[ Pobierz całość w formacie PDF ]
milczała, po czym poklepała mnie po ramieniu i z szyderczym śmiechem wybiegła z pokoju. Od
tej chwili znienawidziła mnie z całego serca i całej duszy, a potrafiła nienawidzić, możecie mi
wierzyć. Byłem durniem, że pozwoliłem jej zostać z nami, że o niczym nie powiedziałem Mary.
Wiedziałem, że ją to zmartwi, a nie chciałem tego. Wszystko z pozoru wyglądało tak jak
dotąd, ale po pewnym czasie zauważyłem, że Mary zaczyna się zmieniać.
Dotąd zawsze mi ufna, teraz stała się podejrzliwa, chcąc ciągle wiedzieć, gdzie byłem, co
mam w kieszeniach i tysiące temu podobnych bzdur, na punkcie których zaczęły wybuchać
kłótnie.
Z dnia na dzień robiło się gorzej i byłem coraz bardziej tym wszystkim zaskoczony.
Szwagierka omijała mnie, ale z Mary stanowiły nierozłączną parę. Teraz wiem, że właśnie
wtedy mnie oczerniała i zatruwała Mary podejrzeniami w stosunku do mnie. Wtedy jednak
niczego się nie domyślałem i niczego nie rozumiałem. Zacząłem pić - nie sądzę, abym to zrobił,
gdyby nie ta zmiana u Mary, ale teraz dałem jej powód do nieufności i awantur. Przepaść
między nami rosła coraz bardziej. No, a potem zjawił się Alec Fairbairn i sprawy zaczęły
wyglądać jeszcze gorzej.
Najpierw powodem jego odwiedzin była Sarrah, ale dość szybko staliśmy się nim my wszyscy
- był obyty w świecie i prędko zjednywał sobie przyjaciół. Był przystojny, dobrze wychowany
i wygadany jak nie wiem co.
Zjezdził połowę świata i umiał o tym opowiadać. Nie przeczę, był dobrym kompanem, a jak na
marynarza dużo wiedział o różnych sprawach. Myślę, że zanim trafił na pokład, musiał
liznąć sporo wiedzy. Może nawet studiował. Przez ponad miesiąc był u nas częstym gościem
i nawet cień podejrzenia nie zaświtał mi w głowie. Ale w końcu przejrzałem na oczy, a od
dnia, w którym zacząłem coś podejrzewać, mój spokój zniknął na zawsze.
Był to drobiazg - wróciliśmy wcześniej z rejsu i nieoczekiwanie znalazłem się przed domem.
Widziałem z jaką radością Mary otworzyła drzwi i jakie rozczarowanie malowało się na jej
twarzy, gdy zobaczyła, że to ja stoję na progu. To mi wystarczyło. Mój krok można było
pomylić tylko z krokiem Aleca.
Gdyby wtedy był pod ręką, to bym go zatłukł. Mary musiała zobaczyć błysk szału w moich
oczach, gdyż starała się mnie uspokoić, ale ja miałem dość.
Sarrah była w kuchni. Poszedłem tam i najspokojniej jak umiałem oznajmiłem: - Sarrah, ten
Fairbairn nie ma prawa nigdy więcej przekroczyć progu tego domu.
- Dlaczego? - spytała.
- Bo ja tak mówię.
- Och, jeśli moi przyjaciele nie nadają się dla ciebie, to ja w takim razie także nie.
- Możesz zrobić co ci się żywnie podoba, ale jeśli ten facet zjawi się tu jeszcze raz, to
wyślę ci jego ucho jak brelok!
Myślę, że przestraszył ją wyraz mojej twarzy. Zamilkła i tegoż wieczoru się wyprowadziła.
Cóż, nie wiem czy reszta była efektem jej nienawiści, głupoty, czy też sądziła, że uda jej się
do końca pokłócić mnie z Mary.
Jakie by te motywy nie były, zamieszkała zaledwie o dwie przecznice od nas i wynajmowała
pokoje marynarzom. Alec zazwyczaj tam mieszkał, a Mary chodziła do siostry na herbatkę,
na której on również regularnie bywał. Jak często tam przebywała nie wiem dokładnie, ale
pewnego
razu poszedłem za nią. Gdy wyłamałem drzwi, on uciekł przez okno jak ostatni tchórz,
którym zresztą był. Przysięgłem Mary, że ją zabiję, jeśli jeszcze raz spotkam ich kiedyś
razem,
i zaprowadziłem ją do domu. Przez całą drogę płakała i trzęsła się jak liść. Nie było już
między nami miłości. Wiedziałem, że się mnie boi i nienawidzi równocześnie, a gdy ta wiedza
zaprowadzi mnie do butelki, to dodatkowo jeszcze mną gardzi.
Sarrah stwierdziła, że nie wyżyje w Liverpool, toteż wróciła do Croydon i zamieszkała z
trzecią z sióstr, ale sprawy między mną a Mary układały się bez zmian. A potem przyszedł
ten ostatni tydzień i wszystko się skończyło... "May Day" wypłynęła w zwykły siedmiodniowy
rejs, ale
w drodze mieliśmy awarię, która zawróciła nas i wstawiła statek do doku na półtora dnia.
Poszedłem do domu myśląc, jaką to niespodzianką dla Mary będzie mój powrót i mając
nadzieję, że się choć trochę ucieszy.
Skręciłem w naszą ulicę i w tym momencie minęła mnie dorożka w której Mary i Alec
rozmawiali wesoło i śMiali się nie zwracając na nic uwagi. Od tego momentu przestałem nad
sobą panować, a wydarzenia, jak je teraz wspominam, wyglądają jak sen. Przed zejściem ze
statku popiliśMy jeszcze zdrowo i teraz czułem, jak coś mi zaczyna gwizdać i wyć pod
czaszką.
Ruszyłem biegiem za dorożką, dzierżąc w dłoni grubą, dębową laskę. Po chwili jednak coś na
kształt rozsądku przebiło się przez wypełniającą mnie wściekłość. Nie, ani na chwilę nie
uspokoiłem się, ale zacząłem myśleć. Przestałem biec, a zacząłem ich śledzić. Pojechali na
dworzec, a że przy kasie był niezły tłok, zdołałem nie zauważony podejść na tyle blisko, by
usłyszeć, że kupują bilety do New Brighton. Sam też kupiłem bilet, ale usiadłem trzy wagony
dalej. Gdy dojechaliśmy na miejsce, poszli na spacer, a ja za nimi, nie dalej jak sto jardów.
W końcu wynajęli łódz i wypłynęli. Dzień był mglisty, gorący i sądzili, że na wodzie będzie
pewnie chłodniej.
Ucieszyłem się - to było tak, jak gdyby dobrowolnie oddawali się w moje ręce! Mgła była
taka, że na więcej jak kilkadziesiąt jardów nic nie było widać. Ja również wynająłem łódz i
ruszyłem za nimi. Wiosłowałem szybko, ale dopiero jakąś milę od brzegu udało mi się ich
dogonić. Wtedy już otaczała nas mgła, a wokół nie było widać nikogo. Mój Boże! Nigdy nie
zapomnę ich twarzy, gdy zobaczyli kto do nich dopływa.
Mary krzyknęła, a Alec zaczął kląć, próbując sięgnąć mnie wiosłem, gdyż musiał dostrzec
śmierć w moich oczach. Uchyliłem się i w następnej sekundzie rozwaliłem mu laską łeb. Jej
nic bym nie zrobił, ale zarzuciła mu ręce na szyję i płacząc wołała go po imieniu. Uderzyłem
ponownie i legła obok niego. Byłem jak opętany i żałowałem tylko, że Sarrah nie ma w pobliżu,
bo dołączyłaby do nich. Potem przypomniałem sobie, co jej obiecałem i wyciągnąłem nóż...
Z przyjemnością pomyślałem, jaka też będzie jej reakcja, gdy zobaczy do czego
doprowadziło jej wtrącanie się w sprawy innych. Następnie przywiązałem ciała do ławek,
wybiłem klepkę w dnie
i patrzyłem, aż nie pozostał po nich ślad. Zdawałem sobie sprawę z tego, iż wszyscy będą
sądzić, że zaginęli we mgle i utopili się, albo zdryfowali w morze.
Bez wzbudzania podejrzeń wróciłem na statek. Tej samej nocy przygotowałem paczkę dla
Sarrah, którą wysłałem następnego dnia, jak tylko zawinęliśmy do Belfastu. Oto cała prawda.
Możecie zrobić ze mną co chcecie, ale już bardziej nie możecie mnie ukarać. Nie mogę
zamknąć oczu, by nie widzieć ich twarzy wpatrzonych we mnie, tak jak wtedy, gdy mnie
dostrzegli w łodzi. Zabiłem ich szybko, a oni zabijają mnie powoli i jeszcze jedna noc, a
zwariuję, albo się zabiję. Mam tylko jedną prośbę - nie wsadzajcie mnie do pojedynczej
celi".
[ Pobierz całość w formacie PDF ]