[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niej przyjaznie. Pewnie przyszedł odebrać Ginę, nie wiedząc, że Colette
wcześniej zwolniła ją do domu.
No trudno, zobaczył ją, więc nie mogła udawać, że jej nie ma.
Uśmiech na smagłej twarzy kowboja natychmiast zgasł, kiedy Colette
uchyliła drzwi i unikając jego wzroku, rzuciła:
- Giny nie ma. Wysłałam ją do domu.
- Co się stało? - zapytał Tanner, popychając drzwi i bez skrupułów
wchodząc do sklepu.
- Nic się nie stało - zapewniła, spuszczając głowę. Położył jedną dłoń
na jej ramieniu, a drugą uniósł brodę dziewczyny.
- Płakałaś,
96
RS
- Nie... to tylko... mam alergię na pyłki. - Próbowała się wyrwać, ale
trzymał ją zbyt silnie.
- Colette... - Jego głos był tak miękki i zatroskany, że wyzwolił z jej
oczu kolejną fontannę łez. - Porozmawiaj ze mną, kochanie. Co cię tak
przygnębiło?
- Proszę cię... to nic - powtórzyła, wyrywając się z jego uścisku.
- Proszę cię, powiedz mi, co się dzieje.
Tanner wyciągnął ręce, a ona nie miała już siły protestować. Utonęła w
jego ramionach i rozszlochała się. Przytulił ją i głaskał po plecach, szepcząc
słowa pocieszenia, a ona płakała za matką, której los ją pozbawił. Dopiero
po kilku minutach zdołała opanować się na tyle, żeby wyrwać się z jego
objęć.
- Przepraszam. - Wytarła oczy dłonią. - Nie wiem, co się ze mną
dzieje. Głupio mi, że tak zareagowałam.
Gdzieś w podświadomości przemknęła myśl: A może jestem w
ciąży?". Przypomniała sobie opowieści o kobietach, którym w pierwszym
trymestrze szaleją hormony.
- Zareagowałaś na co? - zapytał.
- Na moją matkę - wyznała, coraz bardziej zażenowana, że Tanner
zastał ją w niewybaczalnej chwili słabości.
- Zdaje się, że mam wobec niej wygórowane oczekiwania. A mówią,
że człowiek uczy się na błędach - dodała ironicznie.
- Co to za matka, która doprowadza córkę do takiego stanu?
Colette opadła na krzesło.
- Zimna, obojętna, pozbawiona instynktu macierzyńskiego -
wyrecytowała, - To kobieta, która nigdy nie powinna była mieć dziecka. -
Colette smętnie pokiwała głową. - Mój błąd polega na tym, że mam o niej
97
RS
mylne wyobrażenie, a kiedy ona kolejny raz wystawia mnie do wiatru,
jestem rozczarowana. I tak na okrągło.
- A co się stało dzisiaj?
- Nic wielkiego, naprawdę. - Wzruszyła ramionami.
- Zadzwoniłam, by zaprosić ją na jutrzejszą uroczystość w sklepie, ale
odmówiła. - Zerknęła na niego. - Mogłam się tego spodziewać. Nie wiem,
po co w ogóle podnosiłam słuchawkę.
- Ponieważ w głębi duszy jesteś małą dziewczynką, która pragnie
matczynego ciepła - powiedział Tanner miękko. - Wiem coś o tym. Moja
matka nie żyje od dawna, a mnie nadal bardzo jej brakuje.
Colette dotknęła jego dłoni.
- Przykro mi, że twoja mama nie żyje.
- A mnie przykro, że twoja nie umie być prawdziwą matką.
Uśmiechnęli się do siebie.
- Chcesz zobaczyć dziecięcy kącik? - zapytała Colette, uznając, że
najwyższy czas na zmianę tematu. - Mike zdążył już uporać się ze stolarką.
- To świetnie. Chętnie zobaczę to cudo.
Pomaszerowali na tyły sklepu. Colette ze zdziwieniem stwierdziła, że
cieszy się z obecności Tannera. Cały tydzień wmawiała sobie, że lepiej dla
nich obojga, by trzymali się od siebie z daleka, ale teraz zdała sobie sprawę,
jak bardzo za nim tęskniła.
Brakowało jej seksownego uśmiechu i ciepłego blasku niebieskich
oczu. Tęskniła za rozmowami z nim i za jego tubalnym śmiechem.
Kiedy doszli do kącika dla dzieci, Colette niemal pękała z dumy. Mike
wykonał kawał dobrej roboty, przekształcając ponure zaplecze w bajecznie
kolorowy plac zabaw. Po jednej stronie stała mała zielona zjeżdżalnia i
drewniany domek, a po drugiej piknikowy stół i dwie ławki. Pod ścianami
98
RS
były kolorowe regaliki pełne książeczek i maskotek. Całość otaczał
pomalowany na biało uroczy płotek.
- Zupełnie jak w miniaturowym parku stwierdził Tanner z
rozbawieniem. - Brakuje tylko paru krzaków i drzewek.
Colette pokiwała z przejęciem głową.
- Miałam zamiar kupić kilka roślin doniczkowych i poustawiać po
bokach, ale zabrakło mi czasu.
- Doskonały pomysł z tym kącikiem - pochwalił Tanner, wywołując
radosny uśmiech na twarzy Colette. -Twoi klienci będą zachwyceni.
- Dziękuję - odparła rozpromieniona i zabrała się za rozkładanie na
stolikach książeczek do kolorowania.
Tanner poszedł w jej ślady i zajął się rozpakowywaniem układanek.
- Nie musisz tego robić.
- Nie bój się. To nie jest trudna praca, więc jakoś sobie poradzę. -
Puścił oko i uśmiechnął się zabójczo.
- A propos trudnych prac, jak ci idzie przekonywanie Giny? Zgodziła
się już wrócić do Foxrun?
Tanner zmarszczył brwi i pokręcił głową z niezadowoleniem.
- Zawsze wiedziałem, że moja siostra jest uparta, ale nie zdawałem
sobie sprawy, jak bardzo. To naprawdę okropna cecha... - Oparł się o
kolorową ścianę. - Zdaje się, że moje tygodniowe zabiegi poszły na marne.
W poniedziałek podczas lunchu próbowałem wzbudzić w niej poczucie
winy. Powiedziałem, jak ważne jest dla mnie, żeby ukończyła szkołę, i że
rodzice, gdyby żyli, na pewno by mnie poparli.
- Nie pomogło? - Colette przycupnęła na miniaturowej ławeczce.
99
RS
- Nie za bardzo. We wtorek byłem stanowczy, powiedziałem, że ma ze
mną wracać i koniec. Tak się zezłościła, że wyszła z restauracji w połowie
posiłku.
- A w środę?
- Przekupstwo. - Uśmiechnął się przebiegle. - Gina od dawna marzyła
o starym fordzie, najlepiej kabriolecie. Powiedziałem, że jeśli wróci na
ranczo i skończy college, kupię jej taki wóz.
- O rety, to spora pokusa.
- Taa... - westchnął. - Ale i to nie pomogło. Powiedziała, że wyżej niż
samochód ceni sobie niezależność.
- A dziś?
- Odmówiła zjedzenia ze mną lunchu. - Uśmiechnął się i rozłożył
bezradnie ręce.
Colette parsknęła śmiechem.
- Skończyłaś już? Jeśli tak, odprowadzę cię do domu.
- No dobrze, niech ci będzie.
Colette ostatni raz omiotła wzrokiem sklep, pogasiła światła i
zamknęła drzwi. Wieczór był piękny i ciepły, więc szli do domu spacerkiem.
Rozmawiali o matkach i ojcach, o roli, jaką rodzice powinni odgrywać w
życiu swoich dzieci. Tanner kilkakrotnie wspomniał też o ranczu, a w jego
głosie zabrzmiała wyrazna nutka tęsknoty. Było aż nazbyt oczywiste, że
jego serce wyrywa się do domu i on nie zabawi już długo w mieście.
Myśl o pożegnaniu napełniła serce Colette smutkiem i niepokojem.
Kiedy zdała sobie sprawę, że może już nigdy więcej nie zobaczyć tych
ciepłych szafirowych oczu, ogarnęła ją panika. I nagle z przerażeniem zdała
sobie sprawę, że chyba jest zakochana...
Colette.
100
RS
Tanner nijak nie umiał wyrzucić jej z myśli.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]