[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wolno mu było jednak zblamować się przy tym.
Jednym szarpnięciem otworzył celę i wszedł do środka. Aresztowany wzdrygnął się na
szczęknięcie zamka, spojrzał zmieszany na wchodzącego, a potem uczynił ruch, jakby chciał
wstać.
Ale Escherich natychmiast przytrzymał go na stołku.
- Niech pan siedzi, panie Kluge, niech pan siedzi. W naszym wieku ju\ nie tak łatwo
podnosić tę część ciała.
Zaśmiał się, a Kluge zrobił próbę, aby te\ się uśmiechnąć, po prostu aby się nieco \ałośnie
uśmiechnąć z uprzejmości.
Komisarz opuścił pryczę ze ściany i usiadł na niej. -No, panie Kluge - powiedział - i uwa\nie
spojrzał na bladą twarz o słabej szczęce i zastanawiające grubych i czerwonych wargach oraz
o jasnych, stale mrugających oczach. - No, panie Kluge, a teraz niech mi pan opowie, co pan
ma na sercu. Jestem komisarz Escherich z gestapo. - Mówił nadal łagodnie, gdy tamten na
Strona 56
Kazdy_umiera_w_samotnosci_-_Hans_Fallada_(11103)
samą nazwę gestapo" wzdrygnął się bojaz-liwie. ~~ Niech się pan nie boi. Nie po\eramy
małych dzieci. A pan przecie\ jest małym dzieckiem, widzę to...
Nawet ten nikły cień współczucia, jaki mo\na było wyczuć w słowach komisarza,
natychmiast napełnił oczy Klugego łzami; jego twarz zadrgała, a mięśnie policzkowe
skurczyły się mocno.
- No, no! - powiedział Escherich i poło\ył swą rękę na dłoni małego człowieczka. - Nie
będzie chyba tak zle. Albo czy jest tak zle?
- Wszystko stracone - zawołał Enno Kluge zrozpaczony. - Jestem przegrany. Nie mam
zaświadczenia o chorobie i musze stawić się do pracy, teraz siedzę tutaj i poślą mnie do
kacetu, a tam od razu wykituję, nie wytrzymam nawet dwóch tygodni!
- No! No! -- powiedział komisarz znów jak do dziecka. - Z pańską fabryką da się to przecie\
załatwić. Jeśli kogoś zatrzymujemy i okazuje się, \e jest porządnym człowiekiem, dbamy o
to, \eby nie poniósł szkody wskutek zatrzymania. A pan przecie\ jest porządnym chłopcem,
panie Kluge - co?
Znów twarz Klugego zadrgała, a potem zdecydował się na częściowe wyznanie wobec tego
sympatycznego człowieka. - Nie pracuję dosyć, ich zdaniem!
- No, a jak pan sam sądzi, panie Kluge? Czy pańskim zdaniem pracuje pan dosyć, czy te\
nie?...
Kluge zastanowił się ponownie. - Jestem tak często chory - powiedział płaczliwie - ale oni
mówią, \e teraz nie ma czasu na chorowanie.
- Przecie\ nie jest pan zawsze chory? No, a jeśli pan nie jest chory - czy wtedy pracuje pan
wystarczająco? Co pan myśli o tym, panie Kluge?
Kluge znów się zdecydował. -- Mój Bo\e - panie komisarzu - poskar\ył się - kobiety tak na
mnie lecą!
Brzmiało to równie \ałośnie jak zarozumiale. Komisarz współczująco potrząsnął głową, jak
gdyby to rzeczywiście było godne po\ałowania.
- To niedobrze, panie Kluge - zauwa\ył potem - w naszych latach sprawia to pewne
trudności, nieprawda\?
Kluge spojrzał na niego ze słabym uśmieszkiem, rad, \e znalazł zrozumienie u tego
człowieka.
- Tak - powiedział komisarz - a jak tam wygląda z kasą?
- Czasami gram trochę w totka - przyznał Kluge - niewiele i niezbyt wysoko, panie
komisarzu. Nigdy powy\ej pięciu marek i to tylko jeśli koń jest zupełnie pewny. Daję panu na
to słowo, panie komisarzu!
- A z czego płaci pan, panie Kluge, za kobiety i za totka? Jeśli pan tak niewiele pracuje?
- Ale\ panie komisarzu - powiedział Kluge niemal obra\ony takim brakiem zrozumienia -
przecie\ kobiety mnie opłacają. - Uśmiechnął się zarozumiale. - Poniewa\ jestem taki
dzielny! - dodał.
W tej chwili komisarz Escherich odło\ył ostatecznie ad acta podejrzenie, \e ten Enno Kluge
mo\e mieć jakikolwiek związek z autorstwem albo rozpowszechnianiem kart. Ten Kluge jest
po prostu niezdolny do czegoś takiego. Brak mu wszelkich danych ku temu. Musiał go jednak
badać w tej sprawie, poniewa\ musiał sporządzić protokół z tego przesłuchania, protokół dla
panów przeło\onych, aby uspokoili się, protokół, który w dalszym ciągu podejrzewa Klugego
i uzasadnia kroki przeciw niemu...
Tak więc wyciągnął kartę z kieszeni, poło\ył ją przed Klugem i zapytał zupełnie obojętnie: -
Czy zna pan tę kartę, panie Kluge?
- Tak - powiedział Enno Kluge z początku zupełnie bezmyślnie, ale przestraszony poprawił
się. - To znaczy - oczywiście nie! Musiałem ją przedtem odczytać, to jest - początek. Poza
tym nie znam tej karty! Najświętsze słowo honoru, panie komisarzu!
12 - Ka\dy umiera... t. l - No, no! - Escherich udawał powątpiewanie - panie Kluge! Teraz,
kiedy dogadaliśmy się w tak wielkiej sprawie jak pańska robota i kacet, kiedy sam pójdę do
pańskich przeło\onych i ureguluję tę sprawę, zgodzimy się chyba równie\ co do takiej
drobnej rzeczy jak ta karta!
- Nie mam z tym nic wspólnego, panie komisarzu, zupełnie nic.
- Nie posuwam się tak daleko, panie Kluge - powiedział komisarz nie wzruszony tymi
zapewnieniami - nie posuwam się a\ tak daleko jak mój kolega, który uwa\a pana za autora
tej karty i który chce pana zaciągnąć przed Trybunał Narodowy, a potem: głowa fiut, panie
Kluge!
Mały człowieczek zadr\ał, twarz jego spopielała.
- Nie - powiedział komisarz uspokajająco i znów poło\ył rękę na dłoni aresztowanego. - Nie,
nie uwa\am pana za autora tych kart. Ale karta le\ała na korytarzu u lekarza, a pan
podejrzanie często kręcił się tamtędy, a poza tym pański niepokój, pańska ucieczka. I na to
wszystko mamy pewnych świadków. Nie, panie Kluge, będzie lepiej dla pana, je\eli powie mi
pan całą prawdę. Nie chciałbym, aby się pan sam wpędził w nieszczęście!
- Kartę musiał ktoś rzucić z zewnątrz, panie komisarzu. Nie mam z tym nic wspólnego, to
jest najświętsza prawda, panie komisarzu!
- Tak jak le\ała, nie mogła być rzucona z zewnątrz. A pięć minut przedtem nie było jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]