[ Pobierz całość w formacie PDF ]

msze za ojczyznę, póki nie zakazała ich kuria, koczowały
na cmentarzach, zamiast żyć sobie wesoło  jeśli nawet
nie w rzeczywistości prawdziwej, to w rzeczywistości
wirtualnej. On sam, gdy był nieco młodszy, ledwo tylko
do domu przybył, hełm na głowę zakładał, sensory pod-
pinał i wskakiwał w cyberprzestrzeń, w której mógł być
królem, wojownikiem lub kochankiem, a w optymalnej
53/72
sytuacji, zdobywszy odpowiednią liczbę punktów i zapa-
sowych żyć, trzema w jednym. Teraz już na takie zabawy
nie miał czasu. Służba i treningi ledwie pozostawiały mu
sześć, siedem godzin na sen.
Zatłoczonym metrem dotarł do stacji Wilanowska;
awaria tunelu, w którym po wiosennych deszczach osunął
się strop, uniemożliwiała dalszą jazdę. Ale nie było już
daleko. Mieszkał w starej części Ursynowa, która nie
należała do pięknych dzielnic. Budynki były mocno
zdekapitalizowane i groziły zawaleniem, niektóre zresztą
się zawaliły, ale nadal zamieszkiwane były przez margines
społeczny i nielegałów ze Wschodu. Można tam było
kupić tani samogon, a jeszcze łatwiej zarobić w pysk, albo
i nożem, ale Kordian nie był ułomkiem. Od czasu kiedy
prześladowany przez starszych kolegów w szóstej klasie
podstawówki zabrał się za siebie i zaczął zaliczać jeden
kurs walki za drugim, spokojnie mógł zapuszczać się w
najciemniejsze nawet zakamarki. Nadto między szes-
nastym a dziewiętnastym rokiem życia urósł o trzydzieści
centymetrów, bary miał jak niedzwiedz, a znajomość prz-
eróżnych sztuk walki czyniła go niepokonanym. Czasami
wręcz marzył, żeby ktoś zaczepił go w ursynowskim kur-
widołku, ale miejscowa żulia zdążyła go poznać, a na-
jwiększe nawet zakapiory cechował instynkt samoza-
chowawczy. Na jego widok przerywali bójki i pozdrawiali
go:  Czołem, panie wojak , co przyjmował ze zrozumi-
ałym zadowoleniem.
54/72
Po raz ostatni wykorzystał swoje zawodowe umiejęt-
ności przed dwoma laty, w Sopocie. Pora była dość pózna,
samotna dziewczyna idąca przez park wydała się pięciu
opryszkom łatwym celem. Kordian znalazł się tam przy-
padkowo i wcale nie zamierzał interweniować, ale
rozdzierający krzyk dziewczyny sprawił, że musiał.
Zresztą specjalnie się nie namęczył. Dwóch opryszków
przypłaciło napaść złamaniem ręki, trzeci przez rok
chodził w kołnierzu ortopedycznym, a pozostali dwaj
musieli kurować się w szpitalu.
Działanie Kordiana było spontaniczne i instynktowne,
ale nagroda go nie ominęła; uratowana panna o imieniu
Dżesika, początkująca dziennikarka Polskiego Radia, już
się od niego nie odkleiła. Jeszcze tamtej nocy poszła z nim
do łóżka i jak się okazało, była w tej dziedzinie wyjątkowo
pomysłowa. W dodatku zgrywała intelektualistkę, co
wielce imponowało Chamiakowi, jako że sam czytywał w
tamtym okresie jedynie  Wiadomości Obronne ,  Gazetę
Kryminalną i Serię z Kościotrupem, prezentującą
powieści sensacyjne stare i najnowsze. Wprawdzie potem
okazało się, że jej intelektualizm ogranicza się do sys-
tematycznego przeglądania plotek w Internecie i słucha-
nia w stołówce na Myśliwieckiej, co aktualnie jest modne,
topowe i w ogóle cool,ale Kordian nie zamierzał tego
weryfikować.
55/72
Zamieszkali razem i początkowo było im dobrze, cho-
ciaż Dżesika nie chciała nawet słyszeć o sformalizowaniu
związku, a tym bardziej o jakimś dziecku.
Bezustannie narzekała też na brak ambicji swego part-
nera.
 Dlaczego się marnujesz w zaplutej komendzie? Idz do
elitarnej jednostki, w której się na tobie poznają.
 Ale jak tam się dostanę bez znajomości z moherową
matką...?  mówił.  Toż nawet do plutonów
egzekucyjnych w Trzecim Zwiecie trudno się bez protekcji
załapać.
Rozwiązanie podsunęło prawo, które przy naborze do
sił specjalnych promowało przedstawicieli mniejszości
seksualnych.
Propozycja Wrotkówny, żeby wstąpił do klubu gejów
mundurowych, w pierwszej chwili wywołała w nim gniew
straszny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl