepiej.
- Bardzo cię przepraszam, Belle, że informuję cię dopiero teraz, ale sytuacja trochę
się wymknęła spod kontroli. Matt kompletnie nie radzi sobie z dziećmi, nawet z własną
córką, więc muszę go wszystkiego uczyć, a to wymaga czasu - tłumaczyła zmieszana. -
Ale obiecuję, że nie będzie mnie w pracy tylko kilka dni. Postaram się wrócić...
R
L
T
- Nie ma o czym mówić, kochanie - przerwała jej Belle. - Umówiłyśmy się, że da-
jemy ci dwa tygodnie urlopu. Przed ślubem każda panna młoda ma urwanie głowy. Na
szczęście jeśli chodzi o waszą uroczystość, prawie wszystko jest dopięte na ostatni guzik.
Zostały tylko kwestie, które Matt... Nieważne! Bawcie się dobrze, a my tu sobie
poradzimy.
- I dojdziecie do wniosku, że już wam nie jestem potrzebna.
- Ależ co ty opowiadasz, kochanie. Jesteś niezastąpiona - zapewniła ją Belle. -
Twój facet też to wie. Trafił mu się skarb, dlatego nam cię wczoraj porwał.
- Dzięki za dobre słowo, Belle - odparła wzruszona.
- Julie, a ty wiedziałaś wcześniej o Molly? - odważyła się zapytać Regina, z którą
była najbardziej zaprzyjazniona.
- Nie.
W słuchawce zapadła cisza. Dziewczyny nie musiały nic mówić, bo i tak
wiedziała, co sobie myślą: na litość boską, co ona jeszcze robi z tym dupkiem?
Sama się nad tym zastanawiała.
- Tak nam przykro, Jules - powiedziała w końcu Audra, nie kryjąc przygnębienia.
- Nie ma o czym mówić, naprawdę - odparła, siląc się na lekki ton.
Zaraz jednak się pożegnała, by uniknąć niezręcznej ciszy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]