[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Podniósł wzrok i na widok bladej twarzy syna
natychmiast pożałował ironicznych słów.
- Nie martw się. Będzie dobrze. Idz zobacz, czy
hałas nie obudził twojej siostry. Jeśli tak, uspokój
jÄ…, a potem przynieÅ› mi przeÅ›cieradÅ‚o z dolnej szu­
flady komody.
Kiedy chÅ‚opiec wszedÅ‚ do domu, do ganku zbli­
żyła się Amy. Cameron zmarszczył brwi.
- Teraz pani kolej?
Amy nie odpowiedziała na zaczepkę. Nachyliła
się i przyjrzała ranie.
- Lepiej sprowadzÄ™ doktora.
- Nie potrzebuję lekarza, tylko wyjaśnienia.
Postrzelono go na wÅ‚asnym podwórzu! Niedo­
rzeczna sytuacja. A może senny koszmar?
Amy Jordan wyprostowała się, oparła ręce na
biodrach i popatrzyła na niego z tak wyzywającą
minÄ…, że Cameron omal siÄ™ nie rozeÅ›miaÅ‚. Ma ko­
bieta tupet.
- Polly nie chciaÅ‚a pana postrzelić - oÅ›wiadczy­
ła. - Wystraszyłam ją, skradając się z tyłu. Potem
szczeniak...
- Co, do diabÅ‚a, pani i panna Sutherland robi­
cie na moim terenie, o tej porze? - warknÄ…Å‚ Haw-
ke, tracąc cierpliwość.
- Myślałyśmy, że to pan podbił oko Ashby'emu.
63
Przyszłyśmy sprawdzić, czy rzeczywiście nie umie
pan trzymać nerwów na wodzy. Prawdę mówiąc,
caÅ‚a ta scena wyglÄ…daÅ‚a bardzo podejrzanie z miej­
sca, z którego obserwowałyśmy...
- Co takiego? - Cameron próbował wstać, ale
tylko syknął z bólu i ku własnemu upokorzeniu
opadł z powrotem na deski. - Zledziły mnie panie?
Amy skinęła głową, nie zmieszana.
- Owszem. Powinien pan być zadowolony, że
Polly jest tak oddana swojej pracy i troszczy siÄ™
o uczniów. O pańskie dzieci.
Hawke zazgrzytał zębami.
- Proszę wybaczyć, ale nie jestem pod wrażeniem.
Amy potrząsnęła rudymi lokami.
- Może nie w tej chwili, ale wkrótce pan się
przekona, że Polly jest wyjątkową osobą. Założę
się o swojego najlepszego konia, - Nachyliła się
ku niemu. - Więc jak, zrobił to pan?
- Nie, nie podbiÅ‚em synowi oka! - odparÅ‚ Ca­
meron rozgniewany nie na żarty.
Nie mógł uwierzyć, że się tłumaczy. Gdyby nie
chęć pozbycia siÄ™ tych wÅ›cibskich bab, pozwoliÅ‚­
by im myÅ›leć, co chcÄ…! Bóg wie, co jeszcze wymy­
ślą, jeśli ich teraz nie przekona, że mówi prawdę.
Znowu będą węszyć!
- Więc kto go pobił? - nie ustępowała Amy.
- Jakiś starszy chłopak - rzucił Cameron przez
zaciÅ›niÄ™te zÄ™by. - Dlatego chciaÅ‚em udzielić syno­
wi paru lekcji samoobrony. - ZciszyÅ‚ gÅ‚os. - Wkro­
czyły panie na mój teren. Proszę go opuścić.
64
Amy już szykowaÅ‚a siÄ™ do ciÄ™tej riposty, ale po­
wstrzymaÅ‚ jÄ… jÄ™k przyjaciółki. ObejrzaÅ‚a siÄ™ za sie­
bie i zaraz wróciła spojrzeniem do Hawke'a.
- Jeszcze będzie pan zadowolony, że Polly jest
opiekuńcza.
Po tym zagadkowym stwierdzeniu kobieta od­
wróciła się na pięcie i ruszyła w stronę lasu. Gdy
Cameron zastanawiaÅ‚ siÄ™ nad jej ostatnimi sÅ‚o­
wami, po schodkach wbiegł Trusty i skoczył mu
na nogi.
Hawke odchylił głowę i zawył do księżyca.
5
Doktor Carey McGraw mieszkał samotnie dwie
przecznice od Main Street, w białym drewnianym
domu ze skrzynkami na kwiaty w oknach i wypie­
lęgnowanym trawnikiem.
Polly i Amy długo musiały łomotać do drzwi,
nim usłyszały kroki. Sąsiedzi już zaczęli zerkać
zza firanek.
- Dlaczego tak wczeÅ›nie poszedÅ‚ spać? - zdziwi­
Å‚a siÄ™ Polly.
Czuła się dziwnie. Całkiem zrozumiała reakcja.
Przecież postrzeliła...
Stłumiła jęk. Nie będzie o tym myśleć.
ChciaÅ‚a jeszcze raz zapukać, lecz Amy chwyci­
ła ją za rękę.
- Już idzie. Prawie całą noc spędził przy Patty
Bannerman. Było ciężko.
Carey zamrugaÅ‚ jak sowa na ich widok. MiaÅ‚ bo­
se stopy i przekrzywione szelki. Widać ubierał się
w pośpiechu.
- Polly! Amy! Coś się stało?
Wszyscy troje przyjaznili się od dzieciństwa.
Przez wiele lat Amy była zaręczona z Careyem.
Dopiero Polly zorientowała się, jak bardzo ci
66
dwoje do siebie nie pasują, i uchroniła ich przed
popełnieniem wielkiego błędu.
- Chyba nie...
- Nie, nie. Z dzieckiem wszystko w porzÄ…dku.
Amy odsunęła go na bok i weszÅ‚a do Å›rodka, po­
ciągając przyjaciółkę za sobą. Zamknęła drzwi.
Pod Polly uginały się kolana. Szybko podeszła
do najbliższego krzesła i usiadła.
Postrzeliła...
Nie!
- Polly, wyglądasz, jakbyś zaraz miała zemdleć.
Zatroskany Carey podał jej szklaneczkę brandy.
- Wypij to.
- Już raz zemdlała - oznajmiła Amy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl