[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Podkładka odpowiada kształtem prostokątowi, który był odciśnięty za żywopłotem -
powiedział Monk.
- Mógł jej używać ogrodnik. To zapewne również on zagrabił teren.
- Być może, ale to nie wyjaśnia tego. - Monk schował podkładkę z powrotem do szopy
i wyciągnął z niej grabie. - Między zębami grabi widać spalone owady. Oto, co się stało. W
jakimś momencie, w wieczór zbrodni albo jakiś czas wcześniej, morderca wymienił
zewnętrzne gniazdka elektryczne na modele pozbawione uziemienia. Wczoraj wieczorem
ukrył się za żywopłotem i czekał tam, aż gospodarz wejdzie do jacuzzi. Kiedy Haxby zażywał
w wodzie przyjemności, morderca sięgnął grabiami do pułapki i strącił ją do wody.
- Czy nie poraziłby go prąd, gdyby sięgał metalowymi grabiami do przewodów?
Monk pokręcił głową.
- Nie. Chroniła go gumowa podkładka. Potem zabójca zagrabił ślady, pochował
wszystko do szopy i odszedł niezauważony.
Stottlemeyer pokiwał głową.
- To jest morderstwo.
- Chcę być przy aresztowaniu Boba Sebesa - poprosił Monk.
- Sebes nie mógł tego zrobić - zauważył kapitan.
- A jego żona? Wychodziła wczoraj?
- Tak, wychodziła - stwierdził Disher.
- Aha! - ucieszył się Monk. - Ma alibi?
Disher pokręcił głową.
- Wyjechała gdzieś na dłużej samochodem.
- Wyjechała do Tiburon zabić Russella Haxby ego, żeby nie zeznawał przeciwko jej
mężowi - orzekł Monk. - Sprawa zamknięta.
- Ona nie mogła tego zrobić, panie Monk - powiedziałam.
Monk spojrzał na mnie zaskoczony.
- Dlaczego nie?
- Anna Sebes cierpi na artretyzm. Choroba zrujnowała jej karierę skrzypaczki i
właśnie dlatego stale nosi rękawiczki. Nie byłaby w stanie użyć śrubokrętu i wkręcić małych
śrubek przy montowaniu gniazdek, ani nawet unieść metalowych grabi, aby strącić pułapkę
na owady do jacuzzi.
- Ręczę wam, że to Sebes - upierał się Monk. - Mógł wynająć płatnego zabójcę.
Stottlemeyer westchnął ciężko.
- Już przez to przechodziliśmy. Sebes ma zamrożone konta, telefony na ciągłym
podsłuchu, a na nodze elektroniczną obrożę. W jaki sposób miał się kontaktować z zabójcą?
- Za pośrednictwem żony.
- Płatnych zabójców nie znajdziesz w książce telefonicznej, Monk. A jeśli nawet, to
tacy ludzie nie pracują bez stosownej zaliczki. Jest bardziej prawdopodobne, że to
doprowadzony do ostateczności inwestor postanowił wziąć odwet na Haxbym, nie mogąc się
zemścić na Sebesie. Zabójcą mogła być każda z tych oszukanych osób.
- Mógłby to nawet być jeden z pańskich techników policyjnych - dodałam kąśliwie.
Stottlemeyer spojrzał na mnie niechętnym wzrokiem.
- Możliwe jest również, że zabójca nie ma nic wspólnego z aferą Sebesa. Może była to
jedna z tych rozmaitych singielek, której nie przypadło do gustu, że Haxby zabawia się w
jacuzzi z innymi singielkan» z tych rozmaitych singielek różnego rodzaju.
Monk stanowczo pokręcił głową.
- Nie, to był Bob Sebes.
- Bardzo ci jestem wdzięczny za okazaną nam dzisiaj pomoc, Monk. Zwłaszcza po
tym, co ci zrobił Sebes. Ale to tylko kolejny powód, dla którego nie powinieneś brać udziału
w tym dochodzeniu.
- Ciekawe, jakoś to nie powstrzymało pana od ciągnięcia aż tutaj pana Mońka i
wykorzystania jego talentu - wytknęłam mu.
- Nie potrafisz zachować obiektywizmu - mówił dalej kapitan, ignorując moją uwagę.
- Masz zaburzonÄ… ocenÄ™ sytuacji.
- Ależ skąd! Co do tego złodzieja, kłamcy, krętacza i bezdusznej bestii, żerującej na
rozpustnej zarazie, potrafię być całkowicie obiektywny.
- Właśnie. - Stottlemeyer pokiwał głową. - Tylko potwierdziłeś moje słowa.
- Ależ to właśnie była obiektywna i bezstronna ocena sytuacji - zarzekał się Monk. -
Sam przecież miałeś okazję osobiście poznać tego człowieka, prawda?
- Nie chcę cię już widzieć przy tej sprawie, Monk - powiedział kapitan. - Bo będę
musiał cię aresztować za utrudnianie śledztwa, podawanie się za funkcjonariusza policji i
wszystko, co może mi jeszcze przyjść do głowy.
- To Sebes. Nigdy siÄ™ nie mylÄ™.
- Niewykluczone, że w jakimś stopniu odpowiada za śmierć Haxby ego, a jeśli tak
jest, to mu to udowodniÄ™. Ale ty jesteÅ› odwodniony, bezrobotny 1 zbankrutowany. Nie jesteÅ›
w stanie jasno myśleć, Monk.
- Urodziłem się z jasnym myśleniem.
- To by było na tyle, Monk. Dziękuję - orzekł
Stottlemeyer, kładąc dłoń na ramieniu Mońka, który o dziwo się nie wzdrygnął. - Jeśli
jednak w tej ciężkiej sytuacji będę mógł coś dla ciebie zrobić, zadzwoń do mnie, w dzień czy
w nocy, bez znaczenia, chciałbym ci jakoś pomóc.
- Doceniam to, Lelandzie - powiedział Monk. - Właściwie jest coś, co mógłbyś dla
mnie zrobić.
- Słucham cię, powiedz tylko słowo.
- Aresztuj Boba Sebesa za morderstwo.
Detektyw Monk znajduje pracÄ™
W drodze powrotnej do miasta Monk w ogóle się nie odzywał. Ja również milczałam.
Oboje mieliśmy wiele do przemyślenia, a nie było to bynajmniej nic przyjemnego.
Chociaż było dopiero popołudnie, byłam gotowa zakończyć dzisiejszy dzień pracy i
sądzę, że Monk nie miałby nic przeciwko temu - jeżeli w zaistniałej sytuacji miał w ogóle coś
do powiedzenia. Skoro mi nie płacił, nie byłam jego pracownicą.
Zajechaliśmy pod jego dom.
- Da pan sobie dzisiaj radę sam? - zapytałam.
Monk przytaknął bez słowa i wysiadł z samochodu.
- W normalnej sytuacji utopiłbym smutki w wodzie Summit Creek, ale zważywszy na
to, jak niewiele butelek mi pozostało, byłoby to samobójstwo. Myślę więc, że pójdę do
Safewaya, pościeram tam z podłogi brudne smugi po wózkach, wyszukam przeterminowane
produkty i poustawiam puszki w alfabetycznym porządku według grup żywieniowych.
Nagle przeszyła mnie genialna myśl.
- Nie może pan tam pójść, panie Monk.
- Już w porządku, Natalie. Wybaczyłem im, że nie sprzedają Summit Creek. To nie
ich wina.
- Nie o tym mówię.
- Och, zapewne myślisz o Arthurze. Jestem przekonany, że po wielu godzinach
namysłu i głębokiej zadumy uświadomił sobie w końcu, że miałem słuszność. Na pewno jest
mu wstyd i pali się, żeby poczynić stosowne zmiany, zanim umrę z odwodnienia biedny jak
mysz kościelna.
- Nie, również nie o tym mówię.
- W takim razie o czym ty tyle marudzisz?
- Supermarket przez długie lata pana wykorzystywał, panie Monk. Sprzątał pan i
porządkował regały zupełnie za darmo. Czas, aby zaczęli panu płacić za ciężką pracę, którą
pan dla nich wykonuje.
- To nie praca.
- Każdy oprócz pana uważałby, że to jest praca.
- Ale ja lubię to robić.
- Nie ma nic złego w tym, aby otrzymywać zapłatę za robienie czegoś, co lubi się
robić do tego stopnia, że jest się skłonnym robić to za darmo. Prawdę mówiąc, tak właśnie
brzmi definicja wymarzonej pracy.
- W takim razie ty masz u mnie wymarzonÄ… pracÄ™.
To była sytuacja bez wyjścia. Jeśli zaprzeczę, Monk poczuje się urażony. Jeśli
przyznam rację, dam mu do ręki argument, żebym nadal pracowała u niego bez grosza
zapłaty.
Wybrałam więc najbardziej tchórzliwe rozwiązanie. Uśmiechnęłam się, nic nie
powiedziałam i odjechałam z piskiem opon bez żadnego do widzenia , zostawiając go na
chodniku wyraznie zaskoczonego.
Pojechałam prosto do Safewaya, gdzie odnalazłam Arthura, który układał na półkach
batoniki Granola. Najpierw gorąco go przeprosiłam za zachowanie Mońka poprzedniego dnia.
Arthur powiedział, że potrafi to zrozumieć, a poza tym stara si? być uprzejmy wobec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]