[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zamyślona, opiera się o garnek, który zaczyna się przychylać. Krzyknęła,
ale było już za pózno.
- Ostrożnie!
Criselda uchwyciła się naczynia, by zaraz potem się potknąć. Złapała
za zasłonę przy oknie, lecz urwała ją, a garnek z przerażającym hukiem
runął na ziemię. Rozbił się na tysiąc kawałków, zaścielając podłogę
kawałkami kurczaka i gotowanego boczku, selerem, marchewką, cebulą i
ziemniakami.
Elena zaczerpnęła głęboko powietrza, raz i drugi, podobnie jak mały
piłkarz, którego nosiła z brzuchu. Czy zdoła wytrzymać jeszcze dwa
miesiące do porodu, dwa długie miesiące, z futbolistą atakującym od
wewnątrz i Criseldą robiącą to samo z zewnątrz? Hałas, jaki spowodowało
tłukące się naczynie, sprawił, że do kuchni zbiegła się cała drużyna
dzieciaków, przekonanych, że w domu wybuchła bomba.
- Gdzie jest ta bomba?!
- Co się stało?
- Co będziemy jeść?
- Wynocha! Wszyscy, wynocha mi stąd! - krzyknęła Elena bliska
płaczu.
Criselda, przewinie, sprawiała wrażenie, jakby całe wydarzenie jej
nie dotyczyło. Mając przed oczami własne dzieło, zdawała się spoglądać
na kuchnię, nie dostrzegając bałaganu, który spowodowała. Jej myśli były
zajęte czymś innym.
- Chcesz powiedzieć, że Selene miała jakieś powody, by nie
wtajemniczać Anaíd? Jakie? O czym nie wiemy? Może nie jest Omar?
Może jest zwykłą śmiertelniczką?
Słysząc te pytania, pochylona nad zachlapaną podłogą Elena
uśmiechnęła się przez łzy. Przynajmniej jedna rzecz, pośród wszystkich
nieszczęść, udała jej się tego dnia. Criselda pojęła wreszcie, że Selene
ukrywała przed nimi znacznie więcej, niż pierwotnie myślały, oraz że
Anaíd jest jednÄ… z nich.
ROZDZIAA V
KLAN WILCZYCY
Anaíd, nagle rozbudzona, poderwaÅ‚a siÄ™ i otworzyÅ‚a oczy. UsÅ‚yszaÅ‚a
skowyt i była przekonana, że wydobył się z wilczej gardzieli. Nie mogła
już zasnąć. Coś kazało jej podnieść się z łóżka, jakiś wewnętrzny niepokój,
a może jasne światło, które wpadało do pokoju, choć była przecież noc.
Podeszła do okna i uchyliła okiennice. Ponad wzgórzami unosił się
dostojny księżyc w pełni. Oparła łokcie na parapecie i wpatrzyła się w
niebo. Z zewnątrz napływało parne powietrze. Odprężyła się, pozwalając,
by ukoiły ją księżycowe promienie. Wiosenna noc sama w sobie nie
dorównywała urokiem bezchmurnemu firmamentowi. Niebo wydawało się
burzyć. Odkąd zniknęła Selene, słońce przestało rozświetlać dzień, a noc
utraciła blask. Cała kopuła ziemi wydawała się brudna.
Masz ochotę na kąpiel w księżycu? - pytała Selene w letnie noce,
po czym obie wyciągały się na trawie, a przygaszony blask nocy koił je po
przyjacielsku do snu, podczas gdy z gór dochodził skowyt wilków. Wilki
wyły do księżyca, ich wspólnika, i nawiązywały z nim dialog. A one dwie
tańczyły w rytm skowytu. Był to odgłos miłości, pasji, tęsknoty,
melancholii.
Wszystko tej nocy przypominało jej o Selene. Gdzie się podziewa?
Dlaczego nie daje żadnego znaku życia? Czyż nie wie, że córka tak bardzo
za nią tęskni?
Ponownie dał się słyszeć długi, uporczywy skowyt, który przyprawił
Anaíd o gÄ™siÄ… skórkÄ™. Po jakiejÅ› chwili z jej gardÅ‚a dobyÅ‚ siÄ™ zupeÅ‚nie
naturalnie jęk przepełniony smutkiem. Dziewczynka zawyła i
opowiedziała swój żal przyjaciołom wilkom, przyjaciołom Selene. Zaraz
potem, zaskoczona własnym zachowaniem, odruchowo przyłożyła dłoń do
ust, jakby właśnie dopuściła się niezamierzonego występku. Nie miała
czasu się nad tym zastanowić, bo oto usłyszała odpowiedz matki wilczyc i
- jeszcze bardziej zaskoczona zrozumiała jej znaczenie: To one ją ze sobą
zabrały, to u nich przebywa, one są mocarne, lecz można je pokonać.
Na trzęsących się nogach odeszła od okna. To absurdalne, całkowicie
absurdalne: sama zawyła i uzyskała od wilczycy odpowiedz, którą
zrozumiała. Skąd wiedziała, że to wilczyca? Po prostu wiedziała i kropka.
Nie, to wszystko nie trzyma się kupy. Wilki i ludzie nie mogą się między
sobą porozumiewać. Mimo to odczytała skierowaną do niej wiadomość,
choć nie w pełni ją rozszyfrowała. Kim są tę one , które zabrały ze sobą
matkę? Czy zatem nie uciekła z Maksem?
Upewniła się, czy przypadkiem jej ręce nie zaczynają porastać
włosami, i ukradkiem spojrzała w lustro. Nie, nie przemieniła się w wilka.
To wszystko jest takie dziwne... Co za głupoty! Pewnie coś jej się
przywidziało. Odczuła potrzebę opowiedzenia komuś o całym zdarzeniu,
aby upewnić się, że nie są to pierwsze oznaki szaleństwa, jakie wcześniej
dotknęło Selene. Nie zastanawiając się długo,poszła do pokoju ciotki
Criseldy.
Aóżko byÅ‚o poÅ›cielone, pokój pusty, a okno otwarte. Anaíd stanęła
jak wryta. Zegar wskazywał drugą w nocy, a w domy nie było śladu po
ciotce Criseldzie. Gdzie się podziała? Zniknęła jak Selene? Uderzył w nią
piorun jak w Demeter? Ta ostatnia opcja wydawała się najmniej
prawdopodobna, na niebie bowiem połyskiwały gwiazdy, a księżyc
przeglądał się w przełęczy.
Rozbieganym wzrokiem starała się ogarnąć pokój ciotki Criseldy w
poszukiwaniu jakiejkolwiek wskazówki. Na stoliku obok książki, stał
odkręcony słoik z kremem. Dobywający się z niego zapach zwrócił jej
uwagę. Przypominał Selene. Był to ten sam krem, którego ona używała.
Zanurzyła w nim palec wskazujący. Zapach wanilii i wyciągu z jaśminu -
nie miała co do tego wątpliwości. Nałożyła sobie krem na twarz i
posmarowała nim ręce, tak jak zrobiła to Selene którejś nocy,
nieświadoma że córka ją podgląda. Zaciągnęła się raz i drugi aromatem i
poczuła, jak powoli ogarnia ją błogość.
Lekkie łaskotanie w nogach sprawiło, że opadła z sił. Członki jej
ciała stały się wątłe, znieruchomiały. Ogarnęło ją nieznane dotąd, straszne
lenistwo. Osunęła się bezwładnie na łóżko ciotki Criseldy, potrącając
leżącą na stoliku książkę, która upadła obok niej, otwarta na przypadkowej
stronie. Choć może nie tak całkiem przypadkowej, ponieważ kartka była
pomięta, jakby szczególnie często z niej korzystano.
Księżycowy promieÅ„ oÅ›wietliÅ‚ książkÄ™, zachÄ™cajÄ…c Anaíd do lektury.
Dziewczynka, całkowicie posłuszna losowi, który prowadził ją,
wskazując, gdzie ma stawiać kroki, przeczytała stronę zapisaną w
dziwnym języku, wymawiając, ku własnemu zdziwieniu, twarde dzwięki
odpowiadające zapisanym słowom. I chociaż nie znała ich znaczenia,
zrozumiała sens przeczytanego fragmentu.
W miarę lektury nabierała coraz większego przekonania, że kiedyś
już wymawiała te słowa, że na dodatek zrobiła to w czyimś towarzystwie,
znała kadencję i melodie zdań.
Poczuła, jak ogarnia ja intensywne ciepło, które wprawia w ruch
krew, przepływającą przez wszystkie arterie. Ten żywy strumień dotarł do
każdego zakamarka pulsującego ciała, sprawił, że poczuła się panią
przestrzeni. Oczy zaszły jej mgłą i pogrążając się we śnie, doznała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]