[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tabliczkę i wszyscy wyli ze śmiechu.
Cynthia, oparta na ramieniu Jona, chichotała bezsilnie
i nie mogła się opanować. Natomiast Ivan nie wyglądał na
rozbawionego w najmniejszym stopniu.
 Czy wychowawca się o tym dowiedział? Czy zo-
stałeś ukarany?
 Oczywiście, że nie.  Jon oparł się wygodnie na
krześle.  A biedny Kelly pewnie do dzisiaj śni o tamtym
dniu z błogim uśmiechem na ustach.
 Ale kilku nauczycieli zauważyło cię.  Angela wyce-
lowała w niego widelczykiem do deseru.
 I?  Jon uśmiechnął się szeroko, gdy ich oczy się
spotkały.
 I... nic. Na tym właśnie polegał problem z tobą, Jon.
Wszyscy uważali, że jesteś tak czarujący, że pewnie
nawet morderstwo by ci się upiekło!
54 Shannon Waverly
Zauważyła nagle, że Ivan jest najwyrazniej wściekły
i nagle zdała sobie sprawę, dlaczego. Od blisko godziny
ona i Jon, zamiast mówić o sobie nawzajem, w najlepsze
ze sobą rozmawiali. Tylko ze sobą.
To nie powinno się było stać. Miała go ignorować,
miała mu pokazać, że nie ma dla niego miejsca w jej życiu,
że przeszłość minęła bezpowrotnie, że nie potrzebuje jego
przyjazni, gdyż znalazła swojego mężczyznę.
Zerknęła na Ivana. Sposępniał, a jego wzrok przesuwał
się podejrzliwie z niej na Jona. Wyciągnęła rękę, uścisnęła
jego ramię i uśmiechnęła się ciepło, co jednak w niczym
nie pomogło. Z ulgą przywitała więc pojawienie się
młodego człowieka z saksofonem.
 Czas na nas  powiedział, kładąc Jonowi dłoń na
ramieniu.
 Jak długo zostaniecie?
Angela spojrzała na Ivana.
 Jeden kawałek  odparła.
 Tylko tyle?
Skinęła głową z całym przekonaniem. Jon wyglądał na
rozczarowanego, jednak nic nie odpowiedział. Wstał
i skierował się w stronę sceny.
Następne czterdzieści minut Angela spędziła jak
w transie. Wszyscy muzycy grali świetnie, ale Jon był bez
wątpienia najlepszy. Zupełnie rozluzniony, bawił się
wręcz, dzwięki i akordy sypały się spod smukłych palców
z oszałamiającą lekkością, jego improwizowane solówki
zachwycały wirtuozerią. Kiedy muzyka w końcu ucichła,
Angela biła brawo z równym entuzjazmem, co reszta
słuchaczy. Jon jednak uciszył publiczność i sięgnął po
mikrofon.
 Mam dzisiaj ogromną przyjemność gościć tutaj
Wesołych Zwiąt, Aniołku! 55
kogoś, kto jest od wielu lat moim najlepszym przyjacie-
lem...
Angela, której nieco kręciło się w głowie od wypitego
wina i od tej wspaniałej muzyki, doszła do siebie w mgnie-
niu oka.
 Nie widzieliśmy się od jakiegoś czasu, ale doskonale
pamiętam, że kiedy byliśmy dziećmi, całkiem niezle grała
na flecie.
Zacisnęła dłoń na oparciu krzesła. Nie rób mi tego, Jon,
poprosiła bezgłośnie.
 Domyślam się, że da mi potem za to popalić, ale...
 Jon schylił się i podniósł futerał z fletem.  Co ty na to,
Aniołku?  Patrzył wprost na nią.
Wokół rozległy się zachęcające oklaski. Angela siedzia-
ła oszołomiona i zażenowana. Grała w jazzowym zespole
Jona dziesięć lat temu i wcale jej to dobrze nie wychodziło.
Potrząsnęła więc głową i roześmiała się, próbując w ten
uprzejmy sposób wykręcić się od propozycji. Powinna
jednak była pamiętać, że Jon nigdy nie daje za wygraną,
dopóki nie dostanie tego, na czym mu zależy.
 Ona jest naprawdę świetna, proszę państwa. Ona
tylko jeszcze o tym nie wie.
Oklaski wzmogły się. Angela spojrzała na Ivana.
 Pomóż mi z tego wybrnąć  szepnęła, ale on tylko
obrzucił ją gniewnym wzrokiem.
Na drżących nogach podeszła do sceny.
 Wcale ci nie dam za to popalić, Jon  powiedziała
z ostrzegawczym gestem.  Ja cię najzwyczajniej w świe-
cie zabiję.  Miała nadzieję, że on wreszcie zrozumie, jak
bardzo jest na niego wściekła.
Chyba to nie poskutkowało, gdyż wręczając jej flet,
puścił do niej perskie oko. Przez chwilę zastanawiała się,
56 Shannon Waverly
czy nie walnąć go tym fletem na oczach wszystkich, jednak
zamiast tego podniosła instrument do ust. Och, gdyby
tylko mogła zniknąć! Serce waliło jej jak młotem, oddycha-
ła płytko i nierówno. Jak ma grać w tych warunkach?
Ponadto Angela nie znosiła grania jazzu, a zwłaszcza
improwizowania. Kiedy miała występować publicznie,
musiała się zawsze przedtem do tego starannie przygoto-
wać. O ile Jon świetnie się bawił, podchodząc zupełnie
spontanicznie do wszystkiego, o tyle ona obawiała się
tego niemal panicznie.
Jon półgłosem wydał pozostałym muzykom instrukcje
i wrócił do pianina. Zaczęli grać utwór znany Angeli
z dawnych czasów, jednak ona nie włączała się do gry.
Wzrok Jona stale do niej powracał, przy czym ani razu nie
wyczytała w nim nawet śladu zwątpienia W końcu Jon
uśmiechnął się do niej szeroko. Nie przejmuj się, wszystko
będzie dobrze, zdawał się w ten sposób mówić. Nie musisz
się spieszyć, masz masę czasu, tyle, ile tylko zechcesz.
Uśmiechnęła się również i w nagłym przypływie
pewności siebie zaczęła grać. Starała się, by dzwięki z jej
fletu wypływały równie naturalnie i spontanicznie, co
spod palców Jona, ale przychodziło jej to z najwyższym
trudem. Pot spływał po plecach, nogi jej się trzęsły i znów
miała ochotę go zamordować. Mimo to jednak nie od-
rywała wzroku od jego oczu, gdyż miała wrażenie, że to
jej pomaga.
W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że gra coraz
śmielej, a jej palce poruszają się zręczniej. Patrzyli sobie
w oczy i Angela czuła, że jego siła przenika ją, że
niepewność gdzieś znika. Chaos w jej głowie uspokoił się
nieco i zaczęła się miękko poddawać nastrojowi muzyki.
Solo saksofonu było naprawdę piękne i Angela słuchała
Wesołych Zwiąt, Aniołku! 57
go z przyjemnością, trzymając flet pod brodą. Saksofonis-
ta skończył i wyraznie dał znak, że teraz jej kolej.
Zakręciło jej się w głowie z przerażenia. Nie wiedząc, co
robić, odwróciła się po wsparcie do Jona. Nie zostawiaj
mnie tak, błagała wzrokiem.
Wszystko będzie dobrze, wyczytała w jego oczach, to
nic strasznego.
Zagrali razem, dzwięki fletu i pianina lekko przeplatały
się w tańcu, którego kroków nie znała. Nagle uderzyła ją
myśl, że choć bardzo tego nie chciała, jednak znalazła się
w kręgu magicznego oddziaływania Jona. I chociaż ją to
rozgniewało, to jednocześnie wypełniła ją cudowna lek-
kość i radość z powodu tego, co się działo.
Skończyli grać, publiczność nagrodziła ich rzęsistymi
oklaskami i Angela ze zdumieniem stwierdziła, że wpra-
wiło ją to wszystko w cudowny nastrój. Jon wstał zza
pianina i przygarnął ją do siebie ramieniem. Poddała się
miękko uściskowi, roześmiana i zadowolona z siebie.
Naprawdę była całkiem niezła.
 Byłaś cudowna  poczuła na uchu ciepły oddech
Jona.  A teraz pożegnaj się grzecznie z szanownym
zgromadzeniem.
Zmiejąc się ciągle, skinęła głową publiczności i wróciła
do stolika.
Ivan pochylił się w jej stronę.
 Myślę, że powinienem zabrać tego gogusia na ze-
wnątrz i dać mu to, o co się prosi. Cały urok tego wieczoru
prysnął bezpowrotnie.
 Ivan, proszę cię.
 O co? W ogóle się nie liczył z twoim zdaniem. Nie
zasłużyłaś na takie traktowanie. Robić z kogoś pośmiewi-
sko...
58 Shannon Waverly
 Och! Było aż tak zle?
 Oczywiście, że nie  zapewnił, unikając jej wzroku,
co powiedziało jej, że właśnie to miał na myśli.
On ma rację, pomyślała. Czuła się tu fatalnie, nienawi-
dziła, kiedy ją do czegoś zmuszano. Jon rzeczywiście nie
miał prawa tak z nią postępować. Z niecierpliwością [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl