[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Roześmiała się ostro i nieprzyjemnie. - Sprawiasz wrażenie zbyt pruderyjnej na takie
zabawy.
Tallie przeszedł zimny dreszcz.
- Nie mam pojęcia, o co pani chodzi.
- Odświeżę ci pamięć.
Sonia sięgnęła do dużej, zamszowej torby i wyciągnęła opasłą teczkę, którą umie-
ściła na stoliku pomiędzy nimi.
- Tu jest wszystko, czarno na białym. Ze szczegółami. Zdradz mi coś. - Intymnie
zniżyła głos. - To był twój pomysł, żeby cię związać, czy jego?
Tallie patrzyła na teczkę w śmiertelnym przerażeniu. To był jej pierwszy tekst za-
wierający scenę gwałtu, ten sam, który Alice Morgan miała zniszczyć. Jednak w jakiś
sposób trafił do rąk Soni.
- Skąd...? - spytała zduszonym głosem.
- Z biura twojej agentki. Przysłano mi kurierem. To podobno najnowsza wersja,
naprawdę fascynująca, zwłaszcza ostatni rozdział. Czy Mark wie, że opis jego nieco-
dziennych skłonności pojawi się w druku, czy zamierzasz zrobić mu niespodziankę?
R
L
T
- To fikcja - rzuciła Tallie nerwowo. - Wymyśliłam to. Wszystko po kolei.
- Chyba jednak nie wszystko. Hugo Cantrell to cały Mark, łącznie z tymi charakte-
rystycznymi bliznami. Skoro to nie jest fikcja, dlaczego reszta miałaby nią być?
Tallie usiłowała zapanować nad głosem.
- Powinna pani wiedzieć, że Mark nigdy by się tak nie zachował.
Sonia z uśmiechem rozparła się na sofie.
- Wiem tylko, że nie zrobił tego w stosunku do mnie, ale też nigdy nie postrzegał
mnie jako ofiary. Może w tym leży różnica.
- Jest pani obrzydliwa i godna pogardy - powiedziała Tallie ze spokojem.
- A ty jesteś Królewną Znieżką, jak przypuszczam. Tylko że jej nigdy nie podano
do sądu o zniesławienie.
- O czym pani mówi?
- O reakcji Marka, kiedy ten śmieć zostanie upubliczniony.
- To się nie stanie - powiedziała Tallie z rozpaczą. - Zmieniłam wszystko. Hugo
Cantrell jest teraz głównym bohaterem. Tamten epizod został wymazany.
- Wymazany? - powtórzyła Sonia. - Skoro ja to czytałam, to inni też mogą.
- Nikt już tego nie przeczyta - upierała się Tallie. - To tylko kopia.
Sonia powoli potrząsnęła głową.
- To była kopia. Znam przynajmniej kilka tabloidów, które z przyjemnością obrzu-
cą wielkiego Marka Benedicta błotem.
- Marka? - Tallie patrzyła na nią oczami wielkimi jak spodki. - A cóż on ich może
obchodzić?
Sonia obserwowała ją przez chwilę, a potem wybuchnęła śmiechem.
- Cóż, najwyrazniej Mark coś przed tobą ukrył. To podupadłe mieszkanie nie jest z
pewnością odpowiednim lokum dla multimiliardera, ale należało do jego matki i Mark
ma do niego sentyment, Bóg jeden wie, dlaczego. - Wzruszyła ramionami. - Mark nie
chwali się swoimi pieniędzmi, a w stosunku do podwładnych zachowuje się jak kolega, a
nie szef. Właściwie można go nazwać filantropem, choć nieustannie temu zaprzecza, bo
nie znosi reklamy. W dość niegrzecznej formie zabronił nazywania go bohaterem po po-
wrocie z Bulezy. Wyobraz sobie, jak się będzie czuł jako bohater ohydnego seks skanda-
R
L
T
lu, wykreowany na bogacza, który zgwałcił swoją kucharkę, niewinną dziewczynę, przy-
garniętą z ulicy, która wzięła na nim odwet, opisując całą historię ze szczegółami w ta-
nim romansidle.
- Ale w tym nie ma ani słowa prawdy - powiedziała Tallie lodowato. - I ja to po-
wiem.
Sonia znów się roześmiała.
- Och, ty powiedziałaś już za dużo, moje dziecko. - Postukała w wydruk karmino-
wym paznokciem. - Wszystko jest tutaj. Nawet gdyby Mark zatrudnił swoich najlepszych
prawników, nie zdoła zapobiec szkodom. Niektórzy ludzie rzeczywiście uwierzą, ktoś się
zdziwi, ktoś parsknie śmiechem. Naprawdę jestem ciekawa, która reakcja zaboli go naj-
bardziej. A jeszcze bardziej tego, jak się zachowa wobec ciebie. Nigdy ci nie wybaczy,
że naruszyłaś jego cenną prywatność, zniszczyłaś reputację i naraziłaś go na śmieszność.
Jeżeli myślisz inaczej, to go nie znasz i nie ma znaczenia, co jesteś gotowa wyprawiać z
nim w łóżku. Być może wytoczy ci sprawę, a wtedy lepiej, żeby twoja rodzina miała pie-
niądze, bo odszkodowanie może być wysokie. A jeżeli nie zechce wystąpić jako bohater
w nowej wersji twoich wypocin, z pewnością zdoła zablokować ich publikację. Wtedy
nigdy nie znajdziesz wydawcy, a twoja agentka nie będzie zachwycona, kiedy się dowie,
że opisałaś żywą osobę. - Westchnęła z zadowoleniem. - Coś czarno widzę zarówno twój
romans, jak i twoją karierę. Chyba się ze mną zgodzisz?
R
L
T
ROZDZIAA DWUNASTY
- Chcesz odebrać swój tekst? - powtórzyła zdumiona Alice Morgan. - Ale dlacze-
go, moje drogie dziecko?
Tallie wpatrywała się w swoje dłonie, złożone na kolanach, obciągniętych kremo-
wą spódniczką. Do tej pory unikała noszenia ubrania kupionego jej przez Marka, ale przy
tej szczególnej okazji chciała wyglądać poważnie.
- Już podjęłam decyzję - powiedziała cicho. - Rezygnuję z kariery pisarskiej, więc
nie będzie następnej książki.
- Ależ tak bardzo tego chciałaś - dziwiła się pani Morgan. - I naprawdę jesteś uta-
lentowana. Doskonale się bawiłam przy tej lekturze. Jesteś pewna, że to nie chwilowe
zniechęcenie, teraz, kiedy książka została już ukończona? A może się obawiasz, że nikt
jej nie zechce? Jeżeli tak, to niepotrzebnie. Mam już dwóch zainteresowanych wydaw-
ców, trzeci będzie dzwonił dziś wieczorem. Może nawet urządzimy licytację.
Tallie wstrząsnął dreszcz.
- Proszę to powstrzymać. Nie mogę pozwolić, by do tego doszło.
Bardzo się bała, że Mark mógłby zrobić to, co sugerowała Sonia, i podjąć jakieś
kroki prawne, których możliwe skutki ścigały ją w koszmarach sennych.
Pani Morgan westchnęła.
- Wolałabym, żebyś mi powiedziała, o co w tym wszystkim chodzi. Z pewnością
dałybyśmy sobie z tym radę.
I ja chciałbym móc powiedzieć, myślała Tallie ze smutkiem, ale nie mogę. Jeżeli
nie chcę zobaczyć nazwiska Marka w brukowcach, muszę przestrzegać warunków umo-
wy zawartej z Sonią. Mogłam zrujnować mu życie i uczynić obiektem kpin, więc raczej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl