[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przypadkowo poznawanych osób.
Inteligentna, silna, pogodna, serdeczna. A także piękna. Czego więcej można
wymagać od kobiety? To znaczy od partnerki z drużyny. Ale z każdym kolejnym
dniem coraz trudniej było mu ignorować budzące się wobec Millie uczucia.
Rozejrzał się wokół i po raz kolejny uderzył go kontrast między urodą tego
miasta a widoczną w różnych miejscach biedą. Poczuł wyrzuty sumienia. Zawsze
92
S
R
mu się wydawało, że to on ma niewiele. Nieustająco pragnął więcej, a tymczasem ci
ludzie nie mieli prawie nic.
Jego uwagę przykuł mały chłopiec sprzedający na ulicy sztuczne kwiaty. Miał
na sobie za krótkie spodnie i za dużą marynarkę. Trzymał w rękach wiadro kwiatów
zrobionych z jakiejś blachy i pomalowanych na jaskrawe kolory. Proponował je
wszystkim przechodniom. Nikt nie reagował, ale chłopiec nie rezygnował.
Jace obserwował go przez chwilę.
- Może kwiatek, proszę pana? - rzucił chłopiec.
- Ile za niego chcesz?
- A ile pan da?
Jace wręczył mu resztki pieniędzy, które zostały mu w kieszeni. Oczy chłopca
rozszerzyły się z radości.
- W porządku. - Z szerokim uśmiechem wyciągnął rękę z kwiatkiem. - Dzięki.
Jace podszedł do Millie.
- Proszę, to dla ciebie.
- Dziękuję. - Oczy jej zwilgotniały.
Wzruszył ramionami, nie wiedząc, jak się zachować.
- Przecież to nic takiego.
- Nie chodzi mi o kwiatek. Jace przestąpił z nogi na nogę.
- Wiesz już, gdzie mamy iść?
- Nie zmieniaj tematu. To, co właśnie zrobiłeś...
- Każdy by tak postąpił na moim miejscu.
- Nie każdy.
Patrzyła na niego tak, jakby prześwietlała go na wylot. Wcale mu się to nie
podobało. Czuł się obnażony i bezbronny. Cofnął się, żeby przywrócić dystans
między nimi.
- Nie będziesz taka zadowolona, kiedy ci powiem, że oddałem mu mnóstwo
naszych pieniędzy.
93
S
R
- W ogóle mi to nie przeszkadza - powiedziała z uśmiechem.
Wiedział, że to prawda. Inna kobieta być może miałaby mu to za złe, ale nie
Millie. Prędzej sama by głodowała, niż pozwoliła, by jakieś dziecko nie dostało
jedzenia. Tak wiele była gotowa zrobić dla uczniów.
- Jace...
- To żaden wyczyn - powtórzył, czując się trochę jak oszust. - Po prostu ten
chłopiec przypominał mi kogoś.
Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę.
- Ciebie.
- Lepiej poszukajmy następnej wskazówki.
Wskazówka czekająca na nich na Robben Island kazała im jechać do winnicy
w Stellenbosch. Nie wiedzieli, czy będzie tam punkt kontrolny i koniec etapu, czy
kolejne zadanie. Jace prowadził samochód lewą stroną szosy wijącej się wśród
wzgórz porośniętych winoroślą. Millie trzymała w dłoni kwiatek, który od niego
dostała. Zrobiony był z metalu, ale dla niej pachniał najpiękniej na całym świecie.
Samochód zjechał na prawą stronę.
- Trzymaj się lewej - przypomniała Jace'owi.
- Dzięki, Piegusku. Następnym razem ty prowadzisz, Poczuła wzruszenie.
- Dobrze.
W ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin tyle się o nim dowiedziała. W
całej układance brakowało jeszcze wielu elementów, ale miała wrażenie, że stali się
sobie bliżsi. Jace zahamował przed winnicą i wysiadł z samochodu.
- Widzę skrzynkę z instrukcjami
Millie wygramoliła się z tylnego siedzenia. Ryan był tuż za nią.
Wyjęła torebkę z pudełka i otworzyła. W środku była kartka z zadaniem.
 Witajcie w Stellenbosch. Republika Południowej Afryki to ósmy największy
producent wina na świecie. Co roku wytwarza się tu ponad miliard litrów. Waszym
zadaniem będzie dziś pomoc właścicielowi winnicy. Musicie udeptać tyle winogron,
94
S
R
żeby wyciśnięty sok wypełnił całą skrzynkę butelek. Dopiero wtedy dostaniecie
kolejną wskazówkę. Powodzenia!"
Millie zdjęła buty i skarpetki, umyła stopy i weszła do kadzi. Winogrona
pękały pod jej ciężarem. Wokół unosił się słodki zapach. Po chwili Jace dołączył do
niej.
- Fajna zabawa.
Millie maszerowała energicznie w miejscu, unosząc wysoko kolana.
- Zupełnie jak w jakiejś winnicy w Toskanii.
- Byłaś kiedyś w Toskanii?
- Jeszcze nie, ale bardzo bym chciała tam pojechać.
- Ciao, bella.
- Grazie - odpowiedziała wesoło.
- Buongiorno.
Usiłowała przypomnieć sobie kolejne słowo.
- Arrivederci.
- Na tym kończy się moja znajomość włoskiego.
- Moja też. Chyba że będziemy wymieniać nazwy potraw z makaronu albo
smaki lodów.
- Lodów? A jaki jest twój ulubiony?
- Chyba bacio.
- A co to takiego?
- Czekoladowe z orzechami - odpowiedziała. - Poza tym lubię stracciatellę.
To takie z kawałeczkami czekolady.
- A ja już myślałem, że płynnie mówisz po włosku. - Jace rzucił w nią
winogronami.
- Uważaj! Liczy się każda kropla soku.
95
S
R
Jace też się śmiał. Millie zdała sobie sprawę, że on nie jest żadnym
królewiczem z bajki. Ani Rikiem Suave. Ani też bezdusznym panem młodym. Jace
Westfall robi po prostu, co może, żeby odciąć się od przeszłości.
W winnicy pojawiła się drużyna czerwonych. Wyścig znów się rozpoczął.
Czerwoni szybko odrabiali straty.
- Ile już mamy? - spytała Millie.
- Jedenaście butelek.
- Czyli musimy wygnieść jeszcze jedną.
- Koniec! - krzyknął Lou, wyskakując z Karen z kadzi.
- Do diabła! - zaklął Jace.
Millie uspokajająco dotknęła jego ramienia.
- Jeszcze tylko trochę.
Po chwili ostatnia butelka wypełniła się sokiem, a wtedy właściciel winnicy
wręczył Jace'owi torebkę ze wskazówką. Jace rozerwał ją niecierpliwie.  Punkt
kontrolny i koniec etapu"
Po nogach ciekł im winogronowy sok. Wytarli go pospiesznie ręcznikiem,
włożyli buty i skarpetki i ruszyli biegiem. Lou i Karen starali się jak mogli, ale
kiedy droga skręciła stromo pod górę, zostali w tyle.
- Udało się! - Jace pierwszy wskoczył na matę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl