[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niedzwiedzia. Dziewczyna wzięła tobołek oraz fuzję i ruszyła przodem. Tara zaś
poczłapał w ślad za mą. Grzbiet olbrzymiego zwierzęcia wydał się Dawidowi miejscem
dziwnie wygodnym i przytulnym, pochylił się zatem ku przodowi głęboko zanurzając
palce w kudłach na szyi.
Dziewczyna zawołała ku niemu łagodnie:
 Czy dobrze ci tam, Sakewawin?
 Tak dobrze, że obawiam się, czy przypadkiem nie usnę odpowiedział Dawid.
Gdyby szli po otwartej przestrzeni, to w świetle gwiazd dostrzegłaby
niewątpliwie jego bezsilnie chwiejącą się głowę, a przez to samo słowa nabrałyby
innego znaczenia. Dawid walczył rozpaczliwie nie tylko z osłabieniem, ale i z ogromem
złych przeczuć. Musi być ciężko raimy ma zupełnie uszkodzoną czaszkę... Przypomniał
sobie pewnego Indianina również rannego w głowę, którego wraz z ojcem Rolandem
bezskutecznie starali się ocalić. Bez pomocy chirurga okazało się to niemożliwe.
Indianin umarł, miał podobne objawy: to tracił przytomność, to znów ją odzyskiwał na
chwilę.
Dawid omdlewał ponownie. Nie czuł już prawie kolebiącego chodu Tary Jednak
kurczowo trzymał się burych kudłów, a ilekroć Marge zawołała ku niemu, odpowiadał
bez zwłoki. Ale raz nie potrafił dać odpowiedzi. Wtenczas Tara stanął, a Marge
pochyliła się nad rannym. Potem ruszyli dalej. Dawid miał wrażenie, że idą tak bez
końca Chciał odpocząć, wyciągnąć się i zasnąć. Omal nie wypowiedział głośno tego
pragnienia; powstrzymała go resztka świadomości.
Serce Marge biło boleśnie i nierówno; płacząc i modląc się wiodła i Tarę wraz z
jego ciężarem poprzez czerń nocy. Z lasu wyszli na oświetloną gwiazdami łączkę,
stamtąd znów dali nurka w las. I tak na przemian, to mrok ich pochłaniał, to znów preria
rozpościerała się wokół. Dziewczyna nie marzyła już o ścieżynie górskiej; obecnie
byłoby zupełnym niepodobieństwem przedostać się tamtędy. Kierowała się do pewnej,
znajomej sobie chaty, starej, dawno opuszczonej rudery mogącej jednak stanowić niezłe
schronisko. Próbowała wytłumaczyć Dawidowi zmianę projektu.
 Jeszcze tylko trochę, Sakewawin  wolała, tuląc usta do jego
pochylonej głowy. - Jeszcze tylko chwileczkę. Tam nie będą nas szukać, więc wyśpisz
się doskonale, zobaczysz
Głos jej rozpływał się w oddaleniu, zatracając sens i treść. Dawid
bezwiednie trzymał się wciąż kudłów Tary.
Po upływie, jak mu się zdawało, wielu, wielu dni, dotarli wreszcie do chaty. Nie
mógł zrozumieć, dlaczego Marge mówi.
 Jesteśmy tylko o pięć mil od Gniazda, Sakewawin, ale tu nie będą c nas
szukać. Będą przekonani, że poszliśmy dalej albo, że przeprawiliśmy się przez góry.
Obmywała mu twarz chłodną wodą, i teraz, gdy ustał kołyszący chód
niedzwiedzia, zawrót głowy powoli mijał. Marge rozwinęła tobołek, położyła na ziemi
derę i gdy Dawid wyciągnąwszy się, wreszcie, doznał uczucia wielkiej ulgi. Zanim
przymknął powieki, widział jeszcze pochyloną nad sobą śliczną twarzyczkę, oczy jak
gwiazdy, patrzące tak tkliwie i słyszał kojący głos:
 Zpij, Sakewawin, spróbuj usnąć.
Obudził się wiele godzin pózniej. Czyjeś ręce zmuszały go do opuszczenia
jakiegoś bardzo wygodnego zakątka; czyjś głos wyrywał go z senności, głos, który po
chwili wydał mu się niezmiernie bliskim i znajomym. Otworzył oczy. Był jasny dzień.
Marge, klęcząc obok z nieprzytomnym spojrzeniem, szarpała go za kurtkę.
 Obudz się, Sakewawin  błagała.  Obudz się! O mój Boże, musisz się
zbudzić! Sakewawin! Sakewawin. Oni znalezli nasz trop! Oni już nadchodzą!
26. Tara się mści
Zrozumiawszy słowa Marge, Dawid porwał się na nogi i z głębi duszy
podziękował Bogu, że czuje się zdrów i może walczyć w obronie dziewczyny. Nawet
wczoraj, przyglądając się zapasom niedzwiedzi i jego walce z Brokawem, nie była tak
śmiertelnie blada jak dziś. Z jej twarzy wyczytał, że niebezpieczeństwo czai się tuż i nie
sposób go uniknąć.
Posłanie, które przed chwilą opuścił, znajdowało się pod ścianą starej chaty,
chata zaś stała w małej kotlince, jakieś trzysta jardów w gorę łagodnego stoku. Zanim
Dawid zdążył dostrzec coś więcej Marge schwyciła go za rękę, wlokąc za pobliski
węgieł Milcząc wskazała w dół. W głębi doliny gramoliła się już na zbocza gromadka
dziesięciu czy też ośmiu mężczyzn, między którymi Dawid wypatrzył z łatwością
Haucka i Brokawa. Nie mógł dokładnie zliczyć napastników gdyż osłaniały ich
częściowo nierówności terenu, ale wiedział że nie upłynie dwadzieścia minut, a wszyscy
dopadną chaty.
Spojrzał na Marge. Rozpaczliwie wskazywała górski stok w głębi Na przestrzeni
ćwierć mili był to nagi piaskowiec. Jedyna droga ucieczki prowadziła w dół, wprost na
wrogów.
 Chciałam zbudzić cię przed świtem, Sakewawin  tłumaczyła dziewczyna
głosem zbolałym i zatrwożonym. - Czuwałam kilka godzin, ale potem niestety usnęłam.
Bari mnie zbudził. Tylko, że teraz jest już za pózno...
 Tak, za pózno, żeby uciekać!  poświadczył Dawid Oczy Marge błysnęły.
 Myślisz więc...
 %7łe będziemy walczyć. Och, Marge, gdybym tylko miał swoją fuzję! 
wsunąwszy rękę do kieszeni wyjął naboje, które mu dała poprzednio.  Kaliber
trzydzieści dwa i zaledwie jedenaście sztuk! Musimy strzelać z bliska. Uciekać nie
wolno, bo podziurawią nas z daleka kulami jak sito.
Szarpała go za ramię.
 Chata Sakewawin! krzyknęła.  Schrońmy się do chaty! Pamiętam, że ma
w drzwiach mocną zasuwę, a miejscami glina wykruszyła się między balami, więc są
gotowe strzelnice Bariego i Tarę wezmiemy do wnętrza.
Dawid oglądał uważnie fuzję Nisikoos.
 Dobra na odległość stu pięćdziesięciu jardów. Marge, zabierz do środka
pakunek i zwierzęta. Co do mnie postaram się wziąć byka za rogi i wykluczyć z zabawy
paru naszych przyjaciół. Poczekam tylko, aż się pokażą na tym wzgórku. Nie będą się na
razie mieli na baczność, co zapewni mi chwilową przewagę. Gdybym tylko mógł dostać
Haucka lub Brokawa!
Upatrzył sobie duży blok skalny w odległości dwudziestu jardów od chaty,
podczas gdy Marge prowadziła do izby Tarę i Bariego, Dawid kucnął za tym
improwizowanym szańcem. Miał wrażenie, że od szczytu wzgórka, na którym powinni
się ukazać prześladowcy, dzieli go najwyżej sto pięćdziesiąt jardów, postanowił jednak
dopuścić ich bliżej jeszcze, zanim rozpocznie strzelaninę. Ani jeden z jedenastu cennych
naboi nie powinien pójść na marne. Rewolwer Haucka, bowiem mógł służyć tylko w
przypadku walki wręcz.
Marge wprowadziła niedzwiedzia do chaty, lecz Bari nie słuchał jej cichych
nawoływań; podpełznął natomiast tuż do swego pana i warował obok. Po chwili Marge
wybiegła z izby i przeleciawszy pustą przestrzeń przykucnęła także obok Dawida.
 Schowaj się lepiej w chacie  poradził Dawid.  Oni z pewnością będą
również strzelać!
 Zostanę z tobą, Sakewawin!
Nie była już wcale tak blada. Policzki miała rumiane i oczy świecące niby
gwiazdy. Uśmiechała się do przyjaciela. Co za dziecko! Dawid uczuł, jak coś go dławi
w gardle. Marge przysunęła twarzyczkę do jego twarzy i szepnęła:
 Ubiegłej nocy, Sakewawin, pocałowałam ciebie! Myślałam, że
umierasz... Przed tobą całowałam tylko Nisikoos, nikogo więcej... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl