[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sporadyczne skapywanie kropel z kranów i stukot ich kroków.
Martin zablokował koła wózka i powiesił butelkę z płynem do
kroplówki.
- Chodz tu - powiedział do Denise, po czym kazał jej podetkać
świeże prześcieradło pod materac na noszach.
Podszedł do gigantycznych drewnianych drzwi, wyciągnął rygiel
z zasuwy i otworzył je ze sporym wysiłkiem. Zza drzwi wypłynął
obłoczek lodowatej mgiełki, rozpływając się nad terakotą.
Znalazłszy przełącznik, Philips włączył światło. Zauważył, że Denise
nawet nie drgnęła.
- No rusz się! Przyprowadz tu nosze.
- Nie ruszę się, dopóki nie powiesz mi, co chcesz zrobić -
odpowiedziała.
- Udajemy, że znalezliśmy się w piętnastym stuleciu.
- To znaczy?
- Porwiemy ciało dla dobra nauki.
- Lisę Marino? - spytała Denise z niedowierzaniem.
- Właśnie.
- Ja się na to nie piszę - powiedziała Denise i cofnęła się, jak
gdyby miała zamiar uciec.
- Denise, nie wygłupiaj się. Chcę tylko zrobić zdjęcia i tomografię,
o której ci mówiłem, potem odwieziemy ciało z powrotem. Nie sądzisz
63
chyba, że chcę je sobie zatrzymać, co?
- Nie wiem, co mam sądzić.
- Ale masz wyobraznię - westchnął Philips.
Uchwycił poręcz noszy i pociągnął je za sobą do staromodnej
chłodni. Butelka z płynem infuzyjnym zabrzęczała uderzając o stelaż.
Denise podążyła szybko za nim, rozglądając się po całkowicie
wyłożonym płytkami wnętrzu. Kiedyś były białe, obecnie miały
nieokreśloną szarą barwę. Sala miała mniej więcej sześć na dziewięć
metrów. Pod ścianami stały stareńkie drewniane wózki noszowe na
kółkach tak dużych jak w rowerach. Na każdym z nich znajdowało
się przykryte prześcieradłem ciało. Zrodkiem ciągnęło się nie zastawione
przejście.
88
Philips powoli ruszył środkiem, rozglądając się na boki. Na końcu
sali zatrzymał się i zaczął unosić skraj każdego prześcieradła po kolei.
Denise zadygotała w przesyconym wilgocią chłodzie. Usiłowała nie
patrzeć na najbliższe ciała, które pochodziły z makabrycznej wieczornej
kraksy. Spod jednego z prześcieradeł sterczała pod dziwacznym kątem
obuta stopa - co świadczyło o złamaniu podudzia. Gdzieś dudniła
niewidoczna sprężarka.
- Ach, tu jest - powiedział Philips, zaglądając pod jedno
z prześcieradeł.
Na szczęście dla Denise nie odkrył ciała. Gestem kazał jej
podprowadzić nosze. Usłuchała go jak automat.
- Pomóż mi ją przełożyć - powiedział.
Denise uchwyciła kostki Lisy przez prześcieradło, by nie dotknąć
jej nagiego ciała. Philips dzwignął ją pod ramiona. Doliczył do trzech
i przerzucili ją na wózek, stwierdzając, że ogarnęło ją już stężenie
pośmiertne, Martin pchał wózek, a Denise nim kierowała, w ten
sposób wyprowadzili go z lodowni. Philips zamknął i zaryglował drzwi.
- Po co ci kroplówka? - spytała Denise.
- Nie chcę, by ktoś zauważył, że przewozimy zwłoki - od-
powiedział. - Zawieszenie kroplówki to mistrzowska zagrywka.
Zciągnął prześcieradło, obnażając pozbawione życia oblicze Lisy
Marino. Denise odwróciła się, gdy Martin uniósł głowę Lisy i włożył
pod nią poduszkę. Następnie wetknął pod prześcieradło pusty przewód
od kroplówki.
- Doskonale. - Poklepał zwłoki po ramieniu i rzekł: - Wygod-
nie ci teraz?
- Martin, na miłość boską, musisz się zachowywać tak okropnie?
- Hmmm, prawdę mówiąc to tylko obrona. Nie jestem pewny,
czy powinniśmy to robić.
- Teraz mi to mówisz - poskarżyła się Denise, pomagając mu
przepchnąć wózek noszowy przez podwójne drzwi.
Wrócili po własnych śladach podziemnym labiryntem i wtoczyli
wózek do windy osobowej. Ku ich zaskoczeniu, zatrzymała się na
parterze. Dwóch posługaczy czekało z pacjentem na wózku. Prze-
straszeni, Martin i Denise utkwili w sobie wzrok. Denise odwróciła
spojrzenie pierwsza, gromiąc się w myślach za zgodę na udział w tej
ohydnej eskapadzie.
Posługacze wtoczyli wózek do windy tak, że znalazł się tyłem do
64
wejścia, co było sprzeczne z przepisami. Obydwóch pochłaniała
dyskusja o nadchodzącym sezonie baseballowym. Jeśli nawet zwrócili
uwagę na wygląd Lisy Marino, nie pofatygowali się o tym wspomnieć.
89
Co innego pacjent; ten (odwrócił głowę i utkwił spojrzenie w cięciu
w kształcie podkowy na skroni Lisy.
- Kroili ją? - spytał.
- Taa... - rzucił Philips.
- Wyliże się?
- Jest trochę zmęczona - powiedział Philips. - Potrzebuje
odpoczynku.
Pacjent skinął głową ze zrozumieniem. Drzwi otworzyły się na
drugim piętrze. Denise i Martin wysiedli. Jeden z posługaczy pomógł
im nawet wyprowadzić wózek.
- To idiotyzm - powiedziała Denise, gdy ruszyli pustym kory-
tarzem. - Czuję się jak przestępca.
Dotarli do sali tomografii. Rudowłosy technik dostrzegł ich przez
okienko dyspozytorki i podszedł im pomóc. Philips powiedział, że to
nagłe badanie. Technik ustawił ławę tomografu, stanął za głową Lisy
Marino i wsunął dłonie pod ramiona, przygotowując się do przełożenia
jej. Odskoczył, gdy poczuł, że ciało jest lodowato zimne.
- Ona nie żyje! - wykrzyknął wstrząśnięty.
Denise zasłoniła oczy.
- Powiedzmy, że miała ciężki dzień - rzekł Philips. - Nie mów
nikomu o naszych manewrach.
- Nadal chce pan zrobić jej tomografię, doktorze? - spytał
z niedowierzaniem technik.
- Bezwarunkowo - odpowiedział Martin.
Technik wziął się w garść i pomógł przenieść Lisę Marino na ławę
tomografu. Ponieważ nie było potrzeby zakładać jej pasów przy-
trzymujących, natychmiast uruchomił ławę i głowa Lisy wsunęła się
do wnętrza urządzenia. Sprawdziwszy jej ułożenie, przeszedł z Mar-
tinem i Denise do dyspozytorni.
- Trochę blada - powiedział technik - ale i tak prezentuje się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl