[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zadzwonię, kiedy będę mógł. I nie martw się, jeśli nie będzie
ode mnie wiadomości.
- Kash! Do diaska! Wysyłam Traynora! Zaczekaj!
- Nie mam już czasu, żeby czekać. Do widzenia.
S
R
Kash rozłączył się i wykręcił kolejny numer. Miał do zre-
alizowania niebezpieczny plan i nie czekał na pomoc, radę
ani jakiekolwiek prawo, aby uwolnić Rebekę.
- Chodz, szybciej - powiedziała strażniczka piskliwym
głosem. - Jeśli chcesz się stąd wydostać, chodz.
Rebeka zamarła z brudnym ręcznikiem w ręce i wiadrem
letniej wody u stóp. Rozejrzała się ukradkiem po podwórzu,
nie wierząc własnym uszom. Południowe słońce oślepiało bia-
łym blaskiem, zostawiając głębokie cienie jedynie w rogach
wysokiego muru. Strażniczka stała właśnie w takim cieniu.
Podwórze zapełniał tłum kilkudziesięciu kobiet, które próbo-
wały się umyć i ukryć przed słońcem.
- Ucieczka? - zapytała Rebeka w osłupieniu. - Czy to
nie jest zabronione?
- Teraz - odpowiedziała strażniczka, gwałtownym ru-
chem głowy wskazując wąskie stalowe drzwi w rogu.
Rebeka zerknęła za siebie na Rungsimę, która stała z opu-
szczoną głową, myjąc ręce. Jedno spojrzeme na napiętą twarz
dziewczyny powiedziało jej, że Tajka wszystko słyszała.
- Idz - wyszeptała Rungsima, podchodząc bliżej. - Na
co czekasz? Twój mężczyzna przyszedł po ciebie. Masz
szczęście. Chciałabym mieć takie szczęście.
Rebeka chwyciła ją za rękę.
- Ty też pójdziesz.
Strażniczka, żylasta kobieta o ostrym spojrzeniu, prawie
zaskowyczała ze zdziwienia:
- Myślisz, że to ty ustalasz zasady? Zwariowałaś?
- Zwariowałaś? - powtórzyła za nią Rungsima. - Co ja
cię obchodzę?
Mogę ci pomóc w taki sposób, w jaki mogłabym pomóc
Kashowi, kiedy był dzieckiem".
- To moja przyjaciółka i bez niej nie pójdę- rzekła Re-
beka do strażniczki. - Jeśli wezmiesz nas obie, dostaniesz
dwa razy więcej pieniędzy, obiecuję.
Strażniczka powiedziała coś brzydkiego po tajsku, ale
oczy jej się zaświeciły, gdy mowa była o pieniądzach.
- Pospieszcie się.
S
R
Poprowadziła je labiryntem brudnych korytarzy o tak ni-
skim stropie, że Rebeka, dużo wyższa niż Tajki, musiała się
pochylić.
Było tam duszno i pachniało stęchlizną. W pewnym mo-
mencie Rebeka poczuła okropny smród i zakryła usta ręką,
żeby nie zwymiotować.
Wreszcie dotarły do końca korytarza. Wysoko w ścianie
znajdował się wąski, zadrutowany otwór, który wpuszczał
jedyne tu światło i stanowił jedyną wentylację. Pod stopami
kobiet zaś duża metalowa krata zamykała wejście do głębo-
kiej czarnej dziury. Rebeka zajrzała do niej i przeszły ją ciar-
ki, ponieważ jedyną rzeczą, jaką zobaczyła, były słabe od-
blaski kłębiącej się wody, kiedy czasem dostał się tam pro-
myk słońca. Woda bulgotała i unosił się nad nią zapach
stęchlizny.
Rungsima jęknęła:
-Mamy tam zejść?
-Jak się zrobi ciemno - odrzekła strażniczka. - Wasz
przyjaciel przyjdzie po was kanałem. Musicie tu na niego
poczekać. I macie być cicho. Nie wolno wam rozmawiać.
Siadajcie przy kracie i nie ruszajcie się. - Zaczęła iść z po-
wrotem, ale zaraz stanęła tylko po to, żeby obejrzeć się na
Rebekę. - Wyślę kogoś do twojego mężczyzny po pieniądze,
które mi obiecałaś. I jeśli ich nie dostanę, pożałujesz. Obie
pożałujecie.
Kiedy poszła, Rebeka znalazła jakieś miejsce obok bu-
dzącego grozę wejścia do kanału. Usiadły obie i oparły się
o śliską ścianę. Było tak gorąco, że ledwo mogły oddy-
chać.
-Myślisz, że dożyjemy nocy? - wyszeptała Rungsima
w zdrowe ucho Rebeki.
-Tak. Nie zamierzam umrzeć w więzieniu. Ty chyba też
nie.
Położyły głowy na podciągniętych kolanach. Czas upły-
wał niemiłosiernie wolno i kilkakrotnie serce podchodziło
Rebece do gardła ze strachu. Rungsima zaczęła cicho pła-
kać. W końcu zwinęły się na podłodze, przyciskając twarze
do lepkich kamieni.
S
R
Rebeka nie była pewna, czy spała, czy może już umarła,
ale gdy otworzyła oczy, w pomieszczeniu było prawie ciem-
no. Zmusiła się, żeby usiąść. Kręciło jej się w głowie. Rung-
sima leżała obok niej nieruchomo. Rebeka wstała zanie-
pokojona i lekko nią potrząsała. Tajka mruknęła uspokajają-
co. Zimne powietrze nocy ożywiło je trochę, ale ciemność
i bulgocąca woda pogłębiły ich strach. Wyobraznia Rebeki
zaczęła wytwarzać wszystkie możliwe stwory, prawdziwe
lub fantastyczne, jakie mogły się zaraz pojawić.
W obawie, że za chwilę wpadnie w histerię, Rebeka wiel-
kim wysiłkiem woli skoncentrowała się, by przywołać obraz
Kasha, jego twarzy i ciała. Zbudowała jego pełny wizeru-
nek, od stóp do głów, skupiając się na szczegółach. Maleńki
czarny pieprzyk pod prawą brodawką. Zmysłowy kształt
ust. Delikatne blizny na rękach i nogach, z dziecięcych eska-
pad, o których nie chciał mówić, ona zaś wiedziała, że lepiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]