[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zakaszlał kilka razy, zanim wreszcie zapalił. Nie jest to absolutnie niezawodny pojazd,
pomyślała, ale na razie musi jej wystarczyć. Postanowiła rozejrzeć się po okolicy. Miała
nadzieję, że może coś jej wpadnie w oko.
Przyznaj się, pomyślała. Masz nadzieję, że ten włamywacz zaplanował sobie na dziś nową
kradzież. Byłby to doprawdy szczęśliwy zbieg okoliczności. Miałaby wówczas jedyną okazję
schwytania tego łajdaka na gorącym uczynku.
Jezdziła po ulicach myśląc sobie, że zamiast szczęścia czeka ją zmęczenie. Wskazówka
poziomu paliwa zbliżała się do zera. Będzie musiała przerwać patrolowanie i poszukać stacji
benzynowej.
Jeśli on w ogóle gdzieś się dzisiaj włamie, pomyślała ponuro Lissa, zrobi to pewnie wtedy,
kiedy będą wlewać benzynę do zbiornika jej auta. Poczuła ból w plecach.
Przypomniała sobie dłonie Bretta pieszczące jej nagie ramiona. Westchnęła. Dlaczego
wszystkie jej myśli krążą wokół tego mężczyzny?
Brydż! To jest to! Oto klucz do rozwiązania zagadki! Stary pan Andrews kazał jej się
spieszyć, bo chciał zdążyć na partyjkę brydża. Może wszyscy właściciele zrabowanych
kolekcji należą do tego samego klubu brydżowego? Na pewno warto to sprawdzić. Ale nawet
jeśli tak jest, to co z tego wynika? Na jednym fakcie, sierżancie, nie można opierać żadnej
hipotezy. Sierżancie. Tak w żartach nazywał ją Brett. Na pewno ma zamiar dziś ją
odwiedzić. Lissa żałowała, że nie są teraz razem. %7łałowała, że cały dzień nie mogą być
razem, chociaż jego obecność nie pomogłaby jej w rozwiązaniu zagadki. Sama musi sobie
poradzić z tym śledztwem. Sama. Tak jak będzie to robiła, kiedy Brett wyjedzie do Nowego
Jorku. Cholerne miejsce! Mogłoby do tego czasu zapaść się pod ziemię. Nie, to Kalifornię
czeka taki los po następnym trzęsieniu ziemi. Widzisz, uśmiechnęła się do siebie ponuro,
nie ma wyjścia.
Gdy jechała do stacji benzynowej, coś zwróciło jej uwagę. Ktoś biegł. Ten ktoś był ubrany na
czarno. Gdyby nie to, że przyzwyczaiła oczy do wpatrywania się w ciemności, wcale by go
nie zauważyła. Lissa gwałtownie zawróciła i ruszyła w kierunku biegnącego mężczyzny.
Odgłos nadjeżdżającego samochodu przestraszył go. Człowiek ten jednym susem pokonał
metalowe ogrodzenie. Lissa z piskiem opon zatrzymała mustanga i wyskoczyła z auta.
- Stać! Policja! - zawołała.
Na uciekającym nie zrobiło to jednak najmniejszego wrażenia. Biegł coraz szybciej.
Niezły z niego sprinter, pomyślała Lissa i również przeskoczyła ogrodzenie. Mężczyzna
uciekał w stronę portu i wpadł między kołyszące się na falach jachty. Lissa pędziła za nim.
Słyszała tylko własny oddech i stukanie desek pod stopami. Miał nad nią przewagę, ale ona
była lżejsza i bardziej wysportowana.
Mężczyzna odwrócił się na ułamek sekundy. Usłyszała odgłos wystrzału i zobaczyła
charakterystyczny błysk. Ma broń!
Lissa ukryła się za burtą jednego z jachtów. Wyjęła i odbezpieczyła swój pistolet. Nigdy
przedtem do niej nie strzelano. Z gotowym do strzału pistoletem ostrożnie wyjrzała zza
osłaniającej ją łodzi.
Przecież nie mogę przesiedzieć całej nocy za tym jachtem, powiedziała do siebie i wyczołgała
się na otwartą przestrzeń.
Cisza. Powoli wstała. W tej samej chwili usłyszała za plecami czyjeś kroki. Bandyta nie był
sam! Znów rozległy się strzały. Ktoś chwycił ją za nogi, powalił na ziemię i wrzucił do wody.
Zachłysnęła się. Ciemne fale zatoki momentalnie zamknęły się nad dziewczyną. Zaczęła
tonąć. Płyń, pomyślała rozpaczliwie. Po chwili wynurzyła się na powierzchnię i rozgarniając
wodę zaczęła płynąć w stronę portu. Właśnie wtedy usłyszała chlupnięcie. Przestraszona
rozejrzała się dookoła, próbując wypatrzeć przeciwnika, zanim on ją znajdzie. Najlepsze co
mogła w tej sytuacji zrobić, to odpłynąć, a potem okrężną drogą powrócić na brzeg. Zaczęła
realizować ten plan. Przeraziła się widząc wynurzającą się przed nią postać. Promień
księżyca oświetlił twarz prześladowcy.
- Brett! - zawołała. - Co ty tu robisz?
-A jak myślisz? - Chwycił ją mocno i płynął z nią do brzegu. - Ratuję cię.
- Nie potrzebuję ratunku! - wymamrotała walcząc z zalewającą jej usta falą.
Zupełnie nie zwracał uwagi na jej protesty. Jedną ręką przytrzymał się pomostu, a drugą
wyciągnął z wody Lissę.
- Zawsze o tym marzyłem. - Podciągnął się na rękach i usiadł na deskach obok dziewczyny. -
Poczekaj tu - polecił i wstał.
O, nie! Natychmiast zrozumiała, co ma zamiar zrobić. Zerwała się i pobiegła za nim. Nie
pozwoli mu złapać jej podejrzanego.
Tej nocy jednak nikomu nie było to sądzone. W porcie nie było żywej duszy. Lissa opadła na
stojącą na końcu mola drewnianą ławkę. Brett usiadł obok niej. Wyglądali jak dwie zmokłe
kury.
- Przyjrzałeś się im? - zapytała, odgarniając z twarzy mokre włosy.
- Im? - powtórzył jak echo Brett. - Był tylko jeden. -Nieprawda. Zcigałam jednego, a potem
ktoś mnie zaskoczył od tyłu.
- To ja - przyznał się zakłopotany Brett.
- Ty? - Lissa przyglądała mu się podejrzliwie. - To ty mnie wrzuciłeś do wody? Więc po co
mnie ratowałeś, skoro przedtem postanowiłeś mnie utopić? Zmieniłeś nagle zdanie? -
zapytała z przekąsem. Wszystko zepsuł. Mogła złapać złodzieja, a on jej w tym przeszkodził.
-Już zdecydowałem, co chcę z tobą zrobić - oświadczył. Lissa uznała, że zabrzmiało to co
najmniej dwuznacznie. - Do wody wrzuciłem cię przez przypadek. Chciałem tylko usunąć cię
z linii strzału. Wystawiłaś mu się jak zając na miedzy.
-Mam broń - zawiadomiła go lodowatym tonem. Co on sobie wyobraża? %7łe ona zupełnie nic
nie umie?
- Zgoda - poprawił się. - Jak zając z pistoletem.
- Mój pistolet! - jęknęła. - Wspaniale. Po prostu rewelacyjnie. Hanson się ucieszy. Każe mi
przeprowadzać dzieci przez ulicę. To wszystko twoja wina. - Rzuciła Brettowi pełne
nienawiści spojrzenie.
- No już dobrze - podniósł ręce do góry - niech będzie, że to moja wina. Nie rozumiesz, że się
o ciebie bałem? - W normalnych warunkach taki przejaw troski bardzo by ją wzruszył, teraz
jednak czuła wyłącznie dojmujące zimno. Na domiar złego od zatoki wiał chłodny wiatr.
- Bardzo to miłe z twojej strony - odparła - ale pracowałam w policji, zanim się pojawiłeś, i
jakoś dawałam sobie radę.
-Teraz musimy pomyśleć o tym, żeby jak najszybciej rozebrać cię z tego mokrego ubrania -
powiedział Brett, leciutko popychając ją w stronę samochodu.
- Czy tylko o tym potrafisz myśleć?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]