[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przepycha się obok Sullivan i pokazuje los kasjerowi, który kręci głową.
KASJER:
Tak jest! Wygrała pani!
Sullivan wytrzeszcza oczy i momentalnie spogląda na Briana. Jej twarz ożywia się.
BRIAN:
Dobra, chodzmy już.
KOBIETA:
Nic! Nigdy w życiu nie wygrałam ani centa. Ale miałam to przeczucie. Po prostu
wiedziałam, że muszę dzisiaj kupić los.
Wyczuwając, że Sullivan chce się odezwać, Brian chwyta ją za łokieć i prowadzi
w stronÄ™ drzwi.
SULLIVAN:
Słyszałeś, Brian? Słyszałeś, co powiedziała? Nigdy niczego nie wygrała. Ale
dziÅ›&
BRIAN:
Słyszałem. Dobra, idziemy.
SULLIVAN (pozwalając mu się prowadzić, a jednocześnie zerkając przez ramię
na kobietÄ™):
Ależ Brian&
BRIAN:
Wiem, wiem. Wyjdzmy stÄ…d.
Oboje opuszczajÄ… stacjÄ™.
KOBIETA:
Szczęście nigdy się do mnie nie uśmiechało. Całe życie grałam na loterii, ale nic
nie wygrałam. Coś podobnego! Tysiąc dolarów!
PRZENIKA
WNTRZE. SALA WRÓ%7Å‚B Z TAROTA. DZIEC
Sullivan i wróżka siedzą przy karcianym stoliku. Przed nimi leżą pięknie
ilustrowane karty do tarota. Kobieta wpatruje się z uwagą w rozłożoną talię.
Przygarbiona lekko Sullivan również na nie patrzy, usiłując rozszyfrować ich sens.
WRÓ%7Å‚KA (skupiona):
Ooo! To ciekawe.
SULLIVAN (pochylając się jeszcze niżej, zaintrygowana):
Co? Co pani widzi?
WRÓ%7Å‚KA:
Wkrótce uda się pani w podróż. W daleką podróż.
SULLIVAN (odchylając się do tyłu z niesmakiem): Bynajmniej! Niedawno
wróciłam z dalekiej podróży.
WRÓ%7Å‚KA (spoglÄ…da na niÄ…):
Ach, tak, to ciekawe.
SULLIVAN:
Nie wybieram się w żadną podróż. Nie spotykam się z żadnymi brunetami. Nie
potrzebuję pieniędzy. Czy widzi pani coś jeszcze?
Wróżka ponownie przenosi wzrok na karty. Uśmiecha się.
WRÓ%7Å‚KA:
Ma pani bardzo silną osobowość. Z mężczyzną podobnym do pani wasze życie
uczuciowe będzie wyglądać uroczo.
Sullivan ciska w nią spojrzenie, od którego nawet kaktus straciłby kolce. Kobieta,
zaskoczona jej reakcją, ślini nerwowo usta i podnosi ręce na znak kapitulacji.
WRÓ%7Å‚KA:
Czasami karty nie sÄ… w odpowiednim nastroju.
Opuszcza wzrok na talię i rozjaśnia się.
WRÓ%7Å‚KA:
Aha, więc ma pani dużego psa?
Sullivan zamyka oczy i zrezygnowana zwiesza głowę.
CICIE
WNTRZE. POKÓJ DZIENNY BRIANA. DZIEC
Podobnie jak w pierwszym ujęciu filmu, oglądamy pokój dzienny przez
wypełnione wodą akwarium Wielkiego Mike a. Tym razem jednak dają się zauważyć
dwie istotne zmiany. Wielki Mike unosi siÄ™ martwy na powierzchni wody, a
magiczny kamyk Sullivan spoczywa na dnie akwarium. Po chwili widzimy, jak drzwi
po przeciwnej stronie pokoju otwierajÄ… siÄ™ i wchodzi Sullivan ubrana w szlafrok.
KrzÄ…ta siÄ™ po pokoju, ale przez jakiÅ› czas nie zwraca uwagi na akwarium. Kiedy to
czyni, mija kilka długich sekund, zanim dociera do niej, że Wielki Mike nie żyje.
Wstrząśnięta, zakrywa dłonią usta i pomału zbliża się do nas. Jest tuż po drugiej
stronie szyby widzimy jej twarz i oczy patrzÄ…ce na martwÄ… rybÄ™. Raptem wzdraga
się, widząc kamyk na dnie. W ułamku sekundy przez jej twarz przebiegają żywe
emocje.
PRZENIKA
ZEWNTRZE. DYMICE ZGLISZCZA. DZIEC
Mąż i żona stoją przed pozostałościami spalonego domu. Oboje z furią zaciągają
się papierosami. Brian, John i ich dzwiękowiec, Lutens, stoją niedaleko, patrząc na
dopalajÄ…cy siÄ™ dom.
LUTENS:
Czy udało się państwu coś ocalić?
M%7Å‚:
Nasze koty. Nic innego nie zdążyliśmy wynieść. Przyjechali strażacy i oznajmili,
że mamy pół godziny, żeby wyjechać do kanionu. Ogień nadciągał tak
błyskawicznie&
Mężczyzna kręci głową, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało.
%7łONA (głosem przypominającym rozzłoszczoną żabę):
Co można zrobić, mając pięć minut na spakowanie dobytku całego życia?
Powiedziałam chrzanić to; niech się spali. Na szczęście mam jego&
Pokazuje na męża.
%7Å‚ONA:
Dzięki niemu nie stracę przynajmniej zdrowych zmysłów.
Wzmaga się wiatr idący od Santa Ana. Wszyscy mrużą oczy i odwracają się w
przeciwnym kierunku.
JOHN:
Jak ten wiatr się utrzyma, strażacy znajdą się w piekle. Te pożary nie puszczają ani
na moment!
Lutens wraca do wozu transmisyjnego. John w dalszym ciÄ…gu rozmawia z
pogorzelcami. Brian przechadza siÄ™ po spalonych gruzach, raz po raz kopiÄ…c w coÅ›
butem. Nagle zatrzymuje się i marszczy brwi. Daje parę kroków i nachyla się.
Podnosi jakiÅ› patyk i rozgrzebuje spalonÄ… ziemiÄ™. Spostrzega coÅ›. Odrzuca patyk i
kopie gołymi rękoma. Ziemia jest wciąż gorąca, Brian parzy sobie dłonie. Wreszcie
znajduje to, czego szukał podłużne, wąskie pudełko. Podniósłszy je, wraca do
właścicieli spalonego domu. Wręcza pudełeczko kobiecie, która ujrzawszy je,
rozdziawia usta.
%7Å‚ONA:
Mój Boże! Zegarek mojej matki! Gdzie pan go znalazł?
BRIAN:
Tam.
%7Å‚ONA:
Nie do wiary! Pamiętasz, mówiłam ci, Lenny? Mówiłam, że gdybym mogła
uratować tylko jedną rzecz, byłby to zegarek mojej mamy! Jeszcze chodzi! To wprost
nie do wiary!
John przygląda się uważnie Brianowi. Przyjaciel odpowiada mu spojrzeniem.
Wiatr ponownie się zrywa. Brian kręci głową.
CICIE
WNTRZE. WÓZ TRANSMISYJNY. DZIEC
Lutens prowadzi półciężarówkę. John i Brian siedzą z tyłu.
BRIAN:
Nagle zobaczyłem je w głowie, całkiem wyraznie. Leżało zakopane w gruzowisku.
John pociera brodÄ™.
JOHN:
Nie znoszę takich rzeczy. Zaraz przychodzą mi na myśl jakieś zjawiska
nadprzyrodzone. %7łycie i bez tego jest wystarczająco uciążliwe. Powiesz Sullivan?
BRIAN (nie kryjąc złości):
Nawet się nie zająknę, John. Nie chcę jej wmawiać, że wróciła do Stanów, bo
rzuciłem na nią pieprzony urok! Wyobrażasz sobie ja i tajemne moce? Zmiechu
warte!
Wzdycha i uśmiecha się.
LUTENS (wymÄ…drzajÄ…c siÄ™ z siedzenia kierowcy):
Hej, Brian, jeśli masz moce, to lepiej je zaakceptuj. Mój nauczyciel, Sri Chinba,
powiada, że wszyscy ludzie mogą czerpać z mocy tego świata.
John przewraca oczami.
JOHN:
Dziękujemy ci, Gary. Sądziłem jednak, że zerwałeś ze swym nauczycielem po
tym, jak sprzÄ…tnÄ…Å‚ ci dziewczynÄ™.
LUTENS (nadÄ…sany):
No taak, ale pogodziliśmy się, kiedy uświadomił mi, że byłem za bardzo
przywiązany do pierwiastka zmysłowego, zapominając o duchowym.
JOHN (po cichu, do Briana):
[ Pobierz całość w formacie PDF ]