[ Pobierz całość w formacie PDF ]
TURYSTKA II
Niech pan opowiada. To cudowne. Takie męskie.
SMARKULA
A ty biłbyś się o mnie, Kiziu?
BUSINESSMAN
Co ci w głowie? Wszystko załatwiam w białych rękawiczkach. Kulturalnie.
TURYSTKA II
ProszÄ™, niech pan opowiada. I co dalej?
DAREK
Najpierw żem tę sukę, Weronkę. (i do obmacujących go wciąż kobiet)
Przestańta! (i do Gospodarza) Widzicie? Na posadzie będę teraz robił. Nie
narobię się jak u was. Zwiątek piątek. Wszystkie chłopaki we wsi
poprzechodzili na ojcowe renty i wylegują się do góry brzuchami. A wam
mówić, wezcie rentę, to nie, bo ziemia umrze. Co ja wół? %7łeby nawet te pół
litra przy takiej okazji. W sklepie aż się litowali: jak posmutniejecie od
samego żarcia? Za Boga nie posmutniejecie. Smutki, jak wesela, potrzebują
się napić.
GOSPODARZ
Moja wina? Nie kazała.
DAREK
Nie kazała tu, za życia. A tam myślicie, że pamięta, co kazała tu?
GOSPODARZ
Pamięć nie oddziela tu, tam.
BUSINESSMAN
Z pamięcią, że wtrącę się, to nieraz jak z jajkiem. Raz tak jeden chciał nie
pamiętać. Chodziło nawet nie o tak wielką sumę. Ale ja nie znoszę
zapominalskich...
DAREK (ze złością uderzając się w policzek)
O, jak ta mucha, gangrena. Była, nie ma. Tak ze wszystkim.
TURYSTKA I
Ależ tu much.
TURYSTKA II
A ile ich na jedzeniu, popatrzcie. A sio! a sio!
TURYSTKA I
Otwórzcie może okno, to przegonimy.
TURYSTA
Gdzie tu jest okno? Nie widzę żadnego okna. (i do Gospodarza) Hej, panie,
jest tu jakieÅ› okno?
TURYSTKA I
Och, jak tu duszno.
TURYSTA (do Młodzieńca)
Przestań się pan bawić tą kamerą. Okna trzeba poszukać.
MAODZIENIEC
Chwileczkę, muszę coś naprawić.
TURYSTA (do Emeryta, który wyciągnął książkę i czyta)
Nie jedziesz pan, to co pan czytasz? Okna pan szukaj.
DAREK
Nie znajdziecie. Pozabijane.
TURYSTA
Jak? Dlaczego?
DAREK
%7łeby nie zachciało się komuś otworzyć.
TURYSTKA I
Ach, już wiem. Spotkałam na ten temat opis. Dusza nie może opuścić ciała,
zanim ciało nie opuści domu. O to chodzi, prawda?
DAREK
Ja tam nie wiem. Kazali pozabijać, to pozabijałem.
TURYSTA
To otwórzmy drzwi, tam przegonimy.
Otwiera drzwi, bucha śpiew i muzyka, Gospodarz zrywa się i zamyka, Turysta znów
otwiera, znów bucha śpiew, przepierają się chwilę.
BUSINESSMAN
Zamknij pan te drzwi, do cholery!
SMARKULA
Kiziu, duszno mi.
TURYSTKA II
Ach, jak mi duszno. Chyba zaraz zemdlejÄ™.
BUSINESSMAN (wciskajÄ…c kluczyki Darkowi)
Mówiłem, że ma iść do samochodu. Co państwo sobie życzą? Czysta,
whisky, koniak? Ochroniarz przyniesie. Też się chętnie napiję, bo mnie po tej
kaszance coÅ› zgaga piecze.
EMERYT
Szanowny pan nie boi się prowadzić po alkoholu?
BUSINESSMAN
Czego miałbym się bać?
EMERYT
No, że spowoduje pan wypadek. A, nie daj Boże, jeszcze kogoś zabije.
BUSINESSMAN
Na pewno nie będzie moja wina. (i do Darka) No, czego stoisz?
GOSPODARZ
Nigdzie nie pójdzie. Nie kazała, to nie kazała.
BUSINESSMAN
Ech, ty. Dawaj te kluczyki. Zwalniam ciÄ™.
Zmierza ku drzwiom, Gospodarz zrywa się i rozkrzyżowawszy w drzwiach
ramiona, zagradza mu drogÄ™.
GOSPODARZ
Nie kazała.
BUSINESSMAN
Mnie nikt nie może kazać czy nie kazać. Odsuń się pan.
GOSPODARZ
Nie kazała.
BUSINESSMAN (do Darka)
Ochroniarz, odsuń go.
EMERYT
Przecież zwolnił go pan przed chwilą?
BUSINESSMAN
Ale znów przyjąłem. (i do Darka) Co stoisz jak pień? Odsuń,
powiedziałem. (Darek nie rusza się, więc Businessman sam próbuje
oderwać Gospodarza od futryny) Ech, ty...
DAREK
Zostawić. Nie kazała, to nie kazała.
Spod rozkrzyżowanych rąk Gospodarza wyłania się Weronka.
WERONKA
Czego tata tak w tych drzwiach?
DAREK
O, znalazłaś się wreszcie, ty...
Weronka ucieka po izbie, między ludzmi za stół, Darek za nią.
WERONKA
Tyle mnie złapiesz.
DAREK
Niech cię tylko dorwę. Tu, na środku izby.
WERONKA
Ludzie, zwariował. Trzymajcie go! Już nie mogę! Nie mogę!
TURYSTA
Widzę, że trafiliśmy na jakieś rodzinne niesnaski. Szybko jedzmy.
Weronka ucieka pod rozkrzyżowanymi rękami Gospodarza, Darek za nią.
TURYSTKA II
Bo w każdej rodzinie coś się dzieje. Tylko że ludzie nie są szczerzy i
ukrywają. Mój tatuś, kiedy zbije mamusię...
TURYSTKA I
Wstydziłabyś się.
BUSINESSMAN
Nie ma się co wstydzić. Dzisiaj wszystko dzieje się na wierzchu. W
telewizji na przykład...
TURYSTA
Interesy za to pod wierzchem.
BUSINESSMAN
Co, że... Hm.
SMARKULA
Ty mnie, Kiziu, bijesz i nie wstydzÄ™ siÄ™, prawda?
BUSINESSMAN
Ano, zdarza się, jak w prawdziwym życiu.
TURYSTKA I
Gdzie pan ma prawdziwe życie? Wszystko jest folklorem, drogi panie.
Może jedni oni tu jeszcze pamiętają, co to prawdziwe życie. Dlatego są
skazani na wymarcie.
BUSINESSMAN
Ano, nie znam tutejszych stosunków, nie będę się upierał.
SMARKULA
O co, Kiziu, chodzi, wytłumacz mi.
BUSINESSMAN
Ta pani mówi, że wszystko jest diabła warte.
MAODZIENIEC
Ależ, proszę państwa, ja protestuję! %7łycie jest piękne. Zwłaszcza
obecnie, gdy żyjemy w czasach prawdy!
BUSINESSMAN
Jakiej prawdy? Znam wszystkie najprawdziwsze prawdy, jakie sÄ…, i wychodzi
mi z tego jedno wielkie kłamstwo.
EMERYT
Szanowny pan miał zapewne na myśli prawdę wewnętrzną, jaką każdy w
sobie nosi.
BUSINESSMAN
W sobie każdy nosi piekło, nie prawdę. Taka jest prawda.
Za plecami rozkrzyżowanego w drzwiach Gospodarza staje z laską w ręku dziwnie
ubrany Półcywil na nogach łapcie powiązane drutami, spodnie połatane,
zarośnięty, włosy zmierzwione, za to kurtka jak spod igły, wojskowo-powstańcza,
może nawet zdobna w złote sznury, guzy, pagony z frędzlami.
PÓACYWIL
Co tak stoisz krzyżem w tych drzwiach? Pokutujesz?
GOSPODARZ
Za cóż miałbym pokutować?
PÓACYWIL
Każdy miałby za co.
GOSPODARZ
Ty tak. Namęczyliście ludzi...
PÓACYWIL
Takie były czasy. Wtedy tamto wydawało się słuszne. Teraz co innego. A
kiedyś będzie co innego. Przepuść mnie.
Gospodarz, ociągając się, opuszcza ręce i z wyrazną niechęcią wpuszcza go.
GOSPODARZ
Ale za wszystko płacą ludzie.
PÓACYWIL
A kto ma płacić, Bóg? Z czego? (i wyciągając laskę ku stojącej w widocznym
miejscu figurze Chrystusa Frasobliwego lub ku jakiemuś malowidłu) Spójrz.
Biedniejszy niż ty i ja.
MAODZIENIEC
Bóg przecież zapłacił, umierając za nas na krzyżu.
PÓACYWIL
I to był jego błąd. Bogu nie wolno umierać. Musi być potęgą.
MAODZIENIEC
Ale przecież zmartwychwstał.
PÓACYWIL
Bo kiedy zrozumiał, próbował naprawić. Ale było za pózno.
GOSPODARZ
Po coś przyszedł?
PÓACYWIL
Nie do ciebie. Do twojej.
GOSPODARZ
A cóż ty masz do mojej?
PÓACYWIL
Nie twoja sprawa. Było, minęło. Ech, ślicznota była panna. Aż nie chce się
uwierzyć, że umarła. Myślałem, że sam będziesz, a tu tyle ludzi. Kto oni?
GOSPODARZ
Jacyś obcy. Boleś ich nasprowadzał.
PÓACYWIL
Obcy? To trzeba było ich przesłuchać. Przesłuchany zaraz swój się robi. Choć
nie każdy. Nie każdy. O, bywają zawzięci. A tego twojego Bolesia
zamknąłbym bez przesłuchania. Tacy żyją poza porządkiem. A to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]