[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tak się zdenerwowałam, że upuściłam herbatę. - Patrzyła na niego błagalnym
wzrokiem. - Chcę wrócić do kliniki, Malcolmie. Strasznie tego potrzebuję. Nie
będę musiała znów spotkać się z Tedem.
- A co powiemy naszym wyborcom? Albo tysiącom wolontariuszy, którzy
poświęcają na tę kampanię każdą wolną minutę?
- Nie wiem&
Azy napłynęły jej do oczu. Uniósł dłoń żony do ust.
- Co się stało, Barbaro? Co takiego powiedział Ted?
- Strasznie pokłócił się z Charlesem i teraz jest taki rozbity. Wiem, że
przyjechał do mnie po wsparcie, a ja nie byłam w stanie mu go dać, bo się bałam.
Malcolm spojrzał na nią uważnie.
- Wiedział, że coś jest nie tak, Malcolmie. Patrzył na mnie tak spokojnie, tak
poważnie. Widzisz, w tych sprawach on ma taką samą intuicję jak jego matka.
- Spokojnie - pogłaskał ją po włosach. - Nie myśl o Elizabeth. Nawet nie
wymawiaj jej imienia. Tylko poczujesz się gorzej.
Wciąż wpatrywała się w szklankę z wodą. Kiedy się odezwała, w jej głosie
słychać było rozpacz.
- A ty, Malcolmie? Nigdy o niej nie myślisz?
- Nie - powiedział z przekonaniem. - Przeszłość to przeszłość. Nie możemy
sobie pozwolić na oglądanie się za siebie. Pomyśl tylko, gdybyśmy tak robili, ilu
osobom zniszczylibyśmy życie. Nie tylko sobie, ale i Charlesowi. I Sandrze. Nie
chcesz przecież skrzywdzić Sandry, prawda? - Barbara potrząsnęła przecząco
głową. - Więc nie wolno ci nigdy wracać do przeszłości. - Zcisnął jej dłoń. - Zrób
to dla mnie Barbaro. Zrób to dla nas.
Zamknęła oczy i skinęła głową.
Laura właśnie dyktowała Mildred list, kiedy usłyszała jakiś lekki hałas za
drzwiami. Spojrzała na pokój. Ludzie odeszli od swoich biurek i skupili się wokół
roześmianego Teda Kandalla, zupełnie jakby witali bohatera.
Jego obecność nawet z tej odległości przytłaczała. Było w nim coś
niepokojącego. I w sposobie, w jaki skupiał na sobie uwagę, nie wkładając w to
żadnego wysiłku.
- Spójrz tylko na niego - powiedziała Mildred, obserwując Teda ściskającego
dłonie. - Zupełnie jakby czas stanął w miejscu, jakby Ted w ogóle się stąd nie
ruszał.
- Najwyrazniej wszyscy szaleją na jego punkcie. Mildred uniosła pierś
niczym dumna matka.
- Zawsze tak działał na ludzi. Nawet gdy był jeszcze chłopcem.
- Znasz go od dawna, prawda?
- Poznałam go na konkursie fotograficznym. Miał dopiero czternaście lat, ale
był zdecydowany i wiedział, co chce robić w życiu. Nigdy nie miałam wątpliwości,
że daleko zajdzie. Na przekór ojcu.
Laura obgryzała ołówek i cały czas patrzyła na Teda. Opowiadał coś
zgromadzonym wokół ludziom i co chwilę wszyscy wybuchali śmiechem.
Przypominając sobie wszystko, czego się dowiedziała o nim od J. B. i co
przeczytała, próbowała wyobrazić go sobie jako chłopca, młodego buntownika,
który pewnego dnia odwrócił się plecami do rodzinnej fortuny i oznajmił, że nie
zamierza studiować prawa.
Ojciec wściekł się, groził, że go wydziedziczy, ale to nie wpłynęło na
decyzję Teda. Kilka tygodni pózniej wyniósł się z domu, zabierając ze sobą
niewiele więcej prócz jednej koszuli na grzbiecie i zapisał się na uniwersytet
stanowy w Luizjanie. Utrzymywał się z posady asystenta fotografa w domu
handlowym.
Tak było do czasu tragicznego samobójstwa matki w górach Aspen w
Kolorado szesnaście lat temu. Jej śmierć jeszcze bardziej zaogniła konflikt z ojcem.
Wszystkie gazety w Teksasie i w całym kraju rozpisywały się na temat wypadku i
tego, jak Ted, na oczach czterystu zgromadzonych na pogrzebie osób oskarżył ojca
o morderstwo.
Wkrótce po tym przeprowadził się do Anglii i oprócz J. B. nikt go więcej nie
widział. Aż do dziś.
- Nigdy się nie ożenił, prawda? - zapytała, obracając się powoli w krześle.
Mildred potrząsnęła głową.
- Nie.
- Ale chyba nie z powodu braku kandydatki. Chodzą słuchy, że jest
kobieciarzem.
- Och, nic o tym nie wiem. - Mildred patrzyła na Teda przez szybę. - W jego
życiu było kilka kobiet i wszystkie były piękne, ale nie wydaje mi się, żeby do
którejś żywił głębsze uczucie. Pewnie powiedziałby o tym J. B.
- Myślisz, że jest za bardzo wybredny?
- Może trochę. A może nie chce się z nikim wiązać. Pewnie wiesz, że
uwielbia dalekie podróże i nie może długo usiedzieć na miejscu.
Przez otwarte drzwi Laura słyszała, jak Ted opowiada coś z niemieckim
akcentem. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Niespodziewanie Ted odwrócił się i ich spojrzenia się spotkały. Laura
poczuła, że się czerwieni, jakby przyłapano ją na robieniu czegoś złego. A nie
robisz? - spytała się w duchu. Wypytujesz Mildred o każdy szczegół jego życia.
Odwróciła wzrok i zaczęła przeglądać papiery na biurku.
- To na razie wszystko, Mildred. Zawołam cię pózniej, kiedy będę musiała
podyktować następny list.
- Ależ Lauro& - Mildred spojrzała na nią zdziwiona. - Przecież jeszcze nie
skończyłyśmy tego listu.
Laura znów poczuła, że się czerwieni.
- Masz rację& Zrobię to pózniej. Lepiej idz i przywitaj się z Tedem. Wiem,
że masz na to ochotę.
Mildred wyszła, a Laura nie spuszczała z niej wzroku. Widziała, jak Ted
odwrócił się, chwycił ją, uniósł w górę i zaczął obracać ku ogromnej radości
Mildred.
Laura uświadomiła sobie, że to niezwykle fascynujący mężczyzna.
Odwróciła wzrok i wróciła do pracy.
- I jak ci się podobał film? - zapytał Stuart. Silne reflektory porsche
przecinały mrok. - Wystarczająco erotyczny?
Mimo że powiedział to lekko, prawie niedbale, Laura wiedziała, że
zmysłowy zagraniczny thriller pobudził go - jeżeli nie psychicznie, to przynajmniej
fizycznie. Poznała to po sposobie, w jaki pochylił się podczas kuszącej sceny pod
prysznicem i po tym, jak upuścił popcorn.
- Bardziej, niż się spodziewałam - odparła, dusząc się ze śmiechu. - Ale nie
dlatego wybrałam ten film.
- Kłamczucha. - Oczy Stuarta błyszczały w ciemności. - Zaciągnęłaś mnie na
niego, bo miałaś nadzieję, że mnie rozpali i zawróci mi w głowie.
- Nie wiedziałam, że potrzebujesz zewnętrznych bodzców - droczyła się z
nim. Patrzyła na Stuarta rozbawiona. - Podziałało?
Stuart roześmiał się.
- Ty zepsuta dziewczyno. Wiesz przecież, że tak.
Dotarli do domku gościnnego. Stuart zatrzymał samochód, wyłączył silnik i
odwrócił się do niej.
- I jeśli chcesz wiedzieć, nie potrzebuję zewnętrznej podniety. Ty mnie tak
rozpalasz. - Dotknął palcem jej ust, a potem delikatnie sięgnął w stronę dekoltu
bluzki. - Chodzmy do środka, to ci udowodnię.
Laura opadła na plecy z westchnieniem rozczarowania. Bardzo go kocha, ale
jest taki przewidywalny. I tak cholernie monotonny. Nawet w stanie pobudzenia.
Nie mógłby choć na jedną noc pozbyć się swoich zahamowań i po prostu zgwałcić
ją tu i teraz? W porsche?
Czy właśnie tego chcę? Być zgwałconą w porsche?
Uśmiechnęła się na myśl o tym. Ten samochód był skarbem Stuarta. Sam
pomysł, że można by go wykorzystać w celu tak przyziemnym jak seks, był nie do
pomyślenia.
- Co ty na to, skarbie? - Dotknął jej warg ciepłymi ustami.
Przez chwilę, ale tylko przez chwilę, miała ochotę przejąć inicjatywę,
zachować się jak zdobywca, zerwać z niego koszulę i rzucić się na niego z całą
namiętnością, na jaką ją było stać.
Ale on już się odsunął i szukał ręką klamki.
- Pośpiesz się.
No, no, pomyślała, wychodząc z samochodu. Był napalony i pobudzony.
Może zaciągnięcie go do kina nie było całkowitą stratą czasu.
Z bijącym sercem otworzyła drzwi. Na podłogę wypadła duża szara koperta.
- Co to jest? - zapytał Stuart. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl