[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kompanii. Musimy bowiem zmobilizować wszystkie nasze zabezpieczenia...
Niewinne z pozoru słowa, ale wypowiedziane tonem, w którym kryła się grozbą. Teraz Halse dodał ciszej:
- Nigdy nie przypuszczałem, że Herrel zdobędzie żonę.
Czy ci powiedział, że uważamy go za niezdarę i kalekę? Jednak los okazał się sprawiedliwy, gdyż sądzimy, że
Herrel dobrze trafił... - zakończył uśmiercając się tak zjadliwie, iż odtąd mogłabym lękać się wszystkich
Uśmiechów.
- Dziękuję ci, panie - odparłam, przywołując resztki dumy. - Czy ktokolwiek może powiedzieć, kim naprawdę jest
inny człowiek lub kim może się stać? Jeżeli połączyłaś zaczarowany płaszcz, to nie powinieneś utyskiwać na własną
moc. Jestem zadowolona, jeśli mój mąż podziela moje uczucia. - Było to kłamstwo, lecz zamierzałam trzymać się go
kurczowo, mimo że Halse bez wątpienia był tego świadomy.
Metoda doboru małżonka w weselnej "dolinie polegała na tym, że znałyśmy tylko tego Jezdzca, którego płaszcz
wybrałyśmy. Znałyśmy? Na pewno nie było tak w moim przypadku. Moje towarzyszki chroniono iluzją, która miała
ukryć przed nimi prawdy tak więc zaakcentowałyby wszystko, co by im pokazano. Co do mnie -omotały mną strach
i podejrzenia. Może i ja także widziałam wszystko w krzywym zwierciadle? Ale przecieknie polubiłam Halse'a ani
nie spodobał mi się sposób, w jaki spojrzał na mnie Hyron. Poza tym owej pamiętnej nocy Wyczułam niechęć i
wrogość innych Jezdzców.
A co z Herrelem? Tak, co z Herrelem? Przypomniałam sobie nasze pierwsze spotkanie, kiedy pojął mnie za żonę,
zarzucając mi płaszcz na ramiona... Noc, kiedy obudziła mnie obca wola, ukazując mi go takim, jakim czasami się
stawał. I ostatnia noc, gdy zobaczyłam, jak wyruszył do boju, i usłyszałam straszliwe odgłosy walki...
Przybyłam na nasze pierwsze spotkanie gotowa zaakceptować obcego mężczyznę, ale czy naprawdę tak było? Czy
można zaakceptować kogoś, kogo się nie zna? Teraz, po pierwszej próbie, okazałam się równie bojazliwa jak
Mariamme, tylko lepiej umiałam to ukrywać. Czy Herrel był bestią, która w razie potrzeby przybierała ludzką
postać, czy człowiekiem, który zamieniał się w zwierzę? To pytanie nie opuszczało mnie ani na chwilę, sprawiało, że
wzdragałam się przed dotknięciem Jezdzca, którego wybrałam na męża, że cieszyłam się, iż nie był nim naprawdę.
Kildas, Solfmna i reszta dziewcząt nie miały takich wątpliwości. Byłam pewna, że w przeciwieństwie do mnie stały
się prawdziwymi żonami. Lecz z kim współżyły - ze zwierzęciem, ptakiem - czy człowiekiem?
- Podwójny wzrok może bardzo utrudnić życie, pani. - Halse podjechał jeszcze bliżej i mówił prawie szeptem: - Nie
ma tu dla ciebie miejsca.
- Jeśli nie, panie, to chyba za pózno na takie odkrycie. Wydaje mi się też, że niezbyt mi ufacie...
- Możliwe - Halse wzruszył ramionami - że jesteśmy wobec ciebie niesprawiedliwi, pani. W każdym razie nic nie
powiedziałaś swoim siostrom. Zapisujemy to na twoje dobro. I przekażę Herrelowi twoje posłanie...
Zawrócił konia i odjechał. Poczułam, że zle zrobiłam dając mu powód do rozmowy z Herrelem.
Ponagliłam swoją klacz i dogoniłam Kildas, poczuwszy nagle niechęć do samotnej jazdy.
- Hari mówi, że Halse ma ostry język - zauważyła moja towarzyszka. - Chociaż ma dość dworne maniery. Jest
oburzony, że nie zdobył małżonki.
- Może jego płaszcz nie był zbyt atrakcyjny. Kildas roześmiała się i rzekła:
- Nie mów mu o tym! Halse wyobraża sobie, że jako pierwszy zostanie zauważony w każdym towarzystwie. To
prawda, iż jest bardzo przystojny...
Przystojny? Dla mnie był niedzwiedziem, pozornie niezdarnym, ale niebezpiecznym drapieżnikiem.
- Aadna twarz to nie wszystko.
- Tak. I Halse niewiele mnie obchodzi. Zawsze uśmiecha się i wygląda na zadowolonego, ale myślę, że wcale taki
nie jest. Gillan, nie wiem, co Herrel ci powiedział, lecz nie rozmawiaj... otwarcie... zbyt otwarcie... z Halse'em. Hari
zwierzył mi się, że Halse'a i Herrela dzieli stary spór, który jeszcze się zaostrzył od czasu ślubów. Albowiem
Herrelowi przypadło to, co Halse uważał, iż jemu się należało...
- Ja? - Roześmiałam się, zaskoczona jej słowami, które były tak dalekie od prawdy.
- Może nie ty, ale jakakolwiek żona. Przed naszym przybyciem dużo mówił o szczęściu, jakie mu dopisze, a
ponieważ srodze się zawiódł, jątrzy go to jak zadzior w tunice. Inni Jezdzcy nie zapomnieli o jego przechwałkach i
przypominają mu je od czasu do czasu. To dziwne - spojrzała na mnie - przedtem myślałam, że wszyscy Jezdzcy są
tacy sami, zgrupowani w Kompanii, która myśli i działa jak jeden mąż. Tymczasem okazało się, że wcale nie różnią
się od innych ludzi i każdy ma własne myśli, wady, marzenia i obawy.
- Czy to Hari cię tego nauczył?
Kildas uśmiechnęła się błogo, a jej uśmiech był tak odmienny od tego, który wykrzywił usta Halse'a, jak niebo i
ziemia.
- Hari nauczył mnie wielu rzeczy... - Znów pogrążyła się w marzeniach, których nie mogłam z nią dzielić.
Tak minął ten długi dzień i wcale nie zobaczyłam Herre-la - chociaż nie wiedziałam, czy stało się tak z jego woli czy
z cudzej. Wreszcie dotarliśmy do długiej, wąskiej doliny. Wejście do niej było zamaskowane tak gęstą zasłoną drzew
i krzewów, że wydało mi się, iż nie ma do niej dostępu, lecz nasz przewodnik poprowadził nas krętą ścieżką, którą
pojechaliśmy gęsiego. Zciana roślinności ustąpiła miejsca otwartej przestrzeni otoczonej stromymi skalnymi
ścianami. Pod jedną z nich lodowa koronka kryła niewielki strumyk. Przełęcz przed nami otwierała się wąską
szczeliną do połowy zasypaną odłamkami skał.
Czekały tam rozbite namioty; Jezdzcy z przedniej straży dobrze wykorzystali czas. Zmierzchało się szybko, ale
wesoło mrugały do nas zielone lampy i paliło się ognisko. W owej chwili wszystko wydało mi się tak przytulne i
bezpieczne jak wielka sala w zaprzyjaznionym zamku - chociaż dość prymitywne.
Lecz gdy miałyśmy zsiąść z koni, pomógł mi w tym mężczyzna z wilkiem na hełmie.
- A Herrel? - zapytałam.
- Tylna straż jeszcze nie nadjechała, pani - odparł gładko.
Prawdę mówiąc, nie mogłabym przysiąc, iż kamień spadłby mi z serca na widok twarzy ocienionej szłomem ze
srebrną figurką górskiego kota.
I znów, jak zawsze, gdy zsiadłam z konia, poczułam ogromne zmęczenie. Sztywnym krokiem podeszłam do ogniska,
żeby się ogrzać. Samotność odgrodziła mnie od moich towarzyszek murem wiedzy. Nie mogłam dłużej bronić się
przed świadomością, że nie ma odwrotu. Poprzez dokonany niebacznie i lekkomyślnie wybór już dawno spaliłam za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]