[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzieje się na świecie? Cała ta jego wyprawa na Coronoke była zupełnie bez sensu.
Postanowił, \e pobędzie tu jeszcze jeden dzień, a potem ruszy w drogę powrotną do
domu.
No, mo\e zostanie tu dwa dni, ale nie dłu\ej. Miał przecie\ własne \ycie. I osobiste plany.
Najwy\szy czas rozejrzeć się za jakąś robotą. Byli piloci wojskowi, i to z wojennymi
kontuzjami, nie mieli pod tym względem dobrych perspektyw. Powinien jednak zająć się
czymś konkretnym. Nie dla pieniędzy. Nie były mu potrzebne. Przed laty poczynił parę
sensownych inwestycji przynoszących zysk. Miał zwyczaj \yć bardzo skromnie. Nie musiał
dłu\ej zaspokajać stałych potrzeb finansowych wymagającej i ekstrawaganckiej \ony.
Problem polegał na tym, \e nie potrafił \yć bezczynnie. Rodzina miała dość jego ciągłego
komenderowania i miotania się po domu. Musiał wiec stworzyć sobie nową egzystencję.
Ale jaką? Rich Keegan zastanawiał się właśnie, jakie perspektywy ma
czterdziestodwuletni mę\czyzna nie będący w kwitnącej kondycji fizycznej, bez konkretnego
zawodu, kiedy niezwykle silny podmuch wiatru uderzył w stary dom. Zaskrzypiały krokwie.
Lunął ulewny deszcz. Smagany wiatrem, bił o ściany.
Rich podciągnął pod brodę cię\ką kołdrę. Nagle na policzek spadła mu kropla wody.
Następne pociekły sznurkiem do ucha.
O rany! jęknął głośno. Przecieka dach!
ROZDZIAA TRZECI
Gdy Maudie zapukała i weszła do środka, Rich siedział na stołku w kącie pokoju
przykryty najsuchszą z trzech mokrych kołder.
Mam nadzieję, \e sprowadziła pani łódz ratunkową warknął ponurym głosem.
Przykro mi. Kiedy pada, Ann Mary przenosi się do mojego pokoju.
Jeśli to zaproszenie...
Nie. Zapomniałam, \e wyniosłam jej łó\ko, \eby zreperować zapadającą się pod nim
podłogę. Poło\y się pan na tapczanie?
Na drzwiach czy na miękkim?
Jak pan woli. Maudie dr\ała lekko, lecz wyglądała na opanowaną. Jej kamienny
spokój do \ywego ugodził Richa. Padające zza pleców kobiety światło ze słabej \arówki
tworzyło wokół jej włosów lekką aureolę.
Wybieram drzwi poło\one na tapczanie. Tylko na tyle panią stać? zapytał cierpkim
głosem.
Pułkowniku, oferuję panu suche miejsce do spania. Mo\e pan z niego skorzystać lub
nie. Tak przemawia do poddanego wielka księ\na Coronoke, nie bez podziwu pomyślał Rich.
Moja wdzięczność jest bez granic, madame.
Całkiem niepotrzebnie. Przecie\ twierdzi pan, \e to pański dach.
Sądziłem, \e sprawa jest wyjaśniona. Nie dowierza mi pani?
Wierzę, \e nosi pan nazwisko Keegan. Ale to wcale nie oznacza, \e pochodzi pan z tych
Keeganów, którzy zbudowali ten dom myśliwski. Trofeum Keegana.
Rich przypominał teraz Maudie du\ego, dzikiego kota.
Co się stało, \e pani tak szybko zmieniła pogląd na tę sprawę? zapytał.
Jeszcze nie zdą\yłam go sobie wyrobić.
Przecie\ wzięła mnie pani do siebie.
Nie mogłam dopuścić do tego, \eby le\ał pan na piasku i krwią zalewał moją wyspę.
Uśmiech Mony Lizy był niczym w porównaniu z uśmiechem Maudie Winter s!
Do diabła, wcale nie krwawiłem! wybuchnął. Uniosła brwi. Opanowanie dawało jej
przewagę nad gościem.
Nie?
Rich zaklął. Zacisnął pięść w bezsilnej złości. Mimo woli puścił kołdrę, która zaczęła się
z niego zsuwać. Przytrzymał ją i zaczął znowu przeklinać.
Powtarza się pan, pułkowniku. Sądziłam, \e był pan w wojsku na tyle długo, aby
opanować bogatsze słownictwo. Chce pan spać na tapczanie czy nie?
Nie odpowiedział, więc Maudie wróciła do saloniku, który słu\ył jej tak\e za kuchnię,
jadalnię, warsztat i pracownię malarską. Miała świadomość, \e sama wygląda okropnie.
Wiedziała, \e spod starego, zniszczonego szlafroka wystaję dół flanelowej, kwiecistej koszuli
nocnej. Wyprostowała się z wysiłkiem. Jej ojciec mawiał zawsze, \e godność człowieka
uzewnętrznia postawa, a nie jego wzrost.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]