[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Potem, kiedy wszyscy troje siedzieli przy stole, lekarz
opowiadał im swoje dalsze losy. Kapitan Prince Nelson i
bosman Frank zginęli. Utonęli w drodze powrotnej do Anglii.
Po tym, co pani zrobili, nie chciałem już więcej z nimi
pływać. Może powinienem był ich powstrzymać, ale wtedy
pewnie znalezliby innego świadka. Zresztą wiedziałem, że
małżeństwo da się unieważnić, a ja byłbym odpowiednim
świadkiem, gdyby pani kiedykolwiek się na to decydowała.
W takim razie dlaczego pan tak szybko wrócił do
Anglii? spytał Wes.
Nie miałem wyboru uśmiechnął się lekarz. Po
przyjezdzie poszliśmy do tawerny świętować szczęśliwy
powrót. Następnego dnia obudziłem się na statku z potwornym
bólem głowy. Dopiero po trzech dniach z grubsza doszedłem do
siebie.
Jego opowieść przerwało głośne stukanie. Nicole zerwała
się na nogi.
271
Moja matka! Zapomniałam o jej śniadaniu. Przepraszam
na chwilę.
Nicole zręcznie wylała jajko na gorącą wodę, potem
ostrożnie ułożyła je na kromce świeżej bułki i ustawiła na tacy
obok talerzyka z szarlotką i kubka z gorącą kawą z mlekiem.
Wzięła tacę i pospiesznie wbiegła na górę.
Posiedz za mną chwilę prosiła Adele. Taka tu jestem
samotna.
Na dole czeka na mnie gość, ale przyjdę do ciebie
pózniej i pogawędzimy.
Co to za gość? Jakiś mężczyzna?
Tak.
Mam nadzieję, że to nie żaden z tych okropnych
rosyjskich książąt westchnęła Adele.
Nie, to Amerykanin.
Amerykanin! Nadzwyczajne! Tak niewielu z nich jest
godnych miana prawdziwego dżentelmena. W żadnym razie nie
pozwól, aby używał w twojej obecności wulgarnego języka. I
przypatrz się, jak chodzi. Prawdziwego dżentelmena poznaje się
po chodzie. Twój ojciec nawet w łachmanach wyglądałby jak
książę!
Tak, mamo odparła posłusznie Nicole i zeszła na dół.
Jak mało rady matki przystawały do jej obecnego życia.
Gdzież jej teraz w głowie sprawdzanie, czy ktoś jest
dżentelmenem, czy nie!
Wesley mówi, że pan Armstrong mieszka po drugiej
stronie rzeki. Czyli pani małżeństwo nie jest udane?
Rzeczywiście, nie było łatwe, ale nie tracę nadziei.
Usiłowała się uśmiechnąć, ale nie zdawała sobie sprawy, że
jej twarz zdradza każdą jej myśl, a głębokie cienie pod oczami
świadczą nie tyle o nadziei, co o zmęczeniu i... rozpaczy.
Dobrze się pani ostatnio odżywiała, młoda damo? spytał
doktor Donaldson, marszcząc brwi. Ile pani sypia?
Nicole przygarnia ludzi tak, jak niektórzy przygarniają
kocięta odparł Wesley, nim zdążyła zaprotestować. Ostatnio
272
przyjęła pod swój dach następnych dwoje. Opiekuje się dziećmi
zmarłego brata Claya, choć i to nie ona powinna się nimi
zajmować, teraz doszła jej matka, która wymaga obsługi godnej
królowej i mąż matki, który uważa siebie za króla Francji.
Z tego, co mówisz, można by pomyśleć, że jestem
prawdziwą męczennicą roześmiała się Nicole. -A tymczasem
prawda jest taka, panie doktorze, że wszystkich ich bardzo
kocham i nikogo bym nie oddała.
Nic takiego nie twierdziłem bronił się Wes.
Uważam tylko, że powinnaś mieszkać po drugiej stronie rzeki, i
że to Maggie powinna gotować posiłki, nie ty.
Doktor Donaldson wyciągnął z kieszeni fajkę i wygodniej
usadowił się na krześle. Nie ułożyło się tej biednej
Francuzeczce. Ten młodzieniec, Wes, miał rację, twierdząc, że
zasługiwała na lepszy los. Wszyscy ją wykorzystują,
dziewczyna zaharowuje się na śmierć. Początkowo lekarz
zamierzał pojechać na północ, do Bostonu, ale teraz postanowił,
że zatrzyma się w Wirginii na kilka miesięcy. Czuł się poniekąd
współodpowiedzialny za ów nieszczęsny związek. Teraz musi
być w pobliżu, w razie, gdyby Nicole go potrzebowała.
Nicole zrzuciła kaptur i wystawiła twarz na powiew
lekkiego wiatru. Płynęła łódką. Ziemię nadal przykrywał śnieg.
Na drzewach nie było jeszcze pąków, ale w powietrzu unosił się
już zapach wiosny. Minęły dwa tygodnie od pierwszej wizyty
lekarza. Uśmiechnęła się na wspomnienie jego obietnicy, że
będzie w pobliżu, w razie gdyby go potrzebowała. A po cóż
miałaby go potrzebować? Tak bardzo chciała mu powiedzieć,
powiedzieć wszystkim jej bliskim, że już wkrótce ona i Clay
opuszczą Wirginię.
Od miesięcy snuła plany. Oczywiście dzieci i Janie wyjadą
razem z nią. Ze smutkiem myślała o rozstaniu z matką, ale
przecież Gerard z nią zostanie, a kiedy ona i Clay będą już mieć
dom, sprowadzą Adele do siebie. Izaak poradzi sobie z młynem,
część pieniędzy będzie oddawał Gerardowi i Adele, resztę
273
będzie mógł zachować dla siebie. Kiedy Adele dołączy do nich
na zachodzie, Izaak dostanie młyn. Lukę pomoże mu nim
zarządzać.
O, tak, wszystko będzie doskonale.
Wczoraj Clay przesłał jej list, w którym prosił, żeby dziś
rano spotkała się z nim na ich polanie. Przez całą noc prawie nie
zmrużyła oka. Marzyła o spotkaniu z Clayem, o tym jak
przystąpią do realizacji swoich zamierzeń.
Zaciągnęła się czystym, chłodnym powietrzem. Poczuła
zapach dymu. Clay już na nią czekał. Rzuciła linę w krzaki,
zeszła na brzeg i przywiązała łódkę.
Pobiegła niewidoczną ścieżką. Jak sobie wymarzyła, Clay
stał z wyciągniętymi ramionami. W kilku susach przemierzyła
dzielącą ich odległość i rzuciła mu się w objęcia. Był taki
wysoki, silny, a jego pierś taka mocna. Przytulił Nicole do
siebie, tak, że musiała wstrzymać oddech. Ale po co jej
powietrze? Jedyne, czego pragnęła, to stopić się z Clayem w
jedno, stać się jego częścią. Chciała zapomnieć o sobie i żyć
tylko z nim.
Ujął Nicole pod brodę i spojrzał na nią. W jego oczach
widziała głód, pragnienie, żądzę. Przeszedł ją ogień. Jakże za
tym tęskniła! Wyciągnęła się i zębami chwyciła Claya za wargę.
Z jej gardła dobył się stłumiony dzwięk, ni to jęk, ni to śmiech.
Clay dotknął językiem kącika jej ust. Zaledwie muśnięcie.
Nicole poczuła, jak uginają się pod nią kolana.
Clay roześmiał się, wziął ją w ramiona i oboje zniknęli w
przyjaznej, ciemnej piwniczce.
Rzucili się na siebie, wygłodniali, spragnieni, niecierpliwi.
W obojgu płonął ten sam ogień, żądając, by go natychmiast
uwolnić. W kilka sekund pozbyli się ubrań, rzucając je
bezładnie na ziemię.
Połączywszy się, nie potrzebowali żadnych słów, mówiły
ich ciała, ich skóra. Bez reszty poddali się namiętności. Nicole
wyprężyła się, pod zamkniętymi powiekami widziała blask. A
kiedy ciało przeszło znajome drżenie, uśmiechnęła się.
274
Clay wyszeptała. Tak bardzo za tobą tęskniłam.
Trzymał ją mocno w ramionach. Przy uchu czuła jego lekki,
delikatny oddech.
Kocham cię. Tak bardzo cię kocham.
W jego głosie brzmiał smutek.
Odsunęła się, a potem ułożyła tak, by jej głowa spoczywała
mu na ramieniu.
Dzisiaj pierwszy raz poczułam w powietrzu wiosnę. Tak
długo na nią czekałam, że wydawało się, że już nigdy nie
nadejdzie.
Clay sięgnął po pelerynę Nicole i oboje ich przykrył. Na
gołej skórze poczuli dotyk futra z norek.
Nicole uśmiechnęła się z rozkoszą i potarła udem o nogę
Claya. Miała wrażenie, że trafiła do nieba leżeli w swoich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]