[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rezerwę alkoholową i rzucił okiem w stronę holu. Był rad, że panował tam radosny nastrój.
Potem spojrzał w stronę szatni  nikogo tam nie było. To dobrze. Odkorkował szybko
butelkę whisky, napełnił szklankę i wychylił ją duszkiem.
G
dzie tu można spokojnie porozmawiać?  zapytał Tantau.  Czy jest w tym domu
choć jedno pomieszczenie bez uroczystego nastroju, wrzasków i podsłuchu?
·ð ð Może gabinet pana dyrektora  zaproponowaÅ‚a pani Brandstadter.
·ð ð Niech mnie pani tam zaprowadzi. A potem poproszÄ™ o trzy rzeczy: pierwsza: proszÄ™
przynieść pannie Karen do pokoju dzbanek mocnej czarnej kawy; druga: proszę przygotować
dla Bennickena kanapki i piwo; trzecia: proszę zakomunikować dyrektorowi Kerzemu i
doktorowi Gise-niusowi, że muszę z jednym i drugim pomówić, ale niech to pani zrobi
dyskretnie.
·ð ð A pan panie Tantau  zapytaÅ‚a pani Brandstadter usÅ‚użnie  nie ma żadnych
życzeń?
·ð ð Nie mam  odrzekÅ‚ Tantau.  Najwyżej jedno: proszÄ™ obmyć twarz zimnÄ… wodÄ….
Beczała pani, to widać wyraznie. Na pewno miała pani ku temu swoje powody. Będzie mi
pani mogła się pózniej zwierzyć, jak się uporam z innymi sprawami.
47
·ð ð Jest pan czÅ‚owiekiem współczujÄ…cym!  zapewniÅ‚a go pani Brandstadter z ulgÄ… i
wdzięcznością.  Pan ma jeszcze serce.
·ð ð Niestety  rzekÅ‚ Tantau lakonicznie.  Czasami jest mi z tym bardzo niewygodnie.
Dał się zaprowadzić pani Brandstadter do gabinetu dyrektora Kerzego. Zapalił tu
wszystkie lampy, potem otworzył okno. Z kolei wyszukał najwygodniejsze krzesło, przy-
sunął je sobie i usiadł na nim. Wyciągnąwszy nogi, zamknął oczy; wyglądał, jakby spał.
Ale jak zawsze, kiedy był sam, twarz jego dziwnie się ożywiła. Na czole utworzyły się
zmarszczki, zaczęły się przesuwać z miejsca na miejsce, zazębiać o siebie, wreszcie znikły.
Potem usta jego ułożyły się w grymas sardonicznego uśmiechu, co upodobniało go do fauna.
Wokół jego oczu zadrgała gęsta sieć zmarszczek i Tantau, jakby go spotkała jakaś wielka
przyjemność, zatrząsł się od śmiechu, ale śmiechu bezgłośnego.
Nagle wyprostował się na swym krześle. Usłyszał kroki. Twarz jego przybrała znowu
całkowicie obojętny wyraz, ciało jakby się skurczyło. Tylko metaliczny błysk jego oczu
zdradzał, w jak wielkim znajduje się napięciu. Zjawili się Kerze i Gisenius. Tantau nawet nie
próbował udawać, że się chce podnieść. Zmrużył tylko oczy i spoglądał na nich
wyczekująco. Obaj zbliżyli się do niego.
·ð ð ZaÅ‚atwiÅ‚ pan wszystko?  zapytaÅ‚ Kerze.  Gdzie jest moja córka?
·ð ð Córka paÅ„ska  odparÅ‚ Tantau  znajduje siÄ™ w swoim pokoju. PoradziÅ‚em jej, aby
wzięła zimny natrysk, napiła się mocnej czarnej kawy, a potem zajęła się swoją toaletą.
·ð ð Co dalej?  zapytaÅ‚ Kerze natarczywie.
·ð ð Chyba najlepiej bÄ™dzie  zwróciÅ‚ siÄ™ do przyjaciela Gisenius  jak usiÄ…dziemy. Nie
powinniśmy robić niczego w pośpiechu.
Tantau rozparł się z zadowoloną miną na swym krześle i powiedział:
 Stan faktyczny wygląda następująco: panna Karen Ke
rze przejeżdżała o godzinie szesnastej minut trzydzieści
pięć przez Kantstrasse w kierunku Promenadeplatz. Jakieś
48
sto metrów przed gmachem teatru straciła panowanie nad wozem, rzekomo dlatego, że
chciała uniknąć zderzenia z jadącym jej naprzeciw pojazdem, który wbrew przepisom
drogowym nieprawidłowo wymijał inny pojazd.
·ð ð Aha  powiedziaÅ‚ Kerze twardo. Ale zamilkÅ‚, skarcony zimnym wzrokiem Tantaua.
·ð ð Panna Karen Kerze  raportowaÅ‚ Tantau w dalszym ciÄ…gu  wjechaÅ‚a na chodnik i
wpadła na kiosk z gazetami. Wóz jej, tak samo jak kiosk, został mocno uszkodzony. Poza
tym żadnych innych szkód nie było.
·ð ð Jak dotÄ…d wcale niezle  oceniÅ‚ Gisenius sprawÄ™ fachowo.  Ale czy to już wszystko?
·ð ð Niestety nie  odparÅ‚ Tantau.  ZnajdujÄ…cy siÄ™ w pobliżu policjant stwierdziÅ‚, że
panna Karen jechała z niedozwoloną szybkością, i to w stanie nietrzezwym.
·ð ð A do diabÅ‚a!  zawoÅ‚aÅ‚ Kerze.
·ð ð Nie koniec jeszcze na tym  raportowaÅ‚ w dalszym ciÄ…gu Tantau.  Panna Karen nie
tylko że nie chciała składać zeznań policji, ale jeszcze stawiała jej opór. Jednego policjanta
zwymyślała w brzydki sposób, z dwoma innymi zaczęła się szamotać, tak że musiano ją
obezwładnić siłą i mówiąc bez ogródek, wpakować do ula.
·ð ð Na miÅ‚ość boskÄ…!  jÄ™knÄ…Å‚ Kerze. I znowu z gÅ‚Ä™bi jego zbolaÅ‚ego serca wyrwaÅ‚ siÄ™
okrzyk:  Jak ona mogła mi coś takiego zrobić?!
 Sytuacja jest istotnie fatalna  przyznał Gisenius.
Ponieważ przez cały czas nie spuszczał z Tantaua oka, zorientował się, że był to dopiero
wstęp do sprawozdania, i to jeszcze względnie niewinny. Czuł wyraznie, że Tantau do
czegoś zmierza. Co też to może być?
·ð ð Przypuszczam  powiedziaÅ‚ wiÄ™c ostrożnie  że siÄ™ panu udaÅ‚o trochÄ™ sprawÄ™
załagodzić i coś niecoś załatwić.
·ð ð OczywiÅ›cie  odparÅ‚ Tantau. Wóz panny Kerze jest mocno pokiereszowany, szkody
wynoszą trzy tysiące marek, ale pokryje je asekuracja. Szkody powstałe w wyniku
uszkodzenia kiosku szacuje się na osiemset do tysiąca marek; uzgodniliśmy z właścicielem
kiosku, że nie będzie składał doniesienia, jeżeli sumę tę otrzyma w ciągu trzech dni. Policja
też jest gotowa nie robić doniesienia z powodu
49
przekroczenia szybkości i prowadzenia wozu w stanie nietrzezwym; oba te wykroczenia nie
dadzą się w stu procentach udowodnić.
·ð ð Brawo!  zawoÅ‚aÅ‚ Gisenius z prawdziwym uznaniem.
·ð ð Policja  raportowaÅ‚ dalej Tantau  nie chce także rozdmuchiwać tego, co można by
nazwać stawianiem oporu władzom państwowym. Istnieje poza tym tendencja, żeby pominąć
milczeniem zarówno czynne znieważenie policjantów znajdujących się na służbie, jak i ten
cały stek obelg i wymysłów.
·ð ð Znakomicie!  zawoÅ‚aÅ‚ Kerze z ulgÄ….  GratulujÄ™! To rozumiem! To jest dobra
robota!
Broniąc się z właściwą sobie skromnością przed taką lawiną słów uznania i zachwytu,
Tantau oświadczył: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl