[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przypuszczam, że potrwa to nie dłużej niż kilka godzin, po czym znów zapanuje jakaś
równowaga. Ale tymczasem doradzałbym komandorowi Nortonowi ewakuację, możliwie
najszybszą. To jest wiadomość, którą proponuję nadać...
Nie potrzebując wysilać zbytnio wyobrazni komandor Norton powiedział sobie, że
równie dobrze mógłby to być zaimprowizowany nocny obóz u podnóża góry gdzieś na
pustkowiu Azji czy Ameryki. Bałagan śpiworów, składane krzesła i stoły, przenośna
elektrownia, instalacja oświetleniowa, elektryczne urządzenia sanitarne, najróżniejsze aparaty
i instrumenty naukowe wcale nie wyglądałyby niezwykle na Ziemi - tym bardziej że i tutaj
ludzie pracowali bez aparatów tlenowych.
Rozbijanie tego obozu Alfa było zadaniem żmudnym, ponieważ musieli wszystko
najpierw przenosić sami przez śluzy, potem z Piasty wysyłać saniami, wreszcie na dole
odszukiwać i rozpakowywać. Nierzadko, gdy spadochrony hamujące zawodziły, ładunek
lądował o dobry kilometr za daleko. Pomimo to kilku członków załogi prosiło o pozwolenie
na taką jazdę: Norton wydał stanowczy zakaz, ale nie szkodziło spróbować - może by ten
zakaz odwołał.
Prawie całe wyposażenie mieli odchodząc zostawić, ponieważ transport z powrotem
na statek byłby zbyt trudny w istocie niemożliwy. Chwilami komandora Nortona jednak
dręczył irracjonalny wstyd na myśl o tym, że w tak dziwnie nieskazitelnym miejscu zostawia
tyle śmieci. Przed odejściem gotów był poświęcić trochę drogocennego czasu, żeby zostawić
wszystko w porządku. Chociaż wydawało się to nieprawdopodobne, mogliby kiedyś, gdy
Rama będzie przelatywała przez jakiś inny układ gwiezdny, znowu wkroczyć tu goście.
Niech nie nabiorą zbyt niskiego mniemania o Ziemi.
Na razie wyłaniał się bardziej palący problem. W ciągu ostatnich dwudziestu czterech
godzin Norton otrzymał z Marsa i z Ziemi prawie identyczne wideogramy. Może to był
dziwny zbieg okoliczności, ale może też jego żony współczuły sobie nawzajem, zwyczajnie
jak żony, które mieszkając fortunnie na dwóch różnych planetach skłonne są pod wpływem
dostatecznego rozdrażnienia do szczerych odruchów solidarności. Obie raczej dobitnie
przypomniały mu, że chociaż jest teraz wielkim bohaterem, pozostaje nadal mężem i ojcem,
głową dwóch rodzin.
Komandor wziął składane krzesełko i wyszedł z kręgu światła w ciemność otaczającą
obóz. Tylko takie odosobnienie było możliwe, żeby zebrać myśli z dala od krzątaniny.
Odwrócił się tyłem do tego metodycznego zamętu i zaczął mówić do mikrofonu magnetofonu
zawieszonego na szyi.
- Oryginał do teczki Osobiste, duplikaty na Marsa i na Ziemię. Cześć, kochanie. Tak,
ja wiem, że kiepski ze mnie korespondent, ale jestem już od tygodnia w terenie.
Zostawiliśmy na statku tylko szczątkową załogę i obozujemy w Ramie u stóp schodów, które
nazwaliśmy Alfa.
Wysłałem już trzy zespoły zwiadowcze na równinę, posuwamy się jednak żałośnie
powoli, bo wszędzie trzeba chodzić pieszo. Gdybyśmy mieli jakieś środki transportu! Chętnie
bym się zgodził na kilka rowerów elektrycznych, doskonale by się nadawały.
Poznałaś mojego lekarza pokładowego, doktor Laurę Ernst... - Urwał, niepewny:
przedstawił Laurę tylko jednej ze swoich żon, ale której? Lepiej to skasować.
Więc ostatnie zdanie sformułował inaczej:
- Mój lekarz pokładowy pani chirurg Ernst poprowadziła pierwszą grupę nad Morze
Cylindryczne, piętnaście kilometrów stąd. Stwierdziła, że jest to zamarznięta woda, jak się
tego spodziewaliśmy... ale ty byś nie chciała tej wody pić. Doktor Ernst mówi, że to jest
rozcieńczona zupa organiczna, zawierająca ślady prawie każdego związku węgla, jaki
mógłby przyjść na myśl, oraz fosfaty, azotany i dziesiątki soli metali. Nie ma ani śladu życia
- bodaj martwych mikroorganizmów, toteż nadal nie wiemy nic o biochemii Ramian, tyle że
prawdopodobnie nie bardzo różniła się od naszej.
Coś muskało mu włosy, pomyślał, że powinien już je podstrzyc, i to zanim znów
włoży hełm kosmiczny...
- Widziałaś na zdjęciach Paryż i inne miasta, które badamy po tej stronie morza:
Londyn, Rzym, Moskwę. Nie sposób wierzyć, że zbudowano je po to, żeby cokolwiek w nich
żyło. Paryż wygląda jak olbrzymia składnica. Londyn jest zbiorowiskiem walców
połączonych rurami z czymś, co przypomina stację pomp. Wszystko hermetycznie
zamknięte, tak że nie możemy stwierdzić, co jest wewnątrz, bez użycia materiałów
wybuchowych bądz laserów. Ale ich nie użyjemy, dopóki nie okaże się, że nie ma
alternatywy. Rzym i Moskwa...
- Przepraszam, kapitanie. Bardzo pilne z Ziemi.
Co znowu? Norton się zniecierpliwił. Nie może człowiek mieć paru minut dla siebie i
swoich rodzin?
Wziął tę wiadomość od sierżanta i szybko przeczytał, chcąc stwierdzić ku własnej
satysfakcji, że wcale nie jest taka pilna. Ale zaraz przeczytał ją ponownie o wiele wolniej.
Cóż to takiego, do diabła, Komitet do Spraw Ramy? Dlaczego on nigdy o czymś
takim nie słyszał? Wiedział, że usiłują nawiązać z nim łączność najróżniejsze zrzeszenia,
towarzystwa i związki zawodowe - niektóre poważne, inne kompletnie zbzikowane.
Dotychczas Kontrola Misji spisywała się znakomicie, po prostu nie dopuszczając, żeby
zawracano mu głowę. Teraz więc też chyba by tej wiadomości nie dostał, gdyby nie miała
istotnego znaczenia.
Wiatr o prędkości dwustu kilometrów... prawdopodobnie zerwie się nagle" - no, nad
tym trzeba się zastanowić. Ale trudno to traktować serio wśród nocy Ramy tak spokojnej i
cichej, i czyż nie śmieszna byłaby ucieczka ich wszystkich jak spłoszonych myszy teraz,
ledwie rozpoczęli rzetelne badania?
Komandor Norton podniósł rękę, żeby znów odgarnąć włosy opadające na czoło. I
raptem ręka mu znieruchomiała, zdrętwiał.
Przecież czuł kilkakrotnie powiewy wiatru w ciągu ostatniej godziny. Powiewy tak
lekkie, że zupełnie je zlekceważył: ostatecznie był dowódcą statku kosmicznego, a nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]