[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Smitty wsta³ od sto³u.
Mo¿e wpadniemy na Aguilê, gdy bêdziemy wracaæ.
Shannon w³aSnie nala³ sobie fili¿ankê kawy i usiad³, gdy drzwi
kuchni otworzy³y siê i pozdrowi³a go Rosie.
Dzieñ dobry. Czy dobrze pan spa³?
Jak blok piaskowca, Rosie. Dziesiêæ godzin. Na pewno dlate-
go, ¿e Indy pojecha³.
Rosie zwi¹za³a kruczoczarne w³osy w warkocz i wplot³a w nie
zielone wst¹¿ki. Jej ciemne oczy, tak typowe dla Navajo, patrzy³y
ponad orlim nosem.
Dlaczego tak mówisz?
Och, sam nie wiem. Czasami, gdy jest w pobli¿u, mam wra¿e-
nie, ¿e dach zaraz spadnie mi na g³owê.
Czy on miewa du¿o wypadków?
Ma dar przyci¹gania k³opotów. Ale nie mów mu tego, bo on ci
powie, ¿e to ja sprowadzam na niego tych, co prowokuj¹ problemy.
Mo¿e to wy obydwaj, gdy jesteScie razem.
Nie, nie s¹dzê. Potrafimy tego dokonaæ równie¿ osobno. Fili-
¿ankê kawy?
Pokrêci³a g³ow¹ i zobaczy³a Bibliê, le¿¹c¹ na stole kuchennym.
Czytasz j¹?
Ca³y czas. No, mo¿e niezupe³nie, ale wczoraj wieczorem szu-
ka³em jakichS ustêpów na temat jednoro¿ców.
Podci¹gnê³a rêkawy swojego kolorowego, pe³nego wzorków
swetra i zaczê³a sprz¹taæ w okolicy zlewu.
W Biblii?
Pewnie. Chcesz pos³uchaæ, co znalaz³em?
Rosie podnios³a miot³ê i zaczê³a zamiataæ pod³ogê.
No...
Shannon poci¹gn¹³ ³yk swojej kawy i przerzuci³ kartki do stro-
ny, któr¹ wczeSniej zaznaczy³.
Popatrzmy. To Izajasz trzydzieSci cztery, wers siódmy. Zst¹-
pi¹ z nimi i jednoro¿ce, i byki z wo³ami, i opojona bêdzie krwi¹ zie-
mia ich, a proch ich bêdzie opojony tukiem .*
* Biblija Rwiêta, to jest Ca³e Pismo Rwiête Starego i Nowego Testamentu,
Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne, Warszawa 1921.
110
Co to znaczy? spyta³a. To nie brzmi dobrze.
No có¿, to o czymS, co wydarzy³o siê dawno temu. Przewró-
ci³ stronê i odkaszln¹³. Tu jest inny ustêp: Wybaw mnie z paszczy
lwiej i od rogów jednoro¿cowych uwolnij mnie! * To by³ Psalm dwu-
dziesty drugi, ustêp dwudziesty drugi.
Dlaczego studiujesz te s³owa o jednoro¿cach?
Do d³uga historia. O, tutaj mamy kolejny. Psalm dziewiêædzie-
si¹ty drugi, wers jedenasty. Róg mój, jako jednoro¿ców, wywy¿-
szysz, bêdê pokropiony olejkiem Swie¿ym .**
Rosie odwróci³a i spojrza³a mu w twarz.
Nie podoba mi siê to. Proszê, przestañ.
Przepraszam. Shannon zamkn¹³ Bibliê. Nie przeszkadza
mi, ¿e nie chcesz uwierzyæ w jednoro¿ce.
Rosie nerwowo wyciera³a blat sto³u.
Ta laska wywo³a³a sporo z³a. Najlepiej by by³o, gdyby Mara j¹
zostawi³a w spokoju.
Ty wiesz o lasce?
Rosie od³o¿y³a miot³ê i opar³a siê o blat.
OczywiScie. By³a tu, w tym domu.
Wiesz, co siê z ni¹ sta³o?
Przytaknê³a ruchem g³owy.
Shannon ledwie móg³ w to uwierzyæ.
Gdzie ona jest?
Zosta³a ukryta. Cz³owiek, który odkupi³ j¹ z lombardu, jest
uzdrowicielem, szamanem. Niektórzy ludzie nazywaj¹ go czarowni-
kiem, ale ja widzia³am jak leczy. Uratowa³ ¿ycie Smitty emu. Po-
wiedzia³, ¿e laska zabija Smitty ego, i ¿e muszê mu j¹ odebraæ.
Wygl¹da na to, ¿e potrzebowa³ jej dla siebie.
Nie, Aguila chcia³ wyci¹gn¹æ z niej z³o.
Shannon nie mia³ pojêcia, dlaczego róg jednoro¿ca mia³by byæ
uwa¿any za coS z³ego, ale to nie mia³o znaczenia.
Powiedzia³aS Smitty emu, kto j¹ kupi³?
Pokrêci³a g³ow¹.
Aguila oSwiadczy³, ¿e najlepiej nic mu nie mówiæ. Dotrzyma-
³am s³owa.
* oprac. ks. dr Józef Kruszyñski, Ksiêga Psalmów, Towarzystwo Naukowe
Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Lublin 1936.
** oprac. ks. dr Józef Kruszyñski, Ksiêga Psalmów, Towarzystwo Naukowe Ka-
tolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Lublin 1936.
111
A Mara?
Ona wie.
Powiedzia³aS jej?
Aguila to zrobi³. Ale nie s¹dzê, ¿eby wyjawi³ jej, w jakim miej-
scu znajduje siê ten przedmiot.
Gdzie mieszka ten czarownik czy uzdrowiciel?
Blisko w¹wozu Kane. Jestem przekonana, ¿e tam w³aSnie
Smitty i Indy zatrzymali siê tej nocy.
Rosie przys³uchiwa³a siê wielu rozmowom na temat wydarzeñ
w Mesa Verde, ale sama powiedzia³a bardzo niewiele. Teraz zaS
wydawa³o siê, ¿e wie wiêcej, ni¿ zdradzi³a.
Czy s¹dzisz, ¿e Aguila móg³by wiedzieæ, gdzie szukaæ Mary?
Byæ mo¿e wie, ale nie wie.
Shannon pokrêci³ g³ow¹.
Nie rozumiem.
Czasami ludzie wiedz¹ o ró¿nych rzeczach, ale nie zdaj¹ so-
bie z tego sprawy, a¿ ktoS zada w³aSciwe pytanie.
Jechali konno przez wiêksz¹ czêSæ ranka, a¿ ziemia otworzy³a
siê jak blizna i zaczêli zje¿d¿aæ do w¹wozu Kane. Indy pod¹¿a³ wci-
Sniêty pomiêdzy Smitty ego i konia z pakunkami, a szlak szybko
zmienia³ siê w niebezpiecznie w¹sk¹, zwijaj¹c¹ siê i omijaj¹c¹ grzbie-
ty górskie Scie¿kê. Strome urwiska spada³y dziesi¹tki metrów w dó³,
zaledwie centymetry od zostawianych przez nich na drodze Sladów
kopyt koñskich.
Dobry Bo¿e, Chico, niez³a robota powiedzia³ Indy g³aszcz¹c
konia, gdy pokonali kolejne za³amanie.
Indy zastanawia³ siê nad notatkami Richarda Wetherilla o tym,
co spotka³o ich konie. Kiedy je przeczyta³, zaciekawi³o go, czy
uczestnicy wyprawy pili po drodze. Jak inaczej mog³oby tak kiep-
sko im pójSæ, jeSli chodzi o konie? Teraz jednak uSwiadomi³ sobie,
¿e nikt przy zdrowych zmys³ach nie móg³ piæ na tej drodze. Cudem
zdarzy³o siê, ¿e ¿aden z cz³onków ekspedycji nie zgin¹³. PomySla³
o Shannonie, który nie przepada³ za jazd¹ konn¹ i doszed³ do wnio-
sku, ¿e jego przyjaciel podj¹³ rozs¹dn¹ decyzjê, nie przy³¹czaj¹c
siê do nich.
Jak ci tam z ty³u idzie, Indy? krzykn¹³ Smitty.
W porz¹dku. Cieszê siê jednak, ¿e nie ³ykn¹³em sobie herbatki
od Aguili tego ranka.
112
Mówi³em ci, ¿e to nie bêdzie ³atwe. Ale mamy przynajmniej
ze sob¹ dodatkowego konia.
Jaki powód naszej wycieczki do Skrzy¿owania Ruin poda³eS
Aguili? spyta³ Indy.
Prawdziwy. Powiedzia³em mu, ¿e zaginê³a moja córka i mo¿-
liwe, i¿ tam w³aSnie siê znajduje. To wszystko.
Czy on zna Marê?
Taak, s¹dzê nawet, ¿e wykorzystywa³a go jako przewodnika.
Liczy³em, ¿e mo¿e j¹ widzia³, ale nie mia³em szczêScia. Co zreszt¹
wskazywa³oby na to, ¿e jej tam raczej nie ma.
Musimy jednak rzuciæ na to okiem powiedzia³ Indy.
JeSli nawet Smitty odpowiedzia³, to Indy tego nie us³ysza³. Jego
koñ nast¹pi³ na miejsce pe³ne sypkiego gruzu i przednie kopyta zsu-
nê³y siê po krawêdzi. Panicznie przestraszony, przysiad³ raptownie
na tylnych nogach i wyrzuci³ Indy ego z siod³a. Jones spad³ na bok
konia z pakunkami i uderzy³ w wystêp na Scie¿ce. Z rozpêdu wypad³
poza skraj przepaSci, a jego filcowy kapelusz polecia³ w g³¹b. Indy
kilka razy siê obróci³ i zacz¹³ staczaæ w dó³. Zapar³ siê piêtami o zie-
miê i kamienie, ale nie móg³ zatrzymaæ upadku. Przed nim toczy³ siê
grad ska³ i kurzu.
Wreszcie zjecha³ na jak¹S stercz¹c¹ ska³ê i uda³o mu siê zatrzy-
maæ. Niewiele brakowa³o, naprawdê niewiele, pomySla³.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]