[ Pobierz całość w formacie PDF ]
POWRÓT DO GRECJI
55
jezdzili autem na wycieczki, a Angolos tylko gadał, gadał i gadał. Istna udręka, ale Georgie była
gotowa na wszelkie ofiary.
Po dwóch tygodniach nagle zniknął bez słowa i myślała, że to już koniec. Była zdruzgotana. Przy-
szłość bez niego rysowała się ponuro i jałowo. Snuła się jak widmo, poszarzała i wymizerowana, a
rodzina, zamiast współczuć, irytowała się jej letargicznym stanem.
W końcu babcia doszła do wniosku, że Georgie popadła w anoreksję. Po lekturze jakiegoś artykułu
uznała, że ma do czynienia z klasycznymi objawami tej właśnie choroby. Zaprzeczenia Georgie
nikogo nie przekonały.
Do momentu, kiedy Angolos objawił się znów tak samo niepodziewanie, jak zniknął. Interesująca bla-
dość Georgie zginęła bez śladu. Błyskawicznie przybyło jej ponad trzy kilogramy!
Wkrótce Angolos formalnie poprosił ojca Georgie ojej rękę. Pozornie mogło to wyglądać na
staroświecką galanterię, ale nie było cienia wątpliwości, że wziąłby ją za żonę również i bez zgody
taty.
Była wniebowzięta. W ogóle nie pomyślała, dlaczego najpierw nie zapytał jej o zdanie. Widać uważał,
że nie ma potrzeby. Otworzyła przed nim serce i duszę.
- Nie, żadna herbata. Chcę mieć to jak najszybciej za sobą - oświadczyła chłodno.
- Nie zechcesz poświęcić kilku minut na rozmowę o przyszłości swego syna? - spytał ze zdziwieniem.
- Poświęciłabym tej sprawie znacznie więcej czasu, ale nie z tobą - odparowała wojowniczo.
- BÄ…dz rozsÄ…dna.
56
- Rozsądna? - wybuchnęła gniewnie. - Może tak rozsądna jak ty, kiedy oznajmiłeś, że nie chcesz sły-
szeć o dziecku?
- Nie podnoś na mnie głosu - upomniał ją z rozdrażnieniem.
- Możesz się cieszyć, że poprzestaję tylko na tym.
- Wyrobił ci się niezły charakterek - stwierdził, przenosząc spojrzenie z jej wzburzonej, spąsowiałej
twarzy na zaciśnięte pięści.
- Zawsze miałam charakter i szkoda, że nigdy tego nie dostrzegałeś.
- Może powinnaś częściej go ujawniać, gdy byliśmy razem. Do twarzy ci z nim.
- Powinnam robić wiele rzeczy, gdy byliśmy razem. A przede wszystkim odejść od ciebie, zanim z
takim wdziękiem wskazałeś mi drzwi!
- Nie zachowałem się ładnie - przyznał z rumieńcem, który stopniowo oblał mu całą twarz.
- Czy w ten sposób próbujesz się pokajać? Wierz mi, nawet gdybyś pełzał na czworakach, nigdy nie
wybaczyłabym ci tego, co mi zrobiłeś!
- Chyba powinienem ci wyjaśnić, dlaczego prosiłem...
Zmroziło ją. Pewnie padnie teraz słowo rozwód. Czy ma tego w ogóle słuchać?
- Wiem, co chcesz mi powiedzieć - ucięła.
- NaprawdÄ™?
- Na miłość boską nie przedłużaj tej bezsensownej rozmowy. Muszę już iść - rzuciła podnosząc rękę,
by spojrzeć na zegarek, mimo że przez mgiełkę łez niewiele mogła zobaczyć.
- Wciąż go masz.
- Mam co?
57
Angolos popukał w wysadzaną brylancikami tarczę zegarka. Kupił go Georgie podczas podróży
poślubnej. Opuszczając dłoń, przeciągnął lekko palcami po wewnętrznej stronie jej nadgarstka.
Było to zaledwie muśnięcie, lecz podziałało na nią niczym narkotyk.
- Sentymentalna pamiątka - skwitowała.
Ten tydzień w Paryżu był jednym niewysłowionym szczęściem. Przechowywała w pamięci każdą
jego chwilę niczym drogocenne klejnoty. W noc poślubną była z początku stremowana, ale szybko
pozbyła się wszelkich zahamowań. Wejście w świat zmysłów, o którym nie miała pojęcia, wprawiło
Georgie w stan chronicznego oszołomienia. Co rano, budząc się wtulona w objęcia męża, miała
wrażenie, że zmarła i ocknęła się w niebie.
Magia trwała przez cały tydzień. Pierwsze rysy pojawiły się po przylocie do Grecji. Tam dopiero
zderzyła się z szokującymi rozmiarami bogactwa An-golosa. Wylądowali na jego prywatnym
lądowisku dla helikopterów. W środowisku Georgie za zamożnego uchodził posiadacz dwóch
samochodów. Dorastając w otoczeniu standardowych blizniaków z lat trzydziestych ubiegłego wieku,
patrzyła w oszołomieniu na pięknie położoną nad morzem pałacową siedzibę z wielohektarowym
parkiem krajobrazowym, ż pływalnią, kortami tenisowymi i całą armią służby.
To nie był dom, gdzie można było wpaść w środku nocy do kuchni, żeby zrobić sobie kanapkę.
Georgie wątpiła zresztą, czy Angolos w ogóle wie, jak trafić do kuchni.
58
Natychmiast zrozumiała, że nieprędko zdoła się zaaklimatyzować w tym otoczeniu. Zapowiadało się
na prawdziwy tor przeszkód, ale liczyła na pomocną dłoń Angolosa. Nie miała wówczas pojęcia, że
zajęty pracą, nie będzie miał dla niej czasu. Poza tym dom był pełen jego krewnych, którzy stawili się
w komplecie na powitanie nowożeńców.
- Przepraszam cię - powiedział Angolos wieczorem, gdy leżeli już w łóżku. - Byli ciekawi mojej
nowej żony i trudno mieć do nich o to pretensję.
- Zdaje się, że nie są mną oczarowani.
- Nie bądz niemądra. Na pewno cię pokochają. Zresztą nie przejmuj się zbytnio moją rodziną. Jutro już
ich tu nie będzie.
- To dobrze - odetchnęła z ulgą. - Są bardzo sympatyczni, ale jest ich tak strasznie dużo. Nie sposób
spamiętać te wszystkie ciotki, wujków i kuzynów.
- Nie musimy zawracać sobie nimi głowy - powiedział, całując ją w szyję i podnosząc jej zwiewną
koszulę nocną. - Theos! Ależ jesteś piękna!
Seks z nim był fantastyczny, ale problem rodziny pozostał za sprawą jego matki i siostry. Pojawiły się
znowu przy obiedzie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]