[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Och, cudownie - mruknęła Vanda. - A tę kto zaprosił?
- Robi reportaże ze wszystkich większych przyjęć... - Maggie wciągnęła Vandę za donicę. -
Jeśli cię zobaczy, zacznie na ciebie wrzeszczeć.
- Co z tego? Nie boję się. - Vanda wyszła zza donic. Przyjaciółka pociągnęła ją z
powrotem.
- Będzie próbowała sprowokować cię do kłótni. Chce, żeby wszyscy myśleli, że jesteś
niebezpieczna.
- Ja jestem niebezpieczna. - Vanda wyszła na widok.
- Przecież nie chcesz robić sceny. - Maggie szarpnęła ją za rękę. - To zepsuje Larze
przyjęcie zaręczynowe.
Vanda zauważyła LaToyę na parkiecie; dziewczyna właśnie podawała Phineasowi drinka.
- Wygląda na to, że ktoś inny zepsuje je pierwszy. Ale nie musiała się martwić, że Corky ją
zobaczy.
Wokół reporterki zebrała się grupka dobrze ubranych wampirów, zapewne w nadziei, że
pojawią się w jej kolejnym programie.
- Nie tłoczcie się tak - syknęła Corky. Była ubrana w błyszczącą czarną sukienkę z
głębokim dekoltem, który eksponował jej ulepszony biust. Migocząca czarna spódnica
sięgała tuż za kolana.
Vanda przypomniała sobie, że jeden z biustonoszy, na których dokonała sabotażu, był
czarny.  Zmodyfikowała też kilka par czarnych fig. Posłała Maggie szelmowski uśmiech.
- Być może występ Corky będzie bardziej efektowny, niż planowała.
Maggie zmarszczyła brwi.
- Co masz na myśli?
Corky upozowała się przed kamerą i zaczęła mówić do mikrofonu; jej głos niemal
zagłuszał cichy pomruk rozmów.
- Tu Corky Courrant, w Na żywo wśród nieumarłych. Dziś zdaję wam relację z eleganckiego
przyjęcia zaręczynowego Giacoma di Venezia, zwanego Jackiem przez bliskich przyjaciół,
jak moi. Ostatnio wypłynęły na światło dzienne pewne plotki. Ja oczywiście znam prawdę
więc potwierdzam, że Jack naprawdę jest synem słynnego libertyna, Giacoma Casanovy.
Corky przybrała tragiczną minę.
- Obawiam się, że inne plotki również są prawdziwe. Mówię wam to z prawdziwą
72
przykrością, ale Jack rzeczywiście jest nieślubnym dzieckiem. Nie tylko jest bękartem, ale
na dodatek zakochał się w pospolitej śmiertelniczce. I tak oto kolejny bogaty, nieżonaty
mężczyzna przynosi wstyd wampirycznej społeczności, popełniając potworny mezalians.
- Dość tego! - Jack przepchnął się przez tłumek, by stanąć przed reporterką. - Nie pozwolę
obrażać mojej przyszłej żony.
- Jack! - Corky uśmiechnęła się złośliwie. - Jak miło, że zgodziłeś się udzielić wy...
Nagle rozległ się chrapliwy okrzyk. Szkło roztrzaskało się na podłodze.
Tłum odwrócił się, żeby zobaczyć, co się dzieje. Phineas padł na parkiet, kurczowo
ściskając się za gardło i wijąc z bólu. Lara klęczała przy nim, a LaToya oddalała się
pospiesznie w stronę wyjścia, bokiem okrążając gości.
- Został otruty! - zawołał któryś z gapiów.
Jack przepchnął się między gośćmi i dotarł do Phineasa. Jean-Luc i Roman już przy nim
byli. Lara zaczęła coś do nich szeptać, a tymczasem pogłoska o truciznie rozchodziła się
szybko po sali.
- Jesteśmy atakowani! - krzyknął jakiś wampir. - Włączyć alarm!
- To Malkontenci! - ryknął inny. - Otrują nas wszystkich!
Kieliszki posypały się na podłogę w całej sali, dzwięk tłuczonego szkła wtórował piskom
przerażenia. Spanikowane wampiry ruszyły biegiem w stronę holu. Connor zablokował
drzwi, stając w nich z obnażonym mieczem.
- Nikt nie opuści budynku, dopóki nie znajdziemy winnego.
Goście zaczęli na niego wrzeszczeć, domagając się, żeby ich wypuścił. Inni zbili się w
grupki, hałasując i rozglądając się w panice dookoła.
Vanda pokręciła głową. Co za banda tchórzy! Zastanawiała się, czy podejść do Connora i
wyjaśnić mu, co się stało, ale zauważyła, że Jack już idzie w jego stronę.
Corky ustawiła się niedaleko grupki zawodzących wampirów i uśmiechnęła z
zadowoleniem do kamery.
- Rozpętało się piekło! Nigdy w życiu nie widziałam tak katastrofalnego przyjęcia! -
Zamachnęła rękami w powietrzu, wskazując scenę za sobą.
- Rany - szepnęła Maggie. - Corky będzie o tym gadać tygodniami.
Reporterka wskazała Phineasa, który wił się z bólu na podłodze.
- Czy ten biedny wampir umrze? Nie wyłączajcie telewizorów, dowiecie się po reklamach
mojego sponsora, producenta vamposów!
- Mogę się tu z tobą schować? - szepnął ktoś za plecami Vandy. Vanda odwróciła się i
ujrzała LaToyę, kucającą za donicą.
- Wstydz się - zbeształa ją Maggie. - Phineas bardzo cierpi.
- Nie wiedziałam, że to będzie aż tak bolało - LaToya odstawiła butelkę z sosem na
najbliższe krzesło. - Chciałam tylko, żeby dał mi spokój. A teraz ten Szkot zablokował
wyjście i nie mogę się wydostać.
- Powinnaś powiedzieć Connorowi, co zrobiłaś - stwierdziła Maggie. - Wszyscy myślą, że
zaatakowali nas Malkontenci.
- Zdaje się, że Connor już wie. - Vanda wskazała Connora i Larę, rozmawiających
szeptem.
- Szlag - Policjantka patrzyła ze zmarszczonym czołem na Phineasa, który wciąż leżał na
podłodze. - Nie sądziłam, że to mu aż tak zaszkodzi. Przecież i tak nie żyje. Jak może mu
być jeszcze gorzej? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl