[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyszłam za mąż, byłam jedną z pięciu córek. Moja matka urodziła potem jeszcze dwie, a
wszystkie trzeba było wydać za mąż lub posiać do klasztoru i, tak czy inaczej, jakoś
wyposażyć. Jak tego po mnie oczekiwano, wystarałam się o mężów dla trzech moich sióstr. -
Powąchała korzeń mandragory i spokojnie mówiła dalej: - Mimo to nie sądzę, by ojciec
zechciał przyjąć mnie z powrotem, zwłaszcza że jestem w niełasce.
- Wyjątkowo żałosne położenie - burknął Hugh pod nosem.
- Wcale nie - odparła Edlyn. - Ty też urodziłeś się w biednej rodzinie. Czy twoi
rodzice chętnie widzieliby cię w domu?
- Nie, ale ja jestem dorosłym mężczyzną!
- Rzeczywiście, niestety.
Czy zwrócił uwagę na sarkazm w jej glosie? Wątpiła w to. Był zbyt męski, żeby w
ogóle zaprzątać sobie głowę tym, co myśli kobieta. Ona też była dorosła i równie jak on dobra
w tym, co robi. Ale nie była mężczyzną, więc jej talenty nie miały znaczenia.
Zawsze irytowało ją, że mężczyźni przechodzą przez życie przekonani, iż cokolwiek
zrobią, postępują słusznie, pewni, że świat został stworzony, by zaspokajać ich potrzeby i
zachcianki. Kobiety musiały przystosowywać się do reguł, rządzących męskim światem,
nieustannie starając się dociec, jak rozumują i czego chcą mężczyźni. Jeśli któraś ponosiła
klęskę, zostawała ukarana przez swego mężczyznę. Jeśli zawiódł mężczyzna, kobietę karano
wraz z nim.
- Być może sir David zgodziłby się wyrazić swoją opinię - powiedział Hugh, lecz w
jego głosie nie było przekonania. Może w końcu zaczynał ją rozumieć. Nietrudno jej było
wyobrazić sobie, jak marszczy czoło, jego piwne oczy ciemnieją tak, że stają się niemal
zielone, a usta przestają się uśmiechać.
Widziała to wszystko oczami wyobraźni i przeklinała tę zdolność. Dlaczego zna
Hugha tak dobrze, by móc przewidzieć jego reakcje? Och, tak, jako dziewczyna spędziła
mnóstwo godzin, przyglądając się jego kształtnym wargom, szerokim i obiecującym
zmysłowe rozkosze, grzywie jasnych włosów, opadającej do tyłu z czoła czy gęstym brwiom,
które marszczył na myśl o kolejnym wyzwaniu.
Ale już o nim zapomniała! Przecież to, do licha, niemożliwe, by przez wszystkie te
lata przechowywała w pamięci jego obraz.
Co prowadziło do jeszcze mniej przyjemnych rozważań. Bo jeśli nie pamiętała go z lat
dziewczęcych, to znaczy, że obserwowała go tutaj, w aptece. Przyglądała się mu nie jak
pacjentowi, ale jak mężczyźnie godnemu uwagi. Wydawało jej się to niewiarygodne. A
jednak stała tutaj, przewidując, co Hugh za chwilę zrobi lub powie.
Nienawidziła tego w sobie. Czuła się tak, jakby się właśnie przekonała, że ciężka
choroba, którą uznawała za wyleczoną, tylko się przyczaiła i nadal zatruwa mu krew.
- Nie wiem, co tam mamroczesz, ale mam nadzieję, że uznałaś mój pomysł za dobry -
powiedział Hugh bez przekonania.
Edlyn oddzieliła koniczynę, zsypała na stos i zaczęła odrywać karmazynowe kwiaty.
- Kiedy mieszkałam u lady Alisoun, ona i sir David traktowali mnie bardzo uprzejmie.
Żywię wielki szacunek dla ich opinii, ale nie sądzę, bym potrafiła się zmusić, żeby o
cokolwiek ich poprosić. To nie do przyjęcia.
- Jesteś bardzo dumna jak na kobietę.
Bezwiednie zacisnęła dłonie w pięści. Poczuła intensywny zapach wiosennej
koniczyny. Rozwarła dłonie i starła z nich czerwoną maź.
- Duma to wszystko, co mi zostało. Będzie musiała wystarczyć na długo - powiedziała
cicho.
- Jesteś zbyt niezależna.
- A czyja to wina?
Gwałtownym ruchem rozpostarła na stole cienkie płótno i rozsypała po nim kwiaty.
- Pewnie moja.
Ledwie słyszała jego słowa. Zresztą i tak nie zrozumiała, co chciał powiedzieć.
- Kiedy skończy się wojna - mówił dalej - otrzymam posiadłości jako dodatek do
tytułu. Mógłbym zająć się twoimi synami.
Nie mogła w to uwierzyć ani tego znieść. Czy słyszał choć słowo z tego, co
powiedziała? Czyjej determinację tak łatwo było zignorować? Propozycja Hugha jasno
świadczyła, że Edlyn nie myliła się sądząc, iż wojny wywołują mężczyźni, ponieważ
uwielbiają walczyć i chcą przeciwstawić się łagodzącym wpływom żon i domu. Kiedy Hugh
dowiedział się, że dwaj chłopcy, których nie widział nigdy w życiu, mogą stać się ludźmi
pokoju, natychmiast zapragnął wybawić ich od tego losu, tak jak święci zbawiali dusze
grzeszników. Odpowiedziała grzecznie, lecz gdyby Hugh zadał sobie trud i naprawdę
wsłuchał się w to, co mówi Edlyn, dostrzegłby, że wkracza na niebezpieczną ścieżkę.
- Moi synowie przeżyli już dość niepokojów. Jestem ich matką. Zostaną ze mną.
Zebrała rogi płótna i podniosła je. Hugh próbował coś powiedzieć, ale minęła go i
wyszła, nie dając znaku, że cokolwiek słyszy. Znalazła osłonięte od wiatru miejsce,
przyklękła i rozłożyła kwiaty. Zimą sporządzi z nich napar przeciwko kaszlowi
przeziębieniu.
i
Wtedy Hugha już tu nie będzie.
Po raz pierwszy w życiu zatęskniła za zimą. Klęcząc pomiędzy roślinami, usunęła
kilka chwastów, których nie zauważyła wcześniej. Poprzednia zima była jej pierwszą w
opactwie. Okazała się bardzo długa, zimna i nudna. Wyczekiwała wiosny jak nigdy dotąd,
lecz wiosna, ze swoją ułatwiającą przemieszczanie się pogodą i zapewniającą kryjówki
roślinnością sprowadziła do kraju wojnę. Ostatnia bitwa rozegrała się aż nazbyt blisko. Ranni
napływali do opactwa, pustosząc zapasy apteki. Paru maruderów zagroziło wiosce, a z
kościoła znikł złoty kielich.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]