[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do wymierzenia kopniaka, musiała też dostosować swoje odruchy do nowej sytuacji. Udało się to
jej dopiero po kilku próbach i pod koniec trafiała już idealnie. Jej stopa zatrzymywała się tuż pod
brodą Sylvaina tam, gdzie powinna.
Niezle. Usiłował ugryzć ją w podbicie, na co wybuchnęła śmiechem i odsunęła się od
niego.
Kątem oka widziała, że Carter rzucił jej szybkie spojrzenie. Miał minę tak zmieszaną
i pełną bólu, że natychmiast odwróciła wzrok. Pomyślała, że całe to wspólne trenowanie nie
będzie łatwe.
Nie mogąc się powstrzymać, zerknęła na koleżanki akurat w chwili, gdy Rachel
próbowała tego samego kopnięcia i straciła równowagę. Nicole błyskawicznie przyszła jej
z pomocą, ale przyjaciółka była czerwona z zażenowania i frustracji. Jerry podszedł do nich, żeby
cicho porozmawiać.
Nie wyglądało na to, żeby je krytykował raczej w łagodny sposób udzielał im
wskazówek. Nawet z tej odległości Allie widziała jednak, że Rachel fatalnie się czuje.
Po skończonym treningu Allie wzięła szybki prysznic i jak to miała w zwyczaju
pośpiesznie przebrała się w szkolny mundurek, po czym w niedopiętej bluzce i z krawatem
w dłoni pobiegła do drzwi. Kiedy jednak przechodziła przez główną szatnię, zatrzymała się
gwałtownie. Rachel i Nicole rozmawiały cicho w kącie. Obie nadal miały na sobie stroje
treningowe. Rachel zwiesiła głowę, wyraznie pokonana. Dłoń Nicole spoczywała na jej ramieniu.
Serce Allie ścisnęło się ze współczuciem. Wiedziała, że powinna jeszcze bardziej
utrudnić życie Rachel w końcu taki był plan. Najlepiej byłoby, gdyby potraktowała ją
obojętnie, sprawiła, by Rachel poczuła się osamotniona i zaczęła powątpiewać, czy da sobie radę.
Jednak widok przyjaciółki w tym stanie łamał jej serce.
Gdy do nich podeszła, Nicole rzuciła jej ostrzegawcze spojrzenie.
Odkąd to Nicole stała się obrończynią Rachel, skoro to moje zadanie?
Posłuchaj zaczęła Allie. Chciałam powiedzieć& Przepraszam. Nie rób tego.
Bądz sobą, nie staraj się być mną . Wybacz, że wcześniej tak zareagowałam. To nie
było& w porządku. Mówiąc to, nerwowo bawiła się krawatem, aż w końcu skręciła go
w supeł. Wiem, że jest ciężko. Ja też się podłamałam po pierwszym treningu Nocnej Szkoły.
Potem będzie lepiej, słowo.
Twarz Rachel była czerwona z wyczerpania i wstydu, ale po słowach przyjaciółki w jej
oczach pojawił się blask.
Dzięki, Allie. Jej dolna warga zadrżała. I przepraszam&
Przestań. Allie wyciągnęła rękę. To ja przepraszam. Wściekłam się na ciebie, bo się
o ciebie boję. Wiesz dlaczego. Wiesz wszystko, nie muszę ci tłumaczyć. Tylko& zawahała się.
Tak wiele chciała powiedzieć, jednak Rachel wydawała się wyczerpana. To nie był odpowiedni
moment. Pogadamy o tym jutro, dobra?
Rachel przygryzła wargę i skinęła głową.
Dobrze.
Allie wyszła z szatni, czując się jednocześnie i lepiej, i gorzej. Lepiej, bo Rachel już nie
myślała, że Allie jej nienawidzi. Gorzej, bo właśnie ułatwiła przyjaciółce przetrwanie
pierwszego, najgorszego tygodnia Nocnej Szkoły.
Kretynka ze mnie i tyle .
Kiedy wyszła na korytarz, Sylvain stał pod ścianą naprzeciwko, podparty o nią nogą,
a jeden z młodszych uczniów Nocnej Szkoły, który spoglądał na niego z nabożną czcią, jak na
bohatera, coś mówił. Sylvain słuchał cierpliwie, wpatrując się w podłogę. Nagle jednak, jakby
wyczuł obecność Allie, podniósł wzrok i spojrzał jej w oczy. Powiedział coś do młodszego
ucznia, a rozczarowany chłopiec się odwrócił.
Sylvain oderwał się od ściany i podszedł do Allie.
Co z Rachel? zapytał cicho.
Allie pomyślała o spojrzeniu, które posłała jej Rachel, tuż zanim się rozstały.
Jeszcze nie wyszła.
Rozmawiając cicho, ruszyli długim piwnicznym korytarzem, a potem wspięli się
schodami na parter. Ich buty skrzypiały na wypolerowanym parkiecie. Gdy dotarli do głównych
schodów, przystanęli i Sylvain przyciągnął ją do siebie. Zamykając oczy, wychyliła się ku niemu
w oczekiwaniu, aż pocałuje ją na dobranoc i powie, że zobaczą się rankiem.
Tak się jednak nie stało.
Spotkajmy się na dachu wyszeptał przy jej policzku, a jego oddech sprawił, że
przeszył ją nerwowy dreszcz. O północy.
13
Pół godziny pózniej Allie niecierpliwie krążyła po sypialni, co kilka minut spoglądając na
zegarek. Czas wlókł się niemiłosiernie.
Jedenasta czterdzieści pięć& Jedenasta czterdzieści sześć&
Wiedziała, co się święci. Wiedziała, czego Sylvain chciał na dachu, i serce łomotało jej ze
zdenerwowania. Ten dzień naprawdę wyprowadził ją z równowagi.
Pomyślała o wyrazie oczu Cartera, o smutku, który był tam przez chwilę tak się jej
przynajmniej wydawało.
Potem zmusiła się, żeby przestać o tym myśleć, i znów spojrzała na zegarek.
Jedenasta czterdzieści siedem .
Nie mogła już dłużej czekać, i tak było bardzo pózno.
Zgasiła światło, w ciemności dotarła do biurka i stanęła na blacie. Okno było już otwarte.
Bez wahania weszła na gzyms na ścianie budynku.
Była pogodna, letnia noc, chłodna, lecz nie zimna. W powietrzu roznosił się lekki
sosnowy aromat i Allie odetchnęła głęboko, żeby się uspokoić, gdy balansowała trzy piętra nad
ziemią.
Od przybycia do Cimmerii wielokrotnie wykonywała tę sztuczkę. Dreszcz emocji
związany z niebezpiecznym balansowaniem na skraju nicości był niczym stary przyjaciel.
Uśmiechnęła się do siebie i po omacku ruszyła po fasadzie budowli.
Można zapomnieć o niebezpieczeństwie, jeśli robi się coś odpowiednio często.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]