[ Pobierz całość w formacie PDF ]

często wspinać się po drzewach, a bywały także czasem telepatami bądz pluły
na odległość jadem. Nie mówiąc o innych, mniej jeszcze pociągających dla ludzi
możliwościach, które nagle otworzyła przed zwierzętami atomowa furtka do
ominięcia długiej, żmudnej drogi ewolucji i doboru naturalnego.
Nieco niechętnie, ostrożnie zanurzyli się w las. Puszcza Kampinoska
przywitała ich szeptami, szmerami i szumem. Brakowało w niej
wszechobecnego w metrze echa, echa, które wywędrowało także na
powierzchnię, gdzie ludzki głos rykoszetował między porzuconymi budynkami,
odbijał się od wypalonych ścian, zwalonych stropów, wlatywał i wylatywał
pustymi oczodołami wybitych przed laty okien. Wokół stalkerów zamiast
pogłosu, przeciągu i wiecznego kapania wody szumiały drzewa pamiętające
dawne, lepsze czasy. Miejscowa ora wydawała się dzielnie opierać
promieniowaniu i mutacjom, chociaż znajomy czarny bluszcz oplatał niektóre
pnie, wił się u podnóża wiekowych drzew, wyrastał spomiędzy kęp pozornie
zwyczajnej, tylko oleiście połyskującej turzycy.
W ruch poszły noże, kiedy nie raz i nie dwa przyszło Szturmowcom
przebijać się przez zarośla pokrywające dawną leśną drogę. Nikt nie
komentował stanu traktu. To nie był już czas ani miejsce na zbędne uwagi czy
snucie niewczesnych domysłów, teraz chcieli jak najszybciej dotrzeć do celu. W
zmierzchu zapadającym z wolna nad umęczonym światem, wśród szumiących i
skrzypiących drzew, z nadzieją w sercu powoli ustępującą miejsca bolesnemu
niepokojowi, natra li wreszcie na zarośniętym śladzie dawnej przecinki na
bramę. W lesie stały dwa metalowe słupki, z czego jeden ewidentnie przed wielu
laty pożegnał się z pojęciem pionu. Józef wydawał się zdezorientowany brakiem
zadbanego, pilnowanego przez wojsko perymetru, reszta oddziału nie takie
zaskoczenia przeżywała, więc nikt nie rzucił żadnym niepotrzebnym
komentarzem. Powoli, ubezpieczając się, weszli na teren kompleksu.
Określenie było zresztą nieco na wyrost. Przed nimi widniała niemal
kompletnie zarośnięta przecinka w połaci Puszczy. Po prawej stronie stał długi
betonowy budynek przypominający szkołę, konkretnie popularny wiele dekad
wcześniej model tysiąclatki, jakich w całej Polsce powstało wiele i jakich kilka
Szturmowcy mieli okazję przeczesywać w zrujnowanej Warszawie. Podłużny
dwukondygnacyjny blok straszył długimi rzędami pustych okien. Grupa
rozluzniła szyk, stalkerzy odsunęli się od siebie i powoli ruszyli przez teren
obiektu, trzymając się na wszelki wypadek nieco dalej od ścian spustoszonej
tysiąclatki.
W głębi za nią stał drugi, mniejszy obiekt, przypominający niewielki
budynek gospodarczy z kwadratową nadbudówką na dachu. Nawet z pewnej
odległości widać było wyraznie, że także straszył pustymi oczodołami okien
dawno pozbawionych szyb i rozdziawioną gębą wjazdu do garażu, w którym tak
samo brakowało drzwi. Dookoła niego rosły już spore drzewka, podobnie
zresztą jak na prawie całym terenie, najwyrazniej od dawna zawłaszczanym
przez las. Wszystko wskazywało na to, że Atomowa Kwatera Dowodzenia,
przynajmniej na pierwszy rzut oka, jest martwa.
Dziadek usiadł na ziemi pomiędzy opustoszałymi budynkami i zamarł. Borka
w pełnej napięcia ciszy wydał polecenia gestami i oddział rozprysnął się na
rekonesans terenu. Część zbliżyła się do tysiąclatki, oskrzydlając wejście i
ostrożnie wchodząc do wnętrza, reszta podeszła pod mniejszy budynek. Golem z
odbezpieczonym karabinem zanurzył się w pozbawione drzwi wejście, aby po
chwili gestem przywołać Suchego, który minął go bez słowa i zbiegł po
betonowych schodach na podest poniżej. Zmieniając się, zaczęli schodzić do
wnętrza obiektu.
Borka został na powierzchni; przygryzając wargi, wzrokiem ogarnął cały
teren. Czekał na powrót zwiadu. Stał cierpliwie pośród szumiącego i
skrzypiącego lasu w prześwicie między dwoma zrujnowanymi budynkami.
Pierwsza wróciła grupa przeczesująca budynek przypominający szkołę.
Podeszli do dowódcy rozluznieni, Strażak zapalił. Na niewypowiedziane pytanie
Borki tylko przecząco pokręcił głową.
 No co ty. Ostatni raz ludzie to tu wpadli przed Zagładą, jeśli miałbym na
ten temat coś do powiedzenia  stwierdził.  Masa tych malunków farbami,
wiesz, tych takich sprzed Zagłady. Tu musiały wpadać jakieś drużyny w starych
dobrych czasach, zanim wszystko pizgnęło.
Stali w milczeniu, czekając na powrót drugiej grupy. Pierwszy z mniejszego
budynku wynurzył się Suchy.
 No chłopaki, robi wrażenie. Tam jest naprawdę fajny schron, trzy piętra
pod ziemią.  Spojrzał na dowódcę.  Niestety, nie napalałbym się za bardzo.
Podziemna część nie została wykończona. To nie jest szaber ani wiek, to po
prostu gołe ściany, w których nigdy nic nie postawiono.
 Teren został porzucony pewnie nawet dużo wcześniej  dodał Golem,
który także wyszedł z budynku.  O ile kiedykolwiek był w ogóle w użyciu.
Zapada zmrok, dzisiaj już nie wrócimy. Jak w ogóle wygląda sytuacja i jaki jest
plan?
Nikt nie odpowiedział. Borka tępo patrzył w przestrzeń, przetrawiając
porażkę, która kolejny raz stała się jego udziałem w nigdy niekończących się
poszukiwaniach ojca.
 Większy budynek nadaje się na nocleg. Na ostatnim piętrze można się
zabarykadować, jest też czym zabezpieczyć okna. Możemy zostać jakby co, nie,
dowódco?  powiedział Strażak.
 No, wracać tamtą drogą po zmroku nie mam najmniejszego zamiaru 
stwierdził Suchy.  Nie mówiąc o tym, że trzeba będzie ominąć cmentarz. Nie
wiem jak wy, ale ja wyprztykałem się z granatów.
Zapadła niezręczna cisza, wszyscy czekali, aż dowódca ruszy pierwszy, ale
on jakby zastygł, wciąż pogrążony w jakimś własnym świecie.
 Chodz, Dziadek  rozległ się ochrypły, basowy głos.
Wszystkie głowy odwróciły się w jedną stronę. Miś chwycił Józefa pod rękę.
Stary ściągnął i rzucił na ziemię maskę, siedział z twarzą ukrytą w dłoniach i
płakał. Jego ciałem wstrząsał spazmatyczny szloch, spomiędzy palców ciekły
wielkie łzy.
 Wstawaj, nie maż się jak baba  powiedział głośno i dużo wyrazniej
małomówny zwykle Miś.  Wprawdzie jestem tylko zastępcą dowódcy, ale mogę
ci spokojnie powiedzieć, że będziesz teraz pełnił służbę administracyjną przez
najbliższy rok. Wiesz, czyszczenie broni, butów, intendentura, obsługa pralni,
cerowanie, nie wiem...  Stalker odkaszlnął ciężko i dodał ochrypłym basem: 
Przyszywanie guzików. I możesz zapomnieć o samodzielnych rajdach do
odwołania  dorzucił po chwili.  A teraz rusz dupę i pakuj się za resztą drużyny
do środka, bo idzie noc, a Luna to surowa pani. A, i wez trochę drewna na ogień
po drodze. Co za kibel, ja nie mogę...
Stalkerzy w osłupieniu patrzyli, jak zastępca dowódcy ruga Dziadka.
 A wy co? Ruchy, karwa fa! Macie zamiar czekać, aż coś wylezie z tej całej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl