[ Pobierz całość w formacie PDF ]
światem, że nie posiada się ze szczęścia. Kiedy zaś
moja wyobraznia wyrywa się z ograniczających ją pęt,
staję się na chwilę Bogiem. Widzę, jak biegnie do mnie
i wymachuje rękami. Daję jej lewą rękę i prawą rękę,
obie smukłe i silne. Przydaję jej długą dziewczęcą nogę
po lewej stronie i tak samo muskularną po prawej
stronie.
A potem po kolei odejmuję jej ręce i nogi.
8. OSTATECZNA CENZURA
Doca Murphy'ego poznałem na zajęciach dla
przyszłych pisarzy, prowadzonych przez szalonego
Francuza na Uniwersytecie Stanu Utah w Salt Lake
City. Właśnie zakończyłem karierę chadzającego pod
krawatem redaktora w konserwatywnym magazynie
rodzinnym i miałem pewne kłopoty z
przyzwyczajeniem się do faktu, że znów jestem
niechlujnym studentem. Z długowłosej gromadki
słuchaczy Doc był najbardziej długowłosy, dlatego
nastawiłem się, że właśnie on będzie mnie
denerwować, a ja zamierzałem ignorować jego opinie.
Jednak jego opinii nie dało się lekceważyć. Na początku
z powodu tego, co zrobił dla mnie. Pózniej zaś z
powodu tego, co zrobiono jemu. To mnie
ukształtowało; jego przeszłość staje mi przed oczyma,
ilekroć zasiadam do pisania.
Armand, wykładowca, którego akcent wcale nie
zyskał na zastąpieniu francuskiego bostońskim, z
nieodgadnionym wyrazem twarzy potrząsnął moją
pracą.
Da się sprzedać oznajmił słuchaczom. Ale
poza tym to gówno. Cóż więcej mógłbym dodać?
To Doc miał jeszcze coś do powiedzenia. Z
gwozdziem w jednej ręce i z młotem w drugiej,
ukrzyżował mnie i moje opowiadanie. Zważywszy, że
już postanowiłem nie poświęcać mu uwagi i dodając do
tego dumę, jaka wiązała się z godną pozazdroszczenia
pozycją jedynego studenta, któremu naprawdę udało
się sprzedać powieść, sam byłem zaskoczony, że go
wysłuchałem. Ale pod niemalże złośliwym atakiem na
moją pracę kryło się coś innego: zalążek szacunku dla
dobrego pisarza.
Dlatego słuchałem. I uczyłem się. I stopniowo,
podczas gdy Francuz popadał w coraz większy obłęd,
zwracałem się do Doca, aby to on nauczył mnie pisać.
Chociaż był wyjątkowo niechlujny, umysł miał dużo
żywszy i bardziej racjonalny niż ktokolwiek w
eleganckim garniturze.
Zaczęliśmy się spotykać poza salą wykładową.
%7łona odeszła ode mnie dwa lata wcześniej, miałem
więc mnóstwo wolnego czasu, a poza tym dość duży
wynajęty dom. Piliśmy, czytaliśmy albo rozmawialiśmy
przed kominkiem, nad upichconą przez Doca
zniewalającą cielęciną z parmezanem lub przy
wycinaniu zdradzieckiej winorośli, która chciała
zarosnąć cały świat, poczynając od mojego podwórka.
Po raz pierwszy od czasu odejścia Denae poczułem się
jak we własnym domu Doc chyba instynktownie
zgadywał, które części mieszkania budzą we mnie złe
wspomnienia, i starał się, żeby to uległo zmianie.
Postępował tak, żeby było mi przyjemnie.
Lub nieprzyjemnie. Nie zawsze mówił miłe rzeczy.
Zaczynam rozumieć, dlaczego żona cię zostawiła
oznajmił pewnego razu.
Chyba nie sądzisz, że jestem kiepski w łóżku?
(To był żart; ani Doc, ani ja nie mieliśmy żadnych
nietypowych preferencji seksualnych.)
Traktujesz ludzi jak neandertalczyk, w tym rzecz.
Jeśli ktoś idzie nie tam, gdzie chcesz, walisz go pałką w
łeb i siłą ciągniesz w swoją stronę.
Nieco mnie zirytował. Nie lubię wspominać swojej
żony. Byliśmy małżeństwem tylko trzy lata, i nie
układało się nam najlepiej, jednak na swój własny
sposób kochałem Denae i tęskniłem za nią, a gdy
odchodziła, chciałem ją zatrzymać. Nie lubię, gdy ktoś
mi coś wytyka.
Nie przypominam sobie, żebym walił po głowie
ciebie.
Tylko się uśmiechnął. A ja, oczywiście, natychmiast
przemyślałem tę rozmowę i zrozumiałem, że miał
rację. Nie cierpiałem jego cholernego uśmiechu.
W porządku powiedziałem jesteś jedynym
długowłosym w kraju ostrzyżonych na zapałkę.
Powiedz, dlaczego lubisz Swapa Morrisa?
Nie lubię go. Myślę, że Morris jest dziwką
kupczącą wolnością innych, byle tylko zdobyć głosy.
Wtedy mnie zatkało, bo sam nie pozostawiłem
suchej nitki na starym, dobrym Swapie Morrisie,
komisarzu okręgu Davis, który wywalił na zbity pysk
naczelną bibliotekarkę za to, że mimo jego obiekcji
ośmieliła się włączyć do księgozbioru pornograficzną"
książkę. Morris przejawiał wszelkie oznaki
analfabetyzmu i faszyzmu, a w dodatku cierpiał na
wyjątkowy kompleks popularności. Z ogromną
przyjemnością powiesiłbym go na suchej gałęzi.
Skoro też go nie lubisz, o co właściwie chodzi?
zapytałem na koniec.
Jesteś zdania, że jakakolwiek cenzura jest
niewybaczalna i nieusprawiedliwiona.
A tobie podoba się cenzura?
I wówczas na poły żartobliwa sprzeczka przemieniła
się w jak najbardziej poważną dyskusję. Nagle nie
chciał na mnie patrzeć. Spojrzał w ogień, a ja
dostrzegłem płomienie tańczące we łzach lśniących w
jego oczach i po raz kolejny zrozumiałem, że przy Docu
jestem wyprany z treści.
Nie powiedział. Nie podoba mi się.
A potem zapadła długa cisza. Doc wypił dwa kieliszki
wina, po prostu tak sobie, i pojechał do domu. Mieszkał
w Emigration Canyon, na końcu wąskiej krętej drogi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]