[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Holly też lubi Nancy.
Pani Farasand mówi także, że to zupełnie niepodob-
ne do pańskiej żony, by nie uprzedziła, że nie przyjdzie do
pracy.
Rano Mitch powinien zadzwonić do biura Holly i poinfor-
mować, że jest chora. Zapomniał o tym.
Zapomniał również zawiadomić Iggy'ego, że nie wykonają
wyznaczonych na ten dzień prac.
Pokonawszy dwóch zawodowych zabójców, nie dopil-
nował kilku banalnych spraw i mogło go to sporo koszto-
wać.
Wczoraj powiedział mi pan podjął detektyw Tag-
gart że kiedy Jason Osteen padł na chodnik, rozmawiał
pan przez telefon ze swoją żoną.
W samochodzie zrobiło się duszno. Mitch miał ochotę
otworzyć szybę i wpuścić do środka wiatr.
Porucznik Taggart był mniej więcej jego wzrostu, ale te-
raz wydawał się większy od Ansona. Mitch czuł się osaczo-
ny, zagoniony do narożnika.
Nadal utrzymuje pan, że rozmawiał przez telefon ze
swoją żoną?
W rzeczywistości rozmawiał wtedy przez telefon z pory-
waczem. To, co wydawało się wcześniej łatwym i bezpiecz-
nym wybiegiem, mogło się okazać pętlą, którą sam sobie
nałożył na szyję. Nie wiedział, w jaki sposób może się wy-
cofać z tego kłamstwa, nie zastępując go innym.
Tak. Rozmawiałem przez telefon z Holly.
Powiedział pan, że zadzwoniła i zawiadomiła pana, że
wyjdzie wcześniej z pracy z powodu migreny.
Zgadza się.
Więc rozmawiał pan z nią, kiedy został zastrzelony
Osteen.
Tak. To było o jedenastej czterdzieści trzy. Powie-
dział pan, że była jedenasta czterdzieści trzy.
Po strzale spojrzałem na zegarek.
Ale Nancy Farasand twierdzi, że pani Rafferty wczo-
raj rano zadzwoniła i poinformowała ją, że jest chora, i w
ogóle nie pojawiła się w biurze.
Mitch nie odpowiedział. Czuł, że pętla się zaciska.
Mówi także, że zadzwonił pan do niej wczoraj między
dwunastą piętnaście i wpół do pierwszej.
Wnętrze hondy wydawało się ciaśniejsze niż bagażnik
chryslera windsora.
Był pan wtedy na miejscu przestępstwa. Czekał pan,
aż zadam mu kolejne pytania. Pański pomocnik, pan Bar-
nes, w dalszym ciągu sadził kwiaty. Pamięta pan?
Czy co pamiętam? zapytał Mitch, kiedy milczenie
zaczęło się przedłużać.
%7łe był pan na miejscu przestępstwa wyjaśnił oschle
Taggart.
Jasne. Oczywiście.
Pani Farasand mówi, że kiedy zadzwonił pan do niej
między dwunastą piętnaście i wpół do pierwszej, chciał
pan mówić ze swoją żoną.
Jest bardzo sprawna.
Nie rozumiem tylko kontynuował Taggart po co
dzwonił pan do biura nieruchomości i chciał mówić z żoną,
skoro czterdzieści pięć minut wcześniej, wedle pańskiego
własnego zeznania, pani Rafferty zadzwoniła do pana, żeby
powiedzieć, że wychodzi z pracy, bo ma straszną migrenę.
Wielkie przezroczyste fale powietrza zatapiały alejkę.
Spoglądając na zegar na tablicy rozdzielczej, Mitch poczuł,
że upada na duchu.
Mitch?
Tak?
Spójrz na mnie.
Niechętnie popatrzył detektywowi w twarz.
Przenikliwe oczy policjanta nie przeszywały go na wylot
tak jak to się działo wcześniej. Zamiast tego, co było nawet
gorsze, malowało się w nich współczucie. Jego oczy za-
praszały do zwierzeń, budziły zaufanie.
Gdzie jest twoja żona, Mitch? zapytał Taggart.
54
Mitch zapamiętał alejkę taką, jaka była poprzedniego
wieczoru: zalane szkarłatnym światłem zachodu cegły,
przemykającego między cieniami zielonookiego rudego ko-
ta, to, jak kot przeobraził się nagle w ptaka.
Pozwalał sobie wówczas na odrobinę nadziei. Pokładał tę
nadzieję w Ansonie, ale okazała się płonna.
Teraz niebo było twarde, oszlifowane przez wiatr i zimno
niebieskie, jakby stanowiło lodową kopułę, w której odbija-
ła się barwa pobliskiego oceanu.
Rudy kot zniknął, podobnie jak ptak, i nie poruszało się
żadne żywe stworzenie. Ostre światło było ociosującym
cienie rzeznickim nożem. Gdzie jest twoja żona? po-
wtórzył Taggart. Pieniądze spoczywały w bagażniku. Czas i
miejsce wymiany zostały ustalone. Zegar odmierzał czas do
owej chwili. Mitch zaszedł tak daleko, wycierpiał tak wiele,
był tak blisko celu.
Odkrył Zło przez duże Z, ale zobaczył równocześnie coś
lepszego w świecie, który oglądał wcześniej, coś czystego i
prawdziwego. Dostrzegał tajemniczy sens tam, gdzie wcze-
śniej widział tylko zieloną maszynę.
Skoro rzeczy działy się w jakimś celu, niewykluczone, że
istniał również jakiś cel spotkania z upartym detektywem,
cel, którego nic wolno mu było zlekceważyć.
W dostatku i w biedzie. W chorobie i zdrowiu. Kochać,
czcić i otaczać troską. Dopóki śmierć nas nie rozłączy.
Takie złożył śluby. Nikt inny jej tego nic obiecał. Zrobił
to tylko on. On był mężem.
Nikt inny tak łatwo dla niej nie zabije i dla niej nie
umrze. Otaczać troską oznacza cenić i traktować jak coś
cennego. Otaczać troską oznacza robić wszystko dla dobra
i szczęścia osoby, którą otacza się troską, wspierać ją, po-
cieszać i chronić.
Być może fakt, że natknął się tutaj na Taggarta, miał mu
uświadomić, że dotarł do kresu swoich możliwości, że nie
zdoła chronić dalej Holly bez wsparcia z zewnątrz, że sa-
memu nie uda mu się doprowadzić tego do końca.
Gdzie jest twoja żona, Mitch?
Co pan o mnie sądzi?
W jakim sensie? zapytał Taggart.
W jakimkolwiek. Jakie ma pan o mnie zdanie?
Ludzie uważają pana za odważnego faceta.
Pytałem o pana zdanie.
Nie znałem pana do tej pory. Ale ma pan w sobie
same napięte sprężyny i tykające zegary.
Nie zawsze taki byłem.
Nikt nie może przez cały czas żyć w takim napięciu.
Za tydzień się pan rozsypie. I zmienił się pan.
Zna mnie pan tylko jeden dzień.
Mimo to zmienił się pan.
Nie jestem złym człowiekiem. Chyba mówią tak
wszyscy zli ludzie.
Nie tak otwarcie.
Na niebie, pewnie dość wysoko, by znalezć się poza
zasięgiem wiatru, zbyt wysoko, by rzucić cień na alejkę,
szybował na północ osrebrzony słońcem odrzutowiec. Mi-
tch miał wrażenie, że świat skurczył się do rozmiarów sa-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]