[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Fartuch, biały fartuch. Kto to? Kim jest ten mężczyzna? Choroba. Choroba przy nim... To nie
on jest chory. Przy nim jest choroba. Choroba jest jego życiem %7łycie zaczyna się od narodzin.
Narodziny i choroba. Biały kolor. Biały człowiek. Idzie w szarość. W ciemność. W noc... -
Dłoń Wytycza -kurczyła się i rozkurczała na okładce brulionu. - Mrok. Ginie w mroku... Już
nic nie widzę. Nic, ciemność...
Krople potu ściekały mu z czoła. Kiedy wyjął chusteczkę, aby je otrzeć, Geza
powiedział:
- Myślę, że to pana zainteresuje. Maria Wasilewska wspomina kilkakrotnie o panu w
tym pamiętniku. - Sięgnął ręką po brulion, ale w tym samym momencie Wytycz przysunął go
szybkim ruchem ku sobie.
- Chce pan ten pamiętnik pożyczyć?
- Tak. To właśnie chciałem wyrazić. Będę bardzo wdzięczny. Wiedziałem, że Marylka
coś takiego pisze. Pokazywała mi czasem to swoje pisanie.
Geza pomyślał, że jego rozmówca bezwstydnie łże. Na pokazywanie intymnego
pamiętnika może się zdobyć tylko ekshibicjonista psychiczny, a model stosunku Wasilewskiej
do świata był zgoła przeciwny. Znów wyciągnął rękę i niemal siłą odebrał zeszyt Wytyczowi.
- Przykro mi - powiedział - że muszę pana prośbę potraktować odmownie. Chyba pan
rozumie, dlaczego. Jedynie pod warunkiem, że będzie pan ze mną absolutnie szczery, mogę
pójść na pewien kompromis. Oryginału nie dam, ale kazałem zrobić fotokopię. Z niej
udostępnię, ewentualnie fragmenty; te, które dotyczą pana. Zaspokoję też wstępnie pana
ciekawość. Marylka określała pana kryptonimem Boj" - co wzięło się prawdopodobnie stąd,
że uważała pana za bojącego się; za takiego, który ma nadmiernego boja". Stąd wniosek, że
nie żywiła do pana specjalnej sympatii. A pan mówi, że pokazywała panu, człowiekowi
niezbyt lubianemu, trzymany w tajemnicy pamiętnik. Dziwne.
- Czy ja wiem. Zdawało mi się, że ufała mi. A ja chętnie dzieliłem się z nią moim
doświadczeniem życiowym.
- Pochwały godne. Czy to pan doradził jej, aby zaszła w ciążę? Czy też może pan sam
to sprawił?
Wytycz, jeśli nawet zaskoczyło go pytanie, nie dał tego po sobie poznać. Wstał,
podszedł do drzwi łączących zapewne gabinet z resztą pokoi, otworzył je gwałtownie.
Wyjaśniwszy, że gosposia lubi podsłuchiwać, odezwał się z nikłym uśmiechem:
- Pozwolę sobie wyrazić opinię, że rzeczywiście - powiem to wprost jak mężczyzna
mężczyznie - mogłem jej zrobić to dziecko. - Początek zdania, pełen swoistej elegancji,
groteskowo kłócił się z zakończeniem. - I pozwolę sobie jeszcze podkreślić - ciągnął - że
byłem pod tym względem w stosunku do niej w zupełnym porządku. Pretensji żadnych nie
zgłaszała. Chciałbym jednak zwrócić panu przy okazji uwagę na pewien ważny element.
Marylka nie była taka święta. Potrafiła też być bardzo, ale to bardzo niemiła. Niewłaściwie
oceniała ludzi, ich bezinteresowność. Powiem zwyczajnie. Histeryczka z niej była i
naciągaczka. Tyle, że o dyskrecję dbała. %7łeby nikt nie zobaczył. Nikt się nie domyślał. I kto
na tym ostatecznie ucierpiał? Ja, tylko ja, redaktorze!
Geza z niesmakiem obserwował przemianę bezinteresownego doradcy, serdecznego
przyjaciela krzywdzonej przez los dziewczyny, w bezlitosnego prokuratora. Wytycz
ucierpiał? Ciekawe.
- Głowę dam, że panu, bardziej niż Wasilewskiej, zależało na dyskrecji. Gdyby się
wieść o was rozeszła, straciłby pan większość swojej kobiecej klienteli. Ale chyba nie to
miały znaczyć słowa o tym, że pan ucierpiał?
- Powiedziałem tak?
Geza w milczeniu skinął głową, ostentacyjnie obracając trzymany w rękach pamiętnik.
Wytycz nie spuszczając wzroku z czarnej okładki też milczał. Wreszcie pierwszy przerwał
milczenie:
- Może pan wierzyć albo nie, ale ten związek kosztował mnie mnóstwo nerwów. A
także pieniędzy. %7ływej gotówki.
- Gotówki? Zabrała panu jakieś pieniądze? Pożyczyła?
- To było w czasie mojego ostatniego spotkania z Marylką. Ona nie przyszła wtedy ot
tak, ze zwykłą wizytą. Przyszła, żeby pożyczyć pieniędzy.
- O jaką sumę jej chodziło?
- Pięćdziesiąt tysięcy. Potem zjechała do trzydziestu, potem do dwudziestu.
- Pan się upierał, że nie pożyczy?
- Tak. Ale wreszcie musiałem skapitulować.
- Ile jej pan pożyczył?
- Piętnaście tysięcy. Nie pożyczyłem, dałem.
- Powiedział pan coś o musie. Wasilewska nie wyglądała na osobę, która może zmusić
do czegokolwiek.
- Oświadczyła, że jest w ciąży. %7łe potrzebuje na skrobankę. Typowo kobiecy sposób.
- O ile wiem, zabieg tego typu, przeprowadzony nawet z pełną dyskrecją, prywatnie,
kosztuje znacznie mniej.
- Tak. Ma pan rację. Ale ona... Wytycz wstał zza biurka i ze zwalistej szafy wyjął
kilka tekturowych skoroszytów.
- Ale ona... - przypomniał Geza. - Zaczął pan coś mówić o powodach, które skłoniły
pana do ofiarowania Wasilewskiej większej sumy pieniędzy.
- Wybaczy pan, ale to zbyt przykry dla mnie temat. Zresztą... No wie pan, lubiłem ją,
mówiłem już o tym. Mam tu coś ciekawego dla pana. W tych skoroszytach, proszę spojrzeć,
znajdują się, podziękowania od osób, którym pomogłem. Na przykład to: list od ojca, któremu
wskazałem miejsce, gdzie przebywała jego zaginiona bez śladu córka...
Geza czytał list pełen słów wdzięczności, myśląc, że Wytycz wciąż nie jest szczery,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]