[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tra...!"). Polly miała szalony dzień, pada z nóg, ledwo żyje, wprost trudno uwierzyć, przez co musiała
przejść z tymi nowymi klientami, makabra, właśnie wybiera się z przyjaciółmi do knajpy, żeby ochło-
nąć, zadzwoni jeszcze przed weekendem, może wpadnie w niedzielę, zależy, w jakim będzie nastroju,
tak tylko dzwoni, żeby sprawdzić, co i jak, ten tydzień był kompletnie zwariowany, to pa, mamo,
trzymaj się zdrowo, pa, pa!
Głos Polly wlewa się gwałtownym strumieniem do kuchni, jak z odległej planety, co w pewnym
sensie można by przyjąć za prawdę. Elaine dobrze wie, jak wygląda życie córki; jedna gorączkowa
bieganina, szaleństwa pracy i zabaw, odpowiedzialność, solenna konsekwencja, determinacja i solid-
ność. Polly ma trzydzieści trzy lata. Za rok zamierza założyć własną firmę i zacznie myśleć o dziecku.
Co prawda, jak na razie, zaplanowanemu dziecku nie zaplanowała jeszcze ojca, ale na wszystko przyj-
dzie czas. Elaine czuje, że podoba się jej podejście Polly do życia. Zaplanowane miesiące i lata, czas
pokryty siecią przemyślanej strategii, wytyczone cele, rozeznane sposoby ich osiągnięcia; kiedy do-
stanę pierwszą podwyżkę, kupię nowy dywan, wiosną zamierzam zmienić pracę, do Gwiazdki rozstaję
się z Danem, jeśli nadal nic z tego nie będzie wynikało. To podejście przypominające pytania, jakie
można dziś usłyszeć od pracodawcy w czasie rozmowy kwalifikacyjnej: Co zamierza pani robić za
pięć lat?" Może inaczej, może takie pytanie odzwierciedla wizerunek dzisiejszej młodej generacji?
Będąc w wieku Polly, tuż po trzydziestce, Elaine nie byłaby skłonna ryzykować odpowiedzi na pyta-
R
L
T
nie, co będzie robić po pięciu latach. Czułaby, że próba szukania odpowiedzi na takie pytanie to ku-
szenie losu lub opatrzności. Jedno jest pewne, nie potrafiłaby dać odpowiedzi jednoznacznej, zdecy-
dowanej i ambitnej, takiej de rigueur, która odtąd stanowiłaby obowiązującą zasadę. Elaine lubi tę
kombinację chłodnego pragmatyzmu i dobrych intencji; to najbardziej odpowiedni dla niej klimat do
działania. Swój sukces osiągnęła dzięki ciężkiej pracy i raczej oportunizmowi niż wykalkulowanemu
wspinaniu się po szczeblach kariery.
Poll ma sto tysięcy spraw na głowie, hę? Nick zachichotał. Mnie też zalała rzeką opo-
wieści. Jak zwykle, znowu suuuperrobota dla suuuperfirmy. Ciągle do przodu, hę?
Dla Nicka Polly jest wciąż zródłem dobrej zabawy, jakby wciąż miała sześć czy szesnaście lat.
Polly nauczyła się traktować ojca z ogromną dozą tolerancji, choć podszytej poirytowaniem i zniecier-
pliwieniem; ot, jak traktuje się starszego brata. Często kręci się wokół niego jak osa: Tato, na biurku
masz kompletny bałagan. Przepraszam, ale muszę coś z tym zrobić". Albo przypatruje mu się uważnie,
powstrzymuje cisnącą się na usta uwagę, a wreszcie mówi dobitnie: Tato, nie możesz nosić tego kra-
wata do tej koszuli". Była w tym prawdziwa troska, bo jeśli ktoś rzeczywiście nie interesował Polly, to
nie zauważała go wcale. Nick, który słabo umiał odróżnić, co przynosi mu ujmę, a co nie, i który po-
siadał wrodzoną skłonność puszczania mimo uszu wszystkiego, co nie robiło na nim wielkiego wraże-
nia, nie miał nic przeciwko temu. Chętnie się także zgadzał, by Polly rozliczała za niego zeznania po-
datkowe, choć przecież mało skomplikowane, zważywszy na jego nikłe dochody. Niedawno Polly za-
opatrzyła ojca w chińskie zioła przeciw katarowi siennemu i dręcząc go niemiłosiernie, zmusiła do
członkostwa w jakimś klubie zdrowego żywienia. Poczucie poirytowania zostało w ten sposób wyparte
przez coś w rodzaju nadopiekuńczości, jakby Nick był dla niej nie najlepiej funkcjonującą, ale bardzo
ważną instytucją. Elaine widziała w takim stanowisku coś denerwującego i irracjonalnego zarazem.
Powroty do domu są istotne, mówi Polly, gdy wpada na jedną noc albo na krótki posiłek
chodzi o to, żeby wszystko było dokładnie takie samo. Nie rozumiecie? To znaczy, oczywiście, może-
cie czasem zmienić firanki w oknie, jeśli koniecznie wam na tym zależy, choć i to w granicach roz-
sądku, ale ogólnie wszystko powinno być nienaruszone. Muszę mieć możliwość zawinięcia do portu
macierzystego, rozumiecie, stałej bazy. Wiem, wiem, to skrajny egocentryzm, ale chyba nie macie nic
przeciwko temu, no nie? Od czasu do czasu zgodzę się na małe innowacje, właściwie łazienkę można
by już teraz odnowić, ale podstaw nie wolno naruszyć, jasne? %7ładnych rozjaśniaczy do włosów, ma-
mo, dobrze? A jeśli zobaczę kiedyś tatę we flanelowej koszuli i tweedowych spodniach, to, jak Boga
kocham, na miejscu ukręcę mu łeb!
Słysząc tę mantrę, Elaine czuje wzruszenie, a zarazem bunt. Dobrze, dobrze, myśli, rozumiem,
o co ci chodzi, córeczko, ale przecież nie dzieją się tu żadne rewolucje i nie ma powodu do zmartwień,
prawda? Och, córeczko, naprawdę nie. Jeśli wprowadzam zmiany, to mają one związek tylko z firmą;
[ Pobierz całość w formacie PDF ]