[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zajmujemy się wyłącznie tobą.
Leżała na brzuchu, z twarzą wciśniętą w poduszkę.
Słyszała zmarznięte grudki śniegu uderzające o parapet,
lecz w pokoju hotelowym było im ciepło i przyjemnie.
Quinn usiadł na krawędzi łóżka tuż obok Kay.
Przesunął dłonią po plecach dziewczyny, lekko ją
pieszcząc. Miał ciepłe ręce, śliskie i pachnące od olejku
brzoskwiniowego.
Kay nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek
w życiu zaznała takich luksusów.
Jego dłonie zataczały coraz szersze kręgi, sunęły po
jej kręgosłupie do pośladków i głaskały je nieco moc-
niej, lecz równie przyjemnie.
Kay usiłowała się odwrócić, spojrzeć na Quinna,
przekonać się, o czym myśli, lecz on lekko ją popchnął
z powrotem.
– Jeszcze nie.
– Drań! – jęknęła.
– No, no. Nie musisz od razu mnie wyzywać
– roześmiał się. – Wkrótce będziesz mi dziękować.
– Strasznie jesteś pewny siebie, zauważyłeś? – wy-
cedziła przez zaciśnięte zęby.
– Nie mów, że o tym nie wiesz.
Jego ruchy się zmieniły, lecz nie ustały. Przesuwał
dłonią po jej plecach, aż poczuła, że lada chwila się
rozpuści.
Cudowne przebudzenie 179
– Odwróć się – rozkazał.
Z ogromnym trudem udało się jej zebrać energię,
aby wykonać polecenie.
Jego wielkie dłonie przesunęły się jej po szyi. Myśli
Kay podążały za jego rękami. W gardle coś zatrzepota-
ło, poczuła łaskotanie w dołku u zbiegu obojczyków.
Było jej jednocześnie gorąco i zimno, miękko i twardo.
Mieszały się w niej sprzeczne doznania.
Oddech ugrzązł w jej płucach, kiedy prawa dłoń
Quinna przesunęła się leniwie od biodra do lewej piersi.
Pogłaskał jej stwardniały sutek, a ona zatopiła zęby
w dolnej wardze, aby powstrzymać się od krzyku.
Przysunął się bliżej i dotknął jej piersi językiem, ssał ją,
lizał, pieścił.
Masował ją zarówno otwartą dłonią, jak i pięścią.
Kay podobało się i jedno, i drugie. Zataczał ręką koła,
przesuwał ją prosto, otwierał i zaciskał. Otwierał,
zaciskał. Zataczał koło, przesuwał prosto.
Wydawało się jej, że minęła wieczność, zanim
w końcu dotarł do jej pępka.
Poruszyła się niespokojnie, kiedy jego dłoń zatrzy-
mała się na brzuchu.
– Nie rób tego – wydyszała. – Mam łaskotki.
– To znaczy, że drzemie w tobie mnóstwo seksual-
nej energii. Musimy ją wyzwolić. Niech przebiegnie
przez cały twój organizm i wydostanie się na zewnątrz.
Pochylił się i przywarł ustami do jej pępka. Jego
włosy połyskiwały w świetle lampy na nocnym stoli-
ku. Jeszcze nikt dotąd nie całował Kay w pępek. Uznała
to za oszałamiająco erotyczną pieszczotę.
180
Lori Wilde
W następnej chwili ze zdumieniem stwierdziła, że
Quinn wyraźnie zmierza w dół.
Co zamierzał zrobić?
Jedną dłonią delikatnie rozchylił jej kolana.
– Nie ruszaj się – przykazał. – Nie patrz.
Zmrużyła oczy i poczuła, jak Quinn podnosi się
z łóżka. Po chwili wrócił. Usłyszała dźwięk przypomi-
nający otwieranie słoików. Lekko uniosła powiekę, aby
się przekonać, co się dzieje.
– Nie podglądaj.
– Co ty robisz?
– Leż i korzystaj z życia.
Usiłowała zagłębić się w poduszkę, odprężyć się,
lecz nie mogła się opędzić od ciekawskich myśli.
– Nie dam rady. Musisz mi powiedzieć, co tam
robisz.
– Bawię się w Michała Anioła. Zawsze marzyłem
o namalowaniu arcydzieła.
– Co? – zmarszczyła brwi.
– Cicho – szepnął, a Kay poczuła delikatne muś-
nięcie suchego pędzla na brwi.
W każdym miejscu, którego Quinn dotykał pędz-
lem, czuła ogień. Tymczasem mężczyzna przesuwał
narzędzie coraz niżej i niżej, ponownie zapoznając się
z tajnikami jej twarzy.
Brwi, powieki, policzki, nos, usta. Zatoczył krąg
wokół jednego ucha, potem drugiego, a wreszcie dotarł
do dolnej krawędzi mocno zarysowanej szczęki.
Wtedy odsunął pędzel, a gdy znowu nim dotknął jej
ciała, włosie było ciepłe i wilgotne.
Cudowne przebudzenie 181
– Co to? – zainteresowała się.
– Otwórz usta.
Rozchyliła wargi. Quinn się pochylił i upuścił na jej
język kroplę jakiejś substancji.
– Mhm. Czekoladowa farbka do ciała.
– Znakomicie.
Zamaszyście namalował grubą kreskę między jej
piersiami, docierając do brzucha. Z wrażenia przykur-
czyła palce u stóp. Quinn namalował coś wokół jej
pępka.
– Co to? – spytał.
– Serce. – Uśmiechnęła się szeroko.
– A to?
Wyczuła, jak Quinn maluje litery: K-A-Y.
– Moje imię.
Sięgnął po cieńszy pędzel i zatoczył nim kręgi wokół
jej sutków.
– Tak – westchnął triumfalnie. – Uwielbiam pa-
trzeć, jak błyszczą, kiedy stają na baczność. – Znowu
zajął się jej kolanami, rozchylając je szeroko. – Proszę
bardzo. Teraz najcieńszy pędzelek.
– Jak...? – zaczęła, lecz nie zdążyła dokończyć.
Jego palące jak płomienie dłonie spoczęły na jej
udach. Lekko zamoczył koniuszek narzędzia, które
zdawało się Kay gorące, lepkie i cudowne. Quinn był
mistrzem. Delikatnie pogłaskał pędzelkiem jej łono.
Kay poczuła się tak, jakby przeszył ją prąd.
Oddychała głęboko, kołysząc biodrami i wydając
z siebie jęki aprobaty.
– Dobrze, kochanie, dobrze – mruczał Quinn.
182
Lori Wilde
Szybkimi ruchami przesuwał pędzel po jej ciele,
stopniowo pokrywając je parującą czekoladą.
– A teraz muszę cię wylizać do czysta – oświadczył
w końcu.
Jego włosy ocierały się o jej brzuch. Wylizywał
górne fragmenty wewnętrznej strony jej uda. Znaj-
dował się tak blisko miejsca, w którym gościł w marze-
niach Kay. Była już zmęczona zadawanymi jej wyrafi-
nowanymi mękami. Chciała poczuć jego twardy, pul-
sujący członek.
Wyczuwała męskość Quinna, a jego zapach potęgo-
wał jej podniecenie. Ciało dziewczyny, jeszcze chwilę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl