[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Chodzcie, chłopcy! Jesteście gotowi?
Rafael włożył już ubranie i szedł teraz ręka w rękę z Dolgiem na samym przedzie. Na
dworze nie było jeszcze całkiem ciemno, zarysy gór odcinały się na tle płonącego nieba, tak
że widziało się jeszcze bardzo dobrze bez latarni. Deszcz ustał. Nero tańczył radośnie,
biegnąc przodem oszczekiwany z daleka przez dworskie psy.
Kiedy podeszli do starego zamku, wszyscy zgromadzili się wokół Dolga i Rafaela.
Opowiedzieli raz jeszcze, co widzieli, a Móri słuchał z wielkim zainteresowaniem.
Taran i Danielle trzymając się za ręce stały w pobliżu chłopców. Danielle drżała,
trochę od wieczornego chłodu, ale jednak przede wszystkim z wielkiego napięcia i
podniecenia. Jakim sposobem aż tyle może się wy - darzyć jednego dnia, skoro tak długo nie
działo się nic?
Tatuś i maman pilnowani przez żołnierzy? Danielle poczuła lekki skurcz żołądka,
może powinna odczuwać coś więcej?
Coś chyba ze mną jest nie w porządku, pomyślała. Tak, z pewnością, nie jest całkiem
normalna, wcale nie lepsza od brata, tak, przecież mademoiselle powtarzała to każdego dnia.
Danielle spojrzała na innych, których pilnowali żołnierze, to znaczy Claude siedział
zamknięty w garderobie, więc pozostała tylko mademoiselle.
%7łe tych dwoje zostało ukaranych, to Danielle uważała za słuszne i sprawiedliwe.
Cieszyła się z tego. Zwłaszcza za to, co zrobili Rafaelowi, ale ona sama też się czuła
spokojniejsza. Ona, która zawsze musiała wysłuchiwać, że jest winna, niezależnie od tego, jak
było naprawdę. I oto teraz przyjechała ta sympatyczna rodzina Taran i powiedziała, że tamci
byli wobec Danielle niesprawiedliwi i zli.
Danielle czuła, że w piersi dławi ją płacz, ale teraz był to dobry płacz. Odczuwała
wzburzenie tak wielkie, że z trudem śledziła wydarzenia związane z upiorem.
Ten pan, o którym jej nowi przyjaciele mówili  wuj Erling , niósł Rafaela przez
ostatni kawałek drogi do zamku, ale teraz brat Danielle stał na własnych nogach wspierany
lekko przez Dolga. Dolg to najwspanialsza istota, Danielle nie bardzo wiedziała, czy może
138
nazywać go człowiekiem, bo chyba tak do końca to nim nie był. Z tymi swoimi oczyma i z tą
cudowną twarzą tak przypominającą elfa. Ale jakżeż ona go podziwiała!
Ojciec dzieci też zdawał się niezwykłym człowiekiem, ale nie do tego stopnia jak
Dolg, teraz robił dokładnie to samo, co Dolg, mianowicie badał mur.
Potem cofnął się o kilka kroków i potrząsał głową.
Nagle Rafael pisnął:
- On idzie! Cofnijcie się, żeby nie wszedł na was!
- Kto idzie? - zapytał jego ojciec ostro.
- Upiór - odpowiedział Dolg zamiast Rafaela. - I to prawda, idzie wprost na
pokojówkę Edith i obu gwardzistów, którzy stoją za nią.
Wymienieni natychmiast uskoczyli w bok.
- Głupstwa! - wrzasnął baron, a jego żona zapiszczała przenikliwie: - Ja nic nie widzę!
- A ja owszem - wtrącił Móri.
Móri stanął za plecami barona i pilnującego go gwardzisty, położył obu mężczyznom
ręce na ramionach. Obaj drgnęli tak gwałtownie, że Móri to odczuł. Dzięki jego wpływowi
oni też zaczęli  widzieć .
- Dobry Boże - szepnął żołnierz. - Nigdy bym nie wierzył, że coś takiego jest
możliwe...
Przerwał mu okropny krzyk barona:
- Dziadek! To jest mój dziadek!
- Baron Rupert von Virneburg? - zapytał Móri.
- Tak! Tak! - Baron jąkał się. - Ja nie... nie chcę być... tutaj, ja...
%7łelazna ręka gwardzisty osadziła go w miejscu.
Upiór znalazł się w środku zgromadzenia, po chwili rozpłynął się w powietrzu i
zniknął.
Móri zrobił znak na trawie.
- Tutaj był - stwierdził. - Rafaelu, czy on się zawsze zatrzymywał w tym samym
miejscu?
- Tak. Zawsze tutaj.
Baronowa krzyczała histerycznie:
- Albert, czy ty oszalałeś? Ja niczego nie widzę, gdzie jest duch, och, mam wrażenie,
że zemdleję!
139
- Milcz! - wrzasnął baron, jakby miał przed sobą oddział wojska. Potem otarł pot z
czoła. - Chcę wracać do domu, to wszystko niczemu nie służy.
- Nie, nie - rzekł Móri stanowczo. - Teraz chcielibyśmy się dowiedzieć, dlaczego
baron Rupert von Virneburg wraca na ziemię? Czy chciałby nam coś powiedzieć?
- Skąd ja to mam wiedzieć? - skrzywił się baron.
- Pan widział rysunki, które mają dzieci? Czy dostrzega pan jakiś związek tych
znaków z pańskim dziadkiem?
- Co za rysunki? Aha, te! Owszem, mój dziadek miał różne głupie pomysły. Studiował
tajemne pisma. Ja wiem, że zajmował się przez jakiś czas wątpliwymi Księgami
Mojżeszowymi.
- Co to znaczy  wątpliwe księgi ? - zapytała Danielle swoją przyjaciółkę Taran.
- Ja nie wiem - odpowiedziała Taran szeptem.
- To znaczy, że nie wiadomo, czy księgi są prawdziwe, a nie sfałszowane - rzekł
Erling i uśmiechnął się do dziewczynek.
Jego uśmiech sprawił, że Danielle poczuła się bezpieczna. Podeszła do niego o krok
bliżej.
- Baronie von Virneburg - powiedziała Theresa. - Co się znajduje wewnątrz murów
akurat tutaj?
- Przecież nie mogę wszystkiego pamiętać - burknął zirytowany baron. - To jest chyba
rejon kuchni.
Niewiele im to wyjaśniło.
Wszyscy drgnęli, kiedy od strony parku dał się słyszeć obcy głos:
- Może ja mógłbym dostarczyć jakichś informacji? Stał przed nimi rabin Etan, który
nie był żadnym rabinem, tylko po prostu wujem barona.
Właściciel dworu na widok krewnego wpadł w prawdziwy gniew.
- Co? - ryknął z purpurową twarzą. - Co ty tutaj robisz? Czyż nie zakazałem ci
przekraczać mojego progu?
- Co do tego ostatniego, to znaczy, czyj jest ten próg, to zdania są podzielone -
oznajmił  rabin spokojnie. Skłonił się uprzejmie księżnej - Wasza wysokość... Bardzo
przepraszam, że nie przedstawiłem się jak należy przy pierwszym naszym spotkaniu, ale
miałem swoje powody... Mój brat Ernst zawsze wyrażał się o pani bardzo ciepło. Byli
państwo zaprzyjaznieni, jak pamiętam.
140
- Tak, rzeczywiście - powiedziała Theresa z uśmiechem. - I dlatego właśnie
odważyłam się prosić w tym domu o opiekę nad moimi wnukami. Sprawy nie potoczyły się
dokładnie tak, jak oczekiwałam. Ale...
Zawahała się na moment, a potem dokończyła:
- Ale może tak, jak pan oczekiwał?
Etan von Virneburg uśmiechnął się.
Móri natomiast zapytał:
- Czy mógłby nam pan wyjaśnić, dlaczego? Dlaczego nasi chłopcy dostali te rysunki?
A także czy pan sam widział tutaj upiora?
- Nie, ja go nie widziałem, ale wiedziałem, że Rafael go widuje. A teraz stwierdzam,
że państwo oznaczyli miejsce, w którym duch mojego dziadka znika.
- Tak, to tutaj - przyświadczył Rafael podchodząc bliżej.
- Rafael! - wrzasnął jego ojciec. - Ty się w to nie mieszaj! A poza tym uważam, że
skończyliśmy już te obserwacje na dworze i proponuję, byśmy wrócili do domu i wyjaśnili
różne nieporozumienia przy kolacji.
- Myślę, Albercie, że jeszcze na to za wcześnie - rzekł łagodnie jego wuj Etan. - Czy
to ty poleciłeś, że wejście do piwnicy powinno zostać zamurowane i że powinna je porosnąć
trawa?
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
Etan poprosił, by kilku dworskich ludzi przyszło tutaj ze szpadlami. Gwałtowne
protesty Alberta na nic się nie zdały, bo żołnierze zakneblowali i jego, i jego małżonkę, tak że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl