[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Może nie przyszło ci to do głowy, ale obecna
sytuacja jest dla mnie zródÅ‚em wielkiego upoko­
rzenia.
- Czemu miałabyś się czuć upokorzona?
- Wszyscy mówią, że jesteś taki inteligentny,
więc sam się domyśl.
284 LUCY MONROE
W tym momencie Theo chwycił ją za bluzkę,
podciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ i stanÄ…Å‚ przy niej.
Odwróciła się do synka.
- Wkrótce będziesz chodził, prawda?
- A wtedy już na pewno wejdzie nam na głowę
- rzucił żartobliwie Aristides.
Zaśmiała się nie całkiem szczerze.
- Rzeczywiście rozsadza go energia.
- Nie wyobrażam sobie posiadania dwojga dzie­
ci, jak Sebastian i Rachel - oświadczył Aristides.
- W każdym razie jeszcze nie teraz.
Eden znów zesztywniała.
- Zawsze mówiłeś, że pragniesz mieć pół tuzina
dzieciaków.
- Owszem, ale w odpowiednich odstępach czasu.
Eden drżącymi rÄ™kami zaÅ‚ożyÅ‚a diamentowe kol­
czyki. Wybierała się na randkę z własnym mężem,
a była bardziej zdenerwowana niż nastolatka przed
pierwszym szkolnym balem.
Aristides zamierza zwolnić Kassandrę!
To nie mieściło się Eden w głowie. Kiedy dawniej
krytykowaÅ‚a jego osobistÄ… asystentkÄ™, zawsze stano­
wczo jej bronił, a teraz postanowił ją wylać - tylko
dlatego, że skłamała. Eden chciałaby wiedzieć, czy
powodowało nim to, że Kassandra ją zraniła, czy też
jedynie fakt, że na kÅ‚amcy nie można polegać w pra­
cy. Miała nadzieję, że ten pierwszy powód odegrał
przynajmniej niewielkÄ… rolÄ™.
W każdym razie ta podła jędza zostanie wyrzuco-
WIGILIJNA NIESPODZIANKA 285
na, a Aristides dowiódÅ‚, że naprawdÄ™ chce odbudo­
wać ich zwiÄ…zek. To wiÄ™cej, niż Eden zdoÅ‚aÅ‚a osiÄ…g­
nąć przez ponad rok małżeństwa. Wprawdzie Kas-
sandra prawdopodobnie bÄ™dzie usiÅ‚owaÅ‚a siÄ™ wykrÄ™­
cić i odwrócić kota ogonem, ale Eden nie zamierzała
się tym przejmować. Aristides jest zbyt bystry, aby
dać się oszukać tej kobiecie.
Zajęła siÄ™ z powrotem przygotowaniami do ran­
dki, ale kiedy nakładała tusz na rzęsy, poraziła ją
nagła myśl. Jeśli Aristides przypomni sobie ją i ich
wspólnÄ… przeszÅ‚ość, czy znów nie zacznie zachowy­
wać siÄ™ tak jak przed wypadkiem? Czy ich małżeÅ„st­
wo ponownie zejdzie na drugi plan, ustępując przed
pracÄ…?
Wolałaby już raczej pozostać zapomnianą żoną.
Aristides zabrał ją do ich ulubionej restauracji.
Bez względu na to, skąd się o niej dowiedział, Eden
doceniła jego starania.
Gdy usiedli przy swoim staÅ‚ym stoliku, uÅ›miech­
nęła się do męża.
- Dziękuję, że mnie tu przyprowadziłeś.
Sięgnął przez stół i ujął ją za rękę.
- Może po prostu lubię sprawiać ci przyjemność.
- WiÄ™c dlaczego zostawiaÅ‚eÅ› mnie podczas swo­
ich licznych podróży? - spytaÅ‚a z urazÄ…, lecz natych­
miast się zreflektowała. Przecież wskutek zaniku
pamięci Aristides nie potrafi na to odpowiedzieć.
JeÅ›li nie bÄ™dzie uważaÅ‚a, ich bolesna przeszÅ‚ość zni­
szczy cudowną terazniejszość.
286 LUCY MONROE
Jednak mąż nie wydawaÅ‚ siÄ™ zirytowany jej pyta­
niem i odparł ze spokojną miną:
- Nie wiem. W Nowym Jorku powiedziałaś, że
nie byłem przygotowany do ożenku, i być może
miaÅ‚aÅ› racjÄ™. W każdym razie obecnie jestem zado­
wolony z naszego małżeństwa.
- Czy to znaczy, że nie będziesz już tak dużo
podróżował?
- Nie chcę rozstawać się na długo z tobą i Theo.
Nie byÅ‚a to odpowiedz wprost, jednakże obiecy­
wała o wiele więcej niż wszystkie dotychczasowe.
Tylko jak mógł być teraz zadowolony z małżeństwa,
skoro dawniej tak uparcie broniÅ‚ emocjonalnej nieza­
leżnoÅ›ci? Czy ujrzaÅ‚ w swojej żonie coÅ›, czego przed­
tem nie dostrzegał?
- WyglÄ…dasz na zatroskanÄ…, yineka mou. Po­
wiedz, co ciÄ™ trapi. Mam nadziejÄ™, że nie perspek­
tywa spędzania czasu ze mną? - zapytał żartobliwie.
- Nazwałeś mnie  swoją kobietą", a przecież
wczeÅ›niej powiedziaÅ‚eÅ›, że nie czujesz, bym do cie­
bie należała... że nie czujesz się moim mężem.
- Spaliśmy ze sobą - odrzekł, jakby to wszystko
wyjaśniało... i może dla niego istotnie tak było.
Mężczyzni bywajÄ… niekiedy tacy proÅ›ci i grubo­
skórni, a Aristides pomimo całej swej inteligencji
miał wiele pierwotnych cech.
- Ale nie odpowiedziaÅ‚aÅ› na moje pytanie - ciÄ…g­
nÄ…Å‚. - Co ciÄ™ martwi?
- Co będzie, jeśli się zmienisz?
- Dlaczego miałbym się zmienić? - spytał, a kie-
WIGILIJNA NIESPODZIANKA 287
dy Eden wyjaÅ›niÅ‚a mu swoje wÄ…tpliwoÅ›ci, zmarsz­
czył brwi. - Poznałem cię już lepiej, niż sądzisz,
i wiem, że nie masz żadnych wad.
- Skąd możesz być tego pewien?
- Ponieważ od chwili przebudzenia ze śpiączki
szukałem ich w tobie i nie znalazłem. Odkryłem tylko
kobietę, z której mogę być dumny jako z mojej żony.
Nigdy nie zmieniÄ™ o tobie zdania.
Miała nadzieję, że mówi prawdę, ponieważ serce
chyba pękłoby jej z żalu, gdyby ich małżeństwo
miaÅ‚o powrócić do tego, czym byÅ‚o przed wypad­
kiem.
Ale jeżeli obawy Aristida się sprawdzą i już nigdy
nie odzyska pamięci, czy powinna powiedzieć mu
o swojej ciąży? Była pewna, że nie, i w głębi duszy
wcale tego nie chciała. Pragnęła się upewnić, że tym
razem zostanie przy niej ze względu na nią samą,
a nie jedynie dla dobra dziecka.
Poza tym wątpiła, czy obecnie ucieszyłby się z tej
wiadomości tak, jak poprzednio. Była pewna, że
półtoraroczny okres nie jest  odpowiednim odstępem
czasu".
Z drugiej strony, nie mogÅ‚a przywiÄ…zywać przesa­
dnego znaczenia do uwagi rzuconej przez niego
mimochodem, bez wiedzy o zbliżajÄ…cym siÄ™ powtór­
nym ojcostwie. W gruncie rzeczy przecież uwielbiał
być tatą.
A przynajmniej taką miała nadzieję.
Kiedy do stolika przyniesiono zamówione przez
288 LUCY MONROE
Aristida róże, Eden westchnęła cicho, a potem wlepi­
ła wzrok w umieszczone pośród nich pudełeczko od
jubilera.
- Otwórz - polecił jej mąż.
Otworzyła drżącymi palcami i znów westchnęła;
tym razem zabrzmiało to niemal jak szloch.
- Jest piękny - wyszeptała.
Kupił ten rocznicowy pierścionek rano, kiedy
Eden wyszÅ‚a na zakupy, a potem wysÅ‚aÅ‚ do kwiacia­
rni, aby umieszczono go w bukiecie.
Nie miaÅ‚ pojÄ™cia, co wczeÅ›niej zamierzaÅ‚ podaro­
wać żonie. Przejrzał swój terminarz, lecz nie znalazł
żadnej notki na ten temat. Kassandra prawdopodob­
nie wiedziała, ale nie ufał już swej asystentce. Nie
rozumiał, co sprawiło, że ta długoletnia przyjaciółka,
którą uważał niemal za członka rodziny, zwróciła się
przeciwko jego żonie, ale był pewien, że nie została
przez niÄ… sprowokowana.
- Pasuje? - spytał.
WÅ‚ożyÅ‚a diamentowy pierÅ›cionek na palec i kiw­
nęła głową. Usta drżały jej ze wzruszenia, a oczy się
zaszkliÅ‚y. WyciÄ…gnęła rÄ™kÄ™, by przyjrzeć siÄ™ z po­
dziwem tej rocznicowej obrÄ…czce.
- Jest naprawdę cudowny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl