[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyczekująco. Dylan spróbował spojrzeć na łańcu-
szek wydarzeń z jej perspektywy, po czym odpowie-
dział:
 Nie wiem.
Zmarszczyła brwi.
 Myślisz, że mu pomogłeś?
Uniósł rąbek jej szlafroczka. Tylko tyle, by widzieć
złocistą kępkę.
 Trudno powiedzieć. Byłem żółtodziobem, który
dopiero co napisał doktorat na temat seksualnych
zachowań ludzi, gdy ten facet, na tyle stary, że mógłby
152 Tori Carrington
być moim ojcem, udowodnił mi, że nic nie wiem,
i zmieszał moje poglądy z błotem. Tak, jak ty teraz.
Położyła mu dłoń na piersi.
 Przesadzasz.
 Czyżby?  Odruchowo złapał ją za rękę.  W na-
stępnym semestrze przeniósł się na inną uczelnię. A ja
pomyślałem tylko ,,dzięki Bogu  . Nasze sesje... wypeł-
niała moja głęboka wiara, że jego rozwiązłość można
łatwo wytłumaczyć. Wiesz, kryzys wieku średniego,
zmiany co siedem lat i takie tam. Nieważne, że był
żonaty od dwudziestu lat, mieli córkę na studiach.
Przekonałem siebie, że jest nie bardziej uzależniony od
seksu niż ja. Lecz on mi w kółko powtarzał, że nic nie
może na to poradzić. Wystarczyło, że uśmiechnęła się
do niego ładna dziewczyna, a z miejsca decydował, że
się z nią prześpi.  Skrzywił się.  Przysięgał, że po
fakcie nie czuje się z tym za dobrze. Lecz wystarczyło,
żeby kolejna studentka się do niego uśmiechnęła,
i wszystko zaczynało się od nowa. Był... nienasycony.
Takiego określenia używał. Jeśli seks był w zasięgu ręki,
musiał go zaznać.
Dłoń Grace znieruchomiała w jego uścisku.
 Udało ci się dotrzeć do jakichś ukrytych prob-
lemów? Jakieś zdarzenie z dzieciństwa? Seksualne lub
psychiczne maltretowanie? Fanatycznie religijni rodzi-
ce? Albo wręcz przeciwnie, seksualnie wyzwoleni?
Ze zdziwieniem stwierdził, że szczerzy do niej zęby
w uśmiechu.
 Takie pytania, pani doktor? Spodziewałbym się,
że powiesz coś w rodzaju: ,,Może facet po prostu lubił
seks  .
Wyrwała rękę.
 Bardzo śmieszne, doktorze Dylanie. Jestem cieka-
wa, bo nigdy nie natknęłam się na prawdziwego
Seksualne safari 153
nałogowca seksu. To wszystko.  Zciągnęła mocniej
pasek szlafroka.  Miewałam pacjentów, którzy twier-
dzili, że to uwielbiają, i przyklejali sobie etykietkę
nałogowców, ale to nie była prawda.
Podłożył sobie rękę pod głowę.
 Jacy są twoi pacjenci?
 Różni. Sfrustrowane gospodynie domowe narze-
kające na mężów, samotne kobiety robiące karierę,
których zdaniem mężczyzni nie są w stanie znieść
kobiet sukcesu o zdrowym apetycie seksualnym, męż-
czyzni, którzy szukają własnej tożsamości seksualnej.
 Uśmiechnęła się.  Wiesz, przeróżne świry, którym
trzeba porządnego bzykania z właściwą osobą, nieko-
niecznie płci przeciwnej.
Roześmiał się.
 Hm... świry. Czy to naukowy termin?
Zrobiła poważną minę i zapatrzyła się w dal.
 Najtrudniejsi są ci, którzy byli maltretowani
i próbując poradzić sobie ze szkodami, jakie im po-
czyniono, dążą przynajmniej do zbliżonego do normal-
ności życia seksualnego.
Przenikliwy dzwięk telefonu wyrwał ich oboje
z chmurnego zamyślenia. Spojrzeli na siebie.
Grace parsknęła śmiechem.
 Nie pamiętam, czyj to pokój. Twój czy mój?
 Twój.
Przechyliła się w stronę stolika nocnego i podniosła
słuchawkę.
 Halo?
Dylan odwrócił głowę. Zawarli milczącą umowę, że
będą trzymać swój związek w sekrecie. Jej matka
mogła coś podejrzewać, na pewno czegoś się domyślali
Rick i Tanja, ale na zewnątrz zachowywali się dwójka
zawodowców, których nie łączą osobiste więzy.
154 Tori Carrington
Grace odłożyła słuchawkę.
 To Tanja. Powiedziałam jej, że cię tu nie ma.
Gdybym cię gdzieś przypadkowo spotkała, to mam ci
przypomnieć o wykładzie za pół godziny.
Dylan nie zerwałby się z łóżka szybciej nawet gdyby
do niego strzelano. Wziął szybki prysznic, włożył
czysty garnitur, a gdy wyszedł z łazienki, zastał Grace
wciąż siedzącą w szlafroku na łóżku. Czytała jakieś
psychologiczne pismo. Miała przed sobą włączonego
laptopa i notes.
 Jesteś pewna, że nie chcesz iść?  zapytał.  Mog-
łabyś się dowiedzieć czegoś ciekawego.
Zerknęła na niego, nie podnosząc głowy.
 Ha, ha.  Zamknęła periodyk.  Nie, idz sam. To
twoja alma mater i twoje forum, a nie moje. W twee-
dowych marynarkach jest coś, na co zgrzytam zębami.
Zachichotał i rzucił w nią ręcznikiem, który zo-
stawiła na podłodze koło łóżka.
 Mówisz o moich szanownych kolegach.
 Dobrze, że o twoich, a nie moich.
Wciąż toczyli takie potyczki. Grace zmuszała go do
bycia cały czas w gotowości, co dodawało mu energii
i bawiło go. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl