[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cios: przedstawił sądowi dwa oświadczenia podpisane przez anonimowych świad-
ków ich nazwiska poznali jedynie Bracia którzy na własne oczy widzieli,
jak Zorro rozmawiał przez maleńki telefon.
Rozwścieczony Zorro skomentował to językiem, jakiego sędziowie nigdy
w życiu nie słyszeli.
Nokautujący cios padł nagle i niespodziewanie. Pociągnięciem, które wpra-
wiłoby w podziw najbardziej przebiegłego adwokata, T-Gnat przedłożył sądowi
urzędowy dokument -przeszmuglowany do więzienia rachunek telefoniczny, ra-
chunek jednoznacznie potwierdzający fakt, że z telefonu T-Gnata przeprowadzo-
no dokładnie pięćdziesiąt cztery rozmowy z abonentami mieszkającymi w po-
łudniowo-wschodniej dzielnicy Atlanty. Jego zwolennicy, koledzy spod celi, któ-
rych przychylność mógł w każdej chwili stracić, wrzeszczeli, gwizdali i krzyczeli,
dopóki T. Karl nie grzmotnął młotkiem w stół.
Zorro miał kłopoty z odparowaniem ciosu i to go pogrążyło. Wysoki Sąd wy-
dał orzeczenie: w ciągu dwudziestu czterech godzin oskarżony miał przekazać
telefon Braciom oraz wypłacić pokrzywdzonemu czterysta pięćdziesiąt dolarów
tytułem zwrotu kosztów za przeprowadzone rozmowy. Jeśli tego nie zrobi, spra-
wa zostanie przekazana naczelnikowi wraz z oficjalnym doniesieniem, że Zorro
posiada telefon.
Sąd nakazał również, żeby zwaśnieni nie zbliżali się do siebie na odległość
mniejszą niż piętnaście metrów, nawet podczas posiłków.
T. Karl grzmotnął młotkiem w stół, a gdy hałaśliwy tłum zaczął wychodzić
z sali, wezwał przed oblicze sądu następnych klientów, dwóch drobnych hazar-
dzistów procesujących się o zwrot długu.
Cisza! krzyknął, lecz wrzawa tylko przybrała na sile.
Bracia zajęli się lekturą gazet i czasopism.
Cisza! wrzasnął T. Karl i ponownie grzmotnął młotkiem w stół.
Zamknij się! ryknął Spicer. Robisz więcej hałasu niż oni.
153
Na tym polega moja praca warknął T. Karl, potrząsając długimi lokami
peruki.
Kantyna opustoszała i został w niej tylko jeden osadzony. T. Karl popatrzył
w lewo, potem w prawo, wreszcie spytał:
Ty jesteś Hooten?
Nie, proszę pana odparł młodzieniec.
A może Jenkins?
Nie, proszę pana.
Tak myślałem. Sprawa Hooten kontra Jenkins zostaje odroczona. T. Karl
usiadł i teatralnym gestem odnotował ten fakt w księdze rozpraw.
Kim pan jest? spytał Spicer.
Młody człowiek siedział samotnie, rozglądając się na wszystkie strony, jakby
nie był pewien, czy jest mile widzianym gościem. Teraz patrzyli na niego już
wszyscy trzech sędziów w bladozielonych togach oraz sądowy błazen w szarej
peruce, w starej brązowej piżamie i w jasnofioletowych klapkach z aksamitu na
bosych stopach. Chryste, co to za ludzie?
Powoli wstał, strachliwie podszedł bliżej i przystanął.
Szukam pomocy wyszeptał, jakby bał się mówić.
Chcesz wnieść pozew? warknął z boku T. Karl.
Nie, proszę pana.
W takim razie. . .
Zamknij się! wrzasnął Spicer. Zamykam posiedzenie. Wyjdz.
T. Karl uderzył młotkiem w stół, odsunął kopniakiem krzesło i wypadł z sali,
powiewając peruką i ślizgając się na gładkiej podłodze.
Zdawało się, że młodzieniec zaraz się rozpłacze.
Co możemy dla pana zrobić? spytał Yarber.
Chłopak ściskał w rękach małe kartonowe pudełko i Bracia wiedzieli z do-
świadczenia, że są w nim dokumenty, które sprowadziły go do Trumble.
Potrzebuję pomocy powtórzył. Jestem tu od tygodnia i mój kolega
z celi powiedział, że moglibyście wnieść w moim imieniu apelację. . .
Nie ma pan adwokata? spytał Beech.
Miałem, ale kiepskiego. Gdyby nie on, nigdy bym tu nie trafił.
Za co pana wsadzili? spytał Spicer.
Nie wiem. Naprawdę nie wiem.
Miał pan proces?
Tak, bardzo długi.
Przysięgli uznali, że jest pan winny?
Tak. Ja i kilkunastu innych. Powiedzieli, że byłem członkiem zorganizowa-
nej grupy przestępczej.
Która zajmowała się. . .
Importem kokainy.
154
Kolejny handlarz. Bracia zaczynali się niecierpliwić musieli pisać listy.
Ile pan dostał? spytał Yarber.
Czterdzieści osiem lat.
Czterdzieści osiem! Ile ma pan lat?
Dwadzieścia trzy.
Zapomnieli o listach, przynajmniej chwilowo. Patrzyli na jego smutną, młodą
twarz i próbowali sobie wyobrazić, jak będzie wyglądała za prawie pół wieku.
Chłopak wyjdzie na wolność jako siedemdziesięciojednoletni starzec nie, to
niewyobrażalne. Opuszczając Trumble, każdy z Braci będzie młodszy od niego.
Wez krzesło i siadaj powiedział Yarber.
Chłopak chwycił najbliższe i ustawił je naprzeciwko stołu. Nawet Spicer tro-
chę mu współczuł.
Jak się nazywasz? spytał Yarber.
Mówią na mnie Buster.
Dobra, Buster. Powiedz nam, za co dostałeś czterdzieści osiem lat.
Widać było, że chce to z siebie wyrzucić. Ustawiwszy pudełko na kolanach,
wbił wzrok w podłogę i zaczął od zapewnienia, że ani on, ani jego ojciec nigdy
nie weszli w konflikt z prawem. Mieli małą przystań w Pensacoli. Aowili ryby,
żeglowali, kochali morze, prowadzenie przystani było ich życiem. Pewnego razu
sprzedali stary kuter rybacki klientowi z Fort Lauderdale, Amerykaninowi, który
zapłacił gotówką dziewięćdziesiąt pięć tysięcy dolarów. Pieniądze poszły do ban-
ku, a przynajmniej tak myślał Buster. Kilka miesięcy pózniej Amerykanin wró-
cił po kolejną łódz, jedenastoipółmetrowy kuter, za który zapłacił osiemdziesiąt
tysięcy dolarów; transakcje gotówkowe nie należały na Florydzie do rzadkości.
Wkrótce sprzedali trzeci i czwarty kuter. Buster i jego ojciec wiedzieli, gdzie zna-
lezć dobre używane łodzie. Odnawiali je, remontowali lubili robić to sami.
Kiedy sprzedali piąty kuter, zaczęli ich nachodzić tajniacy z wydziału do spraw
walki z handlem narkotykami. Zadawali pytania, grozili, chcieli obejrzeć księgi
rachunkowe i rejestry. Ojciec Bustera początkowo odmawiał, a potem wynajął
adwokata, za którego radą odmówili współpracy z policją. Przez kilka miesięcy
był spokój.
Pewnej soboty o trzeciej nad ranem aresztował ich oddział specjalny w ka-
mizelkach kuloodpornych, banda zbirów, którzy przydzwigali ze sobą tyle bro-
ni, że mogliby zająć całą Pensacolę i wziąć parę tysięcy zakładników. Błyskając
latarkami i reflektorami, wyciągnęli ich na wpół nagich z domku na przystani.
Akt oskarżenia miał dwa i pół centymetra grubości, liczył sto sześćdziesiąt stron
i zawierał osiemdziesiąt jeden zarzutów, w tym zarzut główny udział w zor-
ganizowanej grupie przestępczej zajmującej się importem kokainy; Buster miał
w pudełku pełny odpis. O nim i o jego ojcu ledwie tam wspomniano, niemniej
zostali oskarżeni łącznie z Amerykaninem, któremu sprzedawali kutry, i z dwu-
dziestoma pięcioma innymi, o których nigdy w życiu nie słyszeli. Jedenastu z nich
155
[ Pobierz całość w formacie PDF ]