[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znajdzie dla nich cel.
Mijały pory roku, płynęły lata. Niewiele się zmieniało. Elyssa przychodziła
co jakiś czas spotkać się z nim o świcie. Zdarzało się to może co kilka dni, może
co tydzień, a może co miesiąc. Mówiła mu, że jest jej jedynym przyjacielem; on
wiedział, że za jedynego przyjaciela ma ją.
Spotkań tych wyglądał zawsze z niecierpliwością. Był zawiedziony, kiedy się
nie zjawiała, przygnębiony, kiedy przychodziła pora rozstania.
Pewnego razu wspomniała o uczcie wydanej we dworze na cześć dziedzica
sąsiedniego majątku. Kiedy Konrad opowiedział jej, co sam w tym czasie jadł,
przeraziła się i nie kryła obrzydzenia.
Od tamtej pory często przynosiła mu na spotkania paczkę z żywnością
słodkie delicje, jakich nigdy dotąd nie kosztował, smakowicie przyprawione mięsa
i pyszne pasztety.
Czasem wydaje mi się, że nad moje towarzystwo przedkładasz posiłek
żartowała często.
To prawda przyznał.
Przez kilka pierwszych minut każdego spotkania niewiele się odzywał; zbyt
był pochłonięty jedzeniem.
Rozmawiali ze sobą, bo żadne nie miało nikogo innego, z kim mogłoby szcze-
rze pogawędzić, a poza tym znali się prawie od dziecka. Konrad z każdym mie-
siącem stawał się wyższy, wyrastał z chłopca na mężczyznę.
Elyssa była jak na dziewczynę wysoka, lecz wzrostem nie dorównywała Kon-
radowi. Zachowała dziewczęcą smukłość, ale zaokrągliła się tu i ówdzie, przeista-
czając w kobietę.
Ilekroć się spotykali, Konrad odwlekał swój powrót z uzbieranym drewnem
do wsi. Ryzykował narażenie się na gniew swego pana, byleby tylko pobyć z nią
dłużej. Czasami zdarzało mu się nawet wracać z pustymi rękami.
Pewnego poranka, kiedy karczmarz, złorzecząc, łoił mu skórę za to, że nie
przyniósł ani jednego patyka, Konrada zdumiał wyraz jego twarzy. Myślał za-
wsze, że pan go nienawidzi, ale to, co ujrzał wtedy w jego oczach, nie było niena-
wiścią to był strach.
21
Od tamtego dnia Konrad przestał się bać karczmarza. Szersze, silniejsze plecy
chłopaka lepiej znosiły razy bykowca Brandenheimera, i regularna chłosta stawała
się rutynowym, nic nie znaczącym obrządkiem.
Konrad wiedział, że jego życie nie zawsze będzie takie. %7łe w przyszłości się
odmieni. Nie był w stanie przewidzieć, co do tego doprowadzi, ale nie miał wąt-
pliwości, że coś się wydarzy. Może nie tak szybko, jeszcze nie w tym roku, może
nawet nie w przyszłym, ale był przekonany, że wszystko się zmieni.
Pytałam o ciebie ojca oznajmiła Elyssa.
Bez względu na porę roku Elyssa zawsze przyjeżdżała w opończy. Rozpo-
ścierała ją na ziemi, żeby nie pobrudzić ziemią i nie zaplamić trawą odzienia.
Aachmanom Konrada brud i plamy nie były straszne.
Ale był Vorgeheim, środek lata, i oboje nic na sobie nie mieli. Przed chwilą
kąpali się w rzece, a teraz suszyli nagie ciała w porannym słońcu.
Konrad położył łuk obok siebie. Sięgnięcie po niego, nałożenie strzały na cię-
ciwę i napięcie nie zajęłoby mu więcej jak dwie sekundy. Ale latem wałęsało się
mniej zwierzołaków i od kilku miesięcy żadnego w okolicy nie wyczuł.
Konrad wlepił wzrok w Elyssę, która rozczesywała długie, czarne włosy.
O co go pytałaś? wykrztusił z napięciem w głosie.
Kim jesteś odparła.
Serce zabiło mu żywiej, zupełnie jakby wyczuł krwiożerczego drapieżcę, skra-
dającego się wśród gęstwiny. Chwycił odruchowo za rękojeść noża i ścisnął ją
mocno.
Zerknęła na niego z uśmiechem. Był to uśmiech przekorny. Elyssa miała już
taką wadę. Potrafiła być bardzo kapryśna, nastroje zmieniały jej się bez żadnego
widocznego powodu. Bywało, że przejechawszy już przez most, zawracała konia
i oddalała się z powrotem do wsi, nawet nie spojrzawszy na Konrada; bywało, że
nie przywiozła ze sobą prowiantu i nie raczyła nawet wyjaśnić dlaczego; bywało,
że nie odezwała się słowem, kiedy byli razem.
Nie znasz swojej przeszłości powiedziała. Ale pomyślałam sobie,
że mój ojciec powinien coś wiedzieć. On wie o wszystkim, co dzieje się w tej
dolinie. Przyglądała się przez chwilę Konradowi, po czym dorzuciła: No,
może z małymi wyjątkami.
Serce waliło mu jak młotem, krew pulsowała w żyłach. Biły na niego siódme
poty. Oddałby wszystko, żeby się dowiedzieć, co odkryła Elyssa, a zarazem nie
chciał tego słyszeć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]