[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stosunku do mnie. Znam lepsze i przynoszące więcej satysfakcji sposoby
spędzania czasu.
Wstała, sięgnęła po kurtkę i naciągnęła ją na ramiona.
- Prawdopodobnie jesteś zbyt głupi na to, żeby sobie uzmysłowić, że ten
przeklęty byk Eldorado był najlepszą przygodą, jaka mogła ci się
przydarzyć. Szkoda tylko, że nie kopnął cię porządnie w głowę. Może
przywróciłoby ci to rozum.
Już szła w stronę drzwi, gdy nagle złapał ją za brzeg kurtki i przyciągnął
do siebie.
- Przepraszam. Proszę, zostań jeszcze chwilę. Odwróciła się i utkwiła w
nim wzrok.
- Czy po to, żebyś rzucił kilka kolejnych kąśliwych uwag na temat
mojego stanu cywilnego? Czy też po to, by szokować mnie swoją
wulgarnością?
- Nie. Po prostu nie chcę być tak diabelnie samotny. Sam nie wiedział, co
wywołało jego szczerość. Może mógł
z nią rozmawiać tak bez ogródek dlatego, że i ona szczerze mówiła o
sobie. Była miłą, atrakcyjną kobietą.
- Marcie, proszę.
Gdy pociągnął ją za ramię, w pierwszej chwili próbowała stawić opór, w
końcu zrezygnowała i wróciła. Brodę trzymała wysoko podniesioną. Gdy
wymiana spojrzeń między nimi przeciągnęła się, dolna warga zaczęła jej
lekko drżeć.
- Przyznaj, Chase, ty wciąż obciążasz mnie winą za śmierć Tani?
Ujął jej drobne dłonie i mocno zamknął w swoich.
- Nie - powiedział z naciskiem. - Naprawdę nie. Nigdy nie chciałem,
żebyś odniosła takie wrażenie. Przepraszam, jeśli tak się stało.
- Już wtedy, gdy przyszedłeś do mnie, do szpitala, wtedy, na drugi dzień
po wypadku, spytałam cię, czy mnie obwiniasz. Pamiętasz?
- Nie. Byłem pogrążony w tak wielkiej rozpaczy, że niewiele pamiętam z
tego, co działo się przez te kilka tygodni po wypadku. Lucky mówił mi
pózniej, że zachowywałem się jak dziwak, ale wiem to na pewno, że do
ciebie, Marcie, nie żywiłem nawet najmniejszej urazy. Obwiniałem tego
faceta, który się nie zatrzymał. Obwiniałem Boga. Ale nigdy ciebie. Ty
również byłaś ofiarą. Uświadomiłem to sobie tak dogłębnie dopiero
wtedy, kiedy wiozłaś mnie do domu.
Utkwił wzrok w ich złączonych dłoniach. W rzeczywistości wcale ich nie
widział. Nie czuł także, gdy pocierał jej delikatną skórę opuszką kciuka.
- Tak ogromnie kochałem Tanie.
- Wiem o tym.
- Ale nie zrozumiesz, nikt nie zrozumie, jak silne było to uczucie. Była tak
łagodna i opiekuńcza. Nie cierpiała nieporozumień, nie mogła znieść, gdy
ktoś w jej otoczeniu był smutny. Umiała podroczyć się czasem z kimś, ale
zawsze tak, żeby było zabawnie, a nie raniło. Nigdy nikogo nie
skrzywdziła. Seks z nią był najwyższą rozkoszą. Przekształcała złe dni w
lepsze, a dobre we wspaniałe.
Zaczerpnął głęboko powietrza.
- A potem odeszła. Tak nagle. Tak bezpowrotnie. Pozostawiła po sobie
puste miejsce.
Poczuł, że coś zaczyna ściskać go w gardle. Z trudem przełknął ślinę.
- Pożegnałem się z nią czule. Uścisnąłem ją i pocałowałem. Pomachałem
jej, gdy wychodziła z tobą z pokoju. A gdy zobaczyłem ją następnym
razem, leżała nieruchomo w kostnicy. Była zimna. Wargi miała
niebieskie.
- Chase!
- I dziecko. Moje dziecko, które umarło w jej wnętrzu razem z nią. -
Zalśniły łzy. Cofnął ręce i przycisnął do oczu zaciśnięte pięści. - Chryste!
- Nie musisz się wstydzić, że płaczesz. Poczuł, jak łagodnie głaszcze go
po ramieniu.
- Gdybym wtedy z wami pojechał, tak jak tego chciała, może by się to nie
stało.
- Tego nikt nie może wiedzieć.
- Ach, dlaczego nie pojechałem? Cóż było tak cholernie ważnego, że nie
mogłem wyjść? Gdybym z wami pojechał, może to ja siedziałbym na jej
miejscu? Może ona by ocalała i mogła urodzić nasze dziecko, a ja bym nie
żył? Ach, jak żałuję, że to się nie stało. Chciałem tego.
- Nie, nie chciałeś. - Twardy ton w głosie Marcie sprawił, że podniósł
głowę i odsunął ręce od oczu. - Jeśli jeszcze raz powiesz coś takiego,
czeka cię kolejny policzek.
- Kiedy to prawda, Marcie.
- Nieprawda - oznajmiła. - Skoro rzeczywiście chciałeś umrzeć, to
dlaczego nie dałeś się pogrzebać razem z Tanią? Dlaczego nie
pociągnąłeś za spust czy nie skoczyłeś z mostu, nie podciąłeś sobie żył
albo nie połknąłeś pełnej garści tabletek? - Wstała i aż zatrzęsła się z
oburzenia. - Istnieje co najmniej tuzin sposobów, by z sobą skończyć,
Chase. Alkohol, łatwe kobiety i ujeżdżanie byków również do nich
należą. Ale, do diabła, sam chyba przyznasz, że nie są to najszybsze
sposoby autodestrukcji. Więc albo twoje gadanie o śmierci jest
wierutnym kłamstwem, albo wychodzi na jaw twoja nie-
udolność. Jedyne, co potrafisz robić naprawdę efektownie, to zdobywać
kolejne blizny i unieszczęśliwiać wszystkich, którzy cię otaczają.
Wstał z miejsca. To nie żal wywołał kolejny atak bólu w klatce
piersiowej, tylko złość.
Jakim prawem odzywasz się do mnie w ten sposób? Gdy byś przeszła to
co ja, wtedy mogłabyś porozmawiać ze mną na ten temat. A teraz wynoś
się z mojego życia i zostaw mnie w spokoju.
Z przyjemnością. Ale nie wcześniej, niż podzielę się z tobą jedną
końcową myślą. Tego rodzaju żałobą nie oddasz Tani należnej jej czci.
To, co robisz, nie jest ani rozsądne, a ni zdrowe. Nie znałam jej długo, ale
wywarła na mnie wrazenie osoby kochającej życie, jak niewiele znanych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]