[ Pobierz całość w formacie PDF ]
konia.
Czego pan chce? spytała podejrzliwie. Najwyrazniej nie była to towarzyska
wizyta. Dwóch spośród jezdzców trzymało w ręku karabiny. Pozostali mieli je
zawieszone u siodeł. Patrzyła na nich i miała wrażenie, że znalazła się w środku
nocnego koszmaru.
Zna już pani niektórych naszych ranczerów, prawda? zaczął Gilmer
towarzyskim tonem. Przedstawiłem ich pani na przyjęciu. Jak pani widzi, jest
Ray i Lonnie, a także Buddy Silver oraz Tom Landers.
Julia przytaknęła. Rzeczywiście, poznała tych ludzi. Przedstawiano ich jej nie
tylko jako przyjaciół Freda. Również jako kumpli Jake a.
Przepraszam za najście, panno Shelton. A może lepiej, Julio. Niestety,
pogłoski o napadach wilków na nasze bydło rozniosły się wśród hodowców. Teraz
krowy się cielą, więc zaczęli się poważnie martwić. Uważają, że najlepiej byłoby
pozbyć się wilków.
O, nie! Julia postąpiła w ich kierunku. W tej sytuacji należałoby
porozmawiać. Było tylko jedno doniesienie o wypadku. Nie ma żadnego dowodu,
że moje wilki zagryzają cielęta, o ile w ogóle jakaś sztuka została zagryziona.
Ktoś zza pleców Freda spytał:
Czy pani oskarża Gilmera o kłamstwo?
Powiedziałam tylko, że nie mamy dowodów. Gdyby okazało się, że moje
wilki zagryzły cielę, strata zostanie wyrównana z nawiązką.
My nie chcemy rekompensaty, droga pani wykrzyknął inny kowboj. My
chcemy, żeby wilki się stąd wyniosły!
Martwe! dorzucił drugi.
Tak, trzeba dawnym zwyczajem zawiesić ich skóry na płocie!
Julia poczuła, jak wali jej serce. Nadal nie mogła uwierzyć, że pod koniec
dwudziestego wieku, w posiadłości, która należała do uniwersytetu, mogły się
rozgrywać takie sceny. Spróbowała jeszcze raz przemówić im do rozsądku:
Panowie, zapraszam was do domu, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać.
Jestem pewna, że dojdziemy do porozumienia. Dysponuję zapisami obserwacji i
mogę udowodnić, że wilki nie opuszczały swojej siedziby.
Wszystko można sfałszować rzucił ktoś zaczepnie.
Julia westchnęła zrezygnowana. Wobec tych ludzi nie skutkowały żadne
sposoby.
Fred spojrzał na nią i pokręcił głową.
Sama pani widzi, że oni są zbyt rozdrażnieni.
Z trudem zdołała się opanować.
A kto jest temu winien, panie Gilmer? syknęła wściekle. Pan pierwszy
chciał się mnie stąd pozbyć.
Jako prezes Związku Hodowców Bydła jestem rzecznikiem wszystkich
ranczerów.
Spokojny ton głosu Gilmera kontrastował z nerwowymi reakcjami Julii. Jednak
nie miała zamiaru ustąpić ani się poddać.
Działania, które podejmuję, są słuszne z punktu widzenia moich badań
stwierdziła. A co za tym idzie, obecność pana i pańskich ludzi na terenie mojej
posiadłości jest niepożądana.
Mówiąc to wysunęła wojowniczo brodę.
Naruszyliście prywatną własność i proszę was, byście opuścili farmę
oświadczyła stanowczym tonem.
Julia dostrzegła we wzroku Freda Gilmera wahanie, lecz trwało to ułamek
sekundy. W sukurs prezesowi przyszedł Buddy Silver.
Słowem, chce pani wydawać nam rozkazy, tak? A jakim prawem? rzucił
zaczepnym tonem.
Takim, jakie przysługuje tej pani, i jakiego ja bronię rozległa się
niespodziewana odpowiedz.
Tym sposobem Jake Forrester dokonał efektownego wejścia na scenę. Pojawił
się na werandzie półnagi i bosy, ze zmierzwioną czupryną, ubrany jedynie w
dżinsy. Oczy Jake a patrzyły bystro i trzezwo, a pod ramieniem trzymał
odbezpieczony, gotowy do strzału karabinek. Stanął oparty niedbale o ganek i
leniwie spoglądał na przeciwników. Dla Julii była to najpiękniejsza sekwencja z
westernu, jaką kiedykolwiek widziała. Bez względu na to, czy ten western miałby
być kiczem, czy arcydziełem.
Wyraz twarzy Freda również zasługiwał na upamiętnienie. Kompletne
zaskoczenie i zmieszanie szybko zastąpił gniew.
Jake, do licha, co ty tu...
Jake w dwóch szybkich krokach postąpił do przodu i zasłonił sobą drobną
postać Julii.
Gadaj, skąd się tu wziąłeś? spytał Fred, nadaremnie rozglądając się za
służbowym dżipem szeryfa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]