[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kocham, ucalowal mnie czterokrotnie! To wiecej, stokroc wiecej, niz mogla wymarzyc
moja milosc i przyjazn! Nie zapominaj do konca zycia, ze wargi jego dotknely twarzy
twego ojca. Jest to równiez wieniec chwaly dla ciebie! Przysunal syna i kazal mu
wyciagnac do mnie reke. Pochylilem sie nad nim, ucalowalem go równiez w czolo i
rzeklem:
- Jestes synem mego przyjaciela Halefa, nazwano cie wedlug jego i mego imienia Kara Ben
Halefem, wiec kocham cie miloscia ojco-wska. Chcialbym, abys kiedys, jako dorosly
mezczyzna, dorównal ojcu.
Hadzi Halef wyprostowal sie dumnie i zawolal:
- Czy dobrze zrozumiales slowa naj viekszego bohatera, jakiego znam? Masz sie stac
podobny do ojca swego! Polozylismy trupem niejednego lwa, poskromilismy niejedna
czarna pantere, zawsze zwy-ciezalismy, nigdy nie uciekalismy przed nieprzyjacielem. W
zylach twoich plynie moja krew, pod sklepieniem twego czola zyja zalety mego ducha.
Oby Allah pozwolil, abys czynami swymi osiagnal slawe swego ojca!
Nie zmienil sie ani na jote. W pierwszych chwilach spotkania nie umie sie oprzec
przyzwyczajeniu malowania wszystkiego jaskrawymi kolorami. Stalo sie to jego druga
natura. Kazda scena, pelna najgleb-szego wzruszenia, nabiera dzieki tej emfazie
komicznego posmaku, choc wbrew jego intencjom. Zbyt dobrze znalem Halefa!
149
Tymczasem podjechal równiez Omar Ben Sadek i zsiadl ze swego
Aladzi. Sciskajac mi dlonie, rzekl:
- Sidi, nie jestem tak obladowany slawa i zaszczytami, jak nasz szejk Hadzi Halef Omar.
Ale kocham cie tak samo, jak on i nigdy nie zapomne, ilem ci winien wdziecznosci. Badz
pozdrowiony! Wraz z toba przybywaja do nas wszystkie dobre duchy. Z kolei zblizyla
sie gesta, wieloglowa chmara jezdzców. Trzymajac w lewej dloni wodze, w prawej zas
strzelby, pedzili wsród radosnych okrzyków z takim impetem, jakby nas chcieli zniesc z
powierzchni ziemi. W odleglosci jakichs trzech kroków sciagneli cugle, cofneli sie nieco i
zaczeli wokolo nas zataczac taneczne kregi; przy tej okazji ladowali ustawicznie brofi i
strzelali, ocierajac sie niemal o nas. Trzeba bylo dobrze znac ich obyczaje i zdolnosci
hippiczne, aby sie z przerazenia nie cofnac i nie narazic na szwank. Za ta wataha zatrzy-
mali sie chlopcy w wieku lat okolo dziesieciu. Dzieciaki siedzialy równiez na koniach i
przygladaly sie fantastycznemu obrzedowi, w którym ku wielkiemu zalowi, nie mogly
bra~ udzialu. Dosiedlismy wreszcie koni. Otoczono nas kolem i w pelnym galopie
ruszylismy w kierunku obozu, przed którym stal szereg starców, kobiet i dziewczat,
witajac nas okrzykami:
-Alan wasah lan! Marhaba! Habakek! Badzcie pozdrowieni!
Zsiedlismy z koni przed nowym, pieknym namiotem, dla mnie przeznaczonym. Okolicznosc,
ze Haddedihnowie posiadaja specjalny namiot dla gosci honorowych, byla dowodem
wyjatkowego dobrobytu tego plemienia. Gdy Halef zaprowadzil mnie pózniej z widoczna
duma do obozowiska, aby mi pokazac swe trzody, przekonalem sie z i radoscia, ze
przyjaciele moi zyja obecnie bardziej dostatnio, niz daw-niej. Podzielilem sie z Hadzim tym
spostrzezeniem. Szejk odparl na to w ulubiony przez siebie sposób:
- Wiesz, sidi, komu plemie nasze to wszystko zawdziecza?
- Chyba tobie?
Polozyl obydwie rece na sercu, wyprezyl kark, podniósl brwi i rzekl:
- Tak, mnie! Jestem szejkiem; nie watpie, ze zdajesz sobie sprawe, jakie znaczenie ma dla
kraju dobry rzad. Ci poddani powierzyli sie mojej pieczy wraz z cialami i duszami,
zyjacymi w tych cialach. Jestem ojcem i matka, dziadkiem i babka, pradziadkiem,
prapradziadkiem mego ludu. Zywie i odziewam mych poddanych, myje ich i czesze,
jednam i sadze, chowam i chronie. Dalem im bogactwo i szczescie. Zgadujesz przez co?
Jedno, jedyne, krótkie slowo.
- Masz slowo pokój na mysli?
- Tak, pokój! Mohammed Emin i Amad et Ghandur byli to mezowie wojowniczego ducha,
ale nie sprzyjalo im szczescie. Gdybys wtedy wraz za mna nie przybyl do Haddedihnów,
pokonanoby ich i zgnebiono. Mohammed Emin padl w utarczce, Amad el Ghandur
musial zlozyc godnosc szejka za swoje winy. Wybrano wiec Maleka, dziadka mej zony
Hanneh, najmilszej posrbd pieknych kobiet wszy-stkich krajów i ludów. Pomimo
podeszlego wieku i on kochal wojne, gdyz byl Atelbehem. Lecz równiez nie mial
szczescia. Po jego smierci wybór padl na mnie. Syl to najmadrzejszy czyn
Haddedihnów. Wiesz, ze dzielny ze mnie wojak i ze nigdy nie czulem leku przed
wrogiem. I ja kochalem miecz i ja nie chcialem, by rdzewial w pochwie. Wtedy zjawiles
sie ty, o sidi! Glos twój brzmial z ust mej zony Hanneh, najpiekniejszej róży posród
wszystkich kwiatów, rosnacych w namio-tach kobiet. Mówiles tak czesto o milosci
Boga; tyle razy podkresliles
,
ze czlowiek stworzony zostal na ksztalt i podobienstwo Boga. Czyny twe przemawialy
jeszcze mocniej, niz slowa. Oszczedzales najzacie-klejszych wrogów, starales sie przez
lagodnosc lub podstep osiagnac to, co znacznie predzej osiagnac bylo mozna bezwzgledna
walka. Czyny te przemówily mocniej do serca mojej Hanneh, niz najpiek-niejsze slowa.
Dlugo po twym odejsciu siedziala cicho w swym namio-cie i sluchala rozmów o tobie,
prowadzonych za sciana. Stales sie jej idealem. Polozyla swa biala dlon na rekojesci mego
miecza, izbym nie mógl wyciagnac go z pochwy. Pamietasz zapewne, zesmy wtedy oby-
dwaj pokonali i obezwladnili na dlugi czas wrogów Haddedihnów. Gdy zostalem szejkiem,
znów sie przeciw nam zmówili. Chcialem ich pokonac mieczem. Hanneh oswiadczyla, ze ty
na moim miejscu ucie-klbys sie nie do przemocy, lecz do podstepu. Poradzila mi, abym
powasnil ze soba nieprzyjaciół i dala mi kilka wskazówek, jak do tego doprowadzic.
Zrezygnowalem wiec z walki, a jednak sila moja wzrosla w dwójnasób.
- Hm! - mruknalem usmiechajac sie pod nosem. - Sadzisz wiec, drogi Halefie, ze Hanneh
dobrze ci poradzila?
- Hm! - rnruknal równiez, ale bez usmiechu i rzekl po chwili namyslu. - Czy wolno mi
zwierzyc sie z czyms przed toba?
- Mów, co ci sie tylko podoba!
Zblizyl usta do mego ucha i szepnal:
- Hanneh jest nie tylko najmilszym kwiatem haremu, ale najma-drzejszym. Powiadam ci,
sidi, ona ma zawsze racje! Omal nie wybuchnalem smiechem. A wiec mój dzielny
bohater siedzi pod pantoflem! Wlasciwym szejkiem Haddedihnów jest naj-piekniejszy z
kwiatów ! Cieszylo mnie to bardzo, nie stracil wcale w mych oczach. Kazdy mezczyzna,
którego ponosi temperam~nt, wygry-wa los na loterii szczescia, jezeli u jego boku stanie
rozsadna kobieta, która potrafi ustrzec go przed nierozwaga. A najszczesliwsze sa te
[ Pobierz całość w formacie PDF ]